Jakub i Bartłomiej
ks. generał Pascual Chávez SDB
strona: 2
Dwa kolejne wspaniałe przykłady świętości przeżywanej w codzienności, to wychowankowie salezjańscy – Jakub Maffei i Bartłomiej Blanco.
Dla rodziców Jakuba (1914-1935) wiara była bardzo ważna. Ks. generał Piotr Ricaldone wspominał Jakuba: „Pamiętam go jako chłopca spokojnego i wesołego, bez cienia ostentacji, rozmiłowanego w Eucharystii, spontanicznego apostoła o sercu pełnym życzliwości i miłości, który swoim czystym uśmiechem zdobywał dusze. Jakub, tak jak Dominik Savio będzie zawsze wzorem wychowanka salezjańskiego i przykładem młodzieńca Akcji Katolickiej.”
Do 15 roku życia Jakub nie miał problemów z nauką. W piątej klasie gimnazjum potknął się na matematyce – nie otrzymał promocji. Cios był mocny. Ojciec zapisał go do prowadzonego przez salezjanów internatu „San Giovanni” w Turynie. Dla chłopca okazało się to zbawcze. Spotkał tam ks. Piotra Zerbino, który stał się jego kierownikiem duchowym. Otwartość charakteru, rozwój fizyczny ponad swój wiek i duch rodzinny bardzo ułatwiały mu kontakt z rówieśnikami i budziły zaufanie w przełożonych. W takiej atmosferze naturalna dobroć przekształcała się w cnotę pogłębioną refleksją. Podczas rekolekcji dotykał tego, co nadprzyrodzone – opisując to w zainicjowanym w 1931 r. pamiętniku. Tydzień po tygodniu opisuje w nim swój wzrost duchowy. Bardzo dobrze przyjęty wychwalał życie w internacie, gdzie znalazł przyjaźń i zrozumienie.
Po ukończeniu piątej klasy przeniósł się do liceum na Valsalice, gdzie otwarło się dla niego szerokie pole młodzieżowego apostolatu – od tradycyjnych „towarzystw” do Akcji Katolickiej i Konferencji św. Wincentego. W niedziele w godzinach przechadzki licealiści docierali z pomocą do najbiedniejszych domów, a wracając czuli się bardziej ludźmi i bardziej chrześcijanami. W ciągu trzech lat na Valsalice Jakub wzrastał w wierze i apostolskiej gorliwości. Wyraźnie przybierał w nim kształt zaangażowany katolik świecki, który da Kościołowi nową formę świętości na wzrór Pier Giorgia Frassatiego.
Egzamin maturalny, który okazał się sukcesem – także w matematyce, otworzył mu drzwi na uniwersytety. Wybrał medycynę, czując, że powołanie lekarza najbardziej przypomina powołanie kapłańskie. Przeniósł się do Bolonii, niedaleko swoich rodzinnych stron. Tam odkrył Kongregację Maryjną jezuitów, idealne przedłużenie apostolatu w stowarzyszeniach z Valsalice. Szybko został wybrany na sekretarza. Zebrania nie były akademickie. Wraz z kolegami szli między baraki, niosąc nie tylko chleb, ale także solidarność i słowa nadziei. Da temu wyraz w swoim pamiętniku stale uzupełnianym opisami swoich wielorakich zajęć. Mimo że w Bolonii mieszkał tylko rok, zdobył sobie całą rzeszę przyjaciół.
Umarł niespodziewanie w wieku 20 lat na zapalenie otrzewnej. Jeszcze dziś pytamy się z niedowierzaniem dlaczego. Może trzeba było świętego dla młodych. Na czym polegał sekret tak licznych przyjaźni Jakuba? Czystość serca, integrująca całe życie podyktowała mu słowa: „Jak Dominik Savio, chcę także i ja – raczej umrzeć niż zgrzeszyć”.
Bartłomiej (1914-1936) pochodził z Pozoblanco w Hiszpanii. Gdy przed ukończeniemi 4 roku życia stracił mamę, wraz z ojcem zamieszkali u wujostwa. Nauczyciel w szkole,widząc jego zdolności i pilność dał mu przydomek „kapitana”. Kiedy w wieku 12 lat stracił także i ojca, musiał zostawić szkołę i zacząć pracować w stolarni kuzyna. Kiedy w 1930 r. do Pozoblanco przybyli salezjanie, Bartłomiej zaczął chodzić do oratorium i pomagał katechizować. Przełożony ks. Antonio do Muiño przekonał go do kontynuowania nauki i formacji duchowej. Później, także i on wstąpił do Akcji Katolickiej i podobnie jak Jakub został sekretarzem.
Po przeniesieniu się do Madrytu ukończył Społeczny Instytut Robotniczy, by móc poświęcić się apostolatowi wśród robotników. Okazał się świetnym oratorem, poszerzał również swoją wiedzę na temat problemów socjalnych, studiując społeczną naukę Kościoła. Po otrzymaniu stypendium poznał katolickie organizacje robotnicze we Francji, Belgii i Holandii.
Był konsekwentny w swoich wyborach politycznych. Będąc delegatem katolickich związków zawodowych w prowincji Kordoba, założył osiem sekcji. Był chrześcijaninem aktywnym, o głębokim życiu wewnętrznym i ofiarnie angażującym się w apostolat społeczny. Walczył w imię wartości ewangelicznych również na polu polityki. Z tego też powodu został zamordowany, chociaż prawdziwą przyczyną był jego katolicyzm.
Kiedy wybuchła wojna 1936 r. Bartłomiej wrócił do Pozoblanco i wstąpił do Gwardii Obywatelskiej, broniąc miasta. Po zdobyciu go w miesiąc później przez komunistów został aresztowany. Znowu jego postawa była przykładowa: „Aby zasłużyć na męczeństwo, trzeba ofiarować się Bogu jako męczennik”. Został skazany na śmierć w Jaen. Przed śmiercią powiedział: „Myślicie, że wyrządzacie mi krzywdę, a tymczasem dajecie mi koronę”. Został rozstrzelany.