- Tam, gdzie PRZELANA KREW rodzi życie
- Od redakcji
- Czy można zaufać dzieciom?
- BRAZYLIA: Niespokojny duch siostry Aliny
- ETIOPIA Internat dla dziewcząt
- „Diabeł martwy”, czyli wakacje na boisku
- WAKACJE z wartościami
- HISTORIA POLSKIEGO „Biuletynu Salezjańskiego”
- Zasady stosowania empatii
- Jak ukarać urwisa
- Zsyła czy dopuszcza?
- Doceniajmy rolę ojca w wychowaniu
- Wykonało się!
- Wakacyjne wyzwanie
- Posłuszeństwo NA KRAWĘDZI
- Mali rycerze
- Rodzina, wychowanie, państwo
Wakacyjne wyzwanie
ks. Marek Chmielewski sdb
strona: 26
WYCHOWAŁEM SIĘ W PARAFII SALEZJAŃSKIEJ. Przy małej kaplicy stał drewniany barak. Moje oratorium. Tam chodziłem na katechezę. Dziś baraku już nie ma. Są wspomnienia. Np. o salezjanach.
Pamiętam msze święte na zakończenie roku szkolnego. Gromkie przypominanie: „Nie ma wakacji od Pana Boga!” i życzenie: „Obyśmy się wszyscy spotkali we wrześniu”. Myślałem wtedy, że naszym księżom wypada tak mówić. Rodzaj rytuału, który należało zachować. Przecież w pierwszą niedzielę wakacji i tak większość z nas była w kościele. Brakowało tylko tych, co wyjechali z domu.
Pierwsze pytania o salezjańskie wakacje zrodziły się we mnie w nowicjacie. Rozbudził je nasz magister. „Ks. Bosko nie chciał, aby chłopcy i salezjanie wyjeżdżali na wakacje do domu. Z wakacji jeszcze nikt lepszy nie wrócił. Dlatego wakacje salezjanina są krótkie!”. Nie bardzo rozumiałem. Chciałem być salezjaninem i nie przeszkadzały mi krótkie wakacje. Zupełnie jednak nie rozumiałem, dlaczego nie powinienem jechać do rodzinnego domu. Tam wyrosłem, poznałem ks. Bosko, usłyszałem powołanie. Z tego powodu przez lata z przymrużeniem oka traktowałem to, co o wakacjach mówił nasz magister.
Sprawy nabrały innego obrotu, kiedy mogłem zgłębić ks. Bosko podczas studiów w Rzymie. Pamiętam wykład ks. prof. Pietra Braida na temat wakacji na Valdocco. Wtedy dużo zrozumiałem. Znaczna część wychowanków nie miała rodziców i domu rodzinnego. Rodziny innych żyły w biedzie nie tylko materialnej, ale i moral¬nej. Tacy chłopcy zostawali w oratorium. Wielu z nich ks. Bosko zabierał na kilkudniowe jesienne wycieczki w okolice Turynu albo zapraszał do Becchi do gospodarstwa swego brata Józefa.
Wychowankowie, którzy udawali się na wakacje do domów, otrzymywali specjalne przygotowanie. Ks. Bosko był przekonany, że najwięcej uda mu się osiągnąć, gdy będzie miał wpływ na wychowanka przez całą dobę. Dlatego tak bardzo dbał nie tylko o to, aby mieć własną szkołę, ale też warsztaty i internat. Wakacje były oczywistym wyzwaniem dla tego programu. Dawał temu wyraz np. opowiadając chłopcom „sny o wakacjach”. Tak próbował dotrzeć do ich świadomości i sumień. Wiedział bowiem doskonale, że musi przygotować młodych do samodzielnego, dobrego przeżycia czasu poza oratorium. W tym celu przypominał im, aby wyruszali na wakacje z czystym sumieniem, tzn. po spowiedzi. Po przyjeździe do domu powinni przywitać rodziców, proboszcza i inne ważne osoby i pozdrowić ich w imieniu ks. Bosko. W domu, obok wypoczynku, chłopcy mieli troszczyć się zasadniczo o dwie sprawy: wytrwanie w bojaźni Bożej i unikanie lenistwa. W praktyce ks. Bosko polecał im uczestnictwo w codziennej mszy św., kontynuowanie lektury duchowej, medytację jak w oratorium, spowiedź i komunię z taką częstotliwością, jak na Valdocco. Polecał im także akty strzeliste i uciekanie się pod opiekę Matki Bożej. Chłopcy mieli być przykładem dla innych, powinni unikać złych rozmów i towarzystwa. Aby pokonać lenistwo, powinni oni czytać dobre i pobożne książki. Tak będą mogli pogłębić wiedzę z zakresu historii, geografii, mechaniki, śpiewu, muzyki i innych dziedzin. Ks. Bosko świadomie przypominał młodym, że w programie wakacji muszą znaleźć się zabawy, biegi, śpiewy, gry i chwile na odpoczynek. „Róbcie to wszystko, co wam się podoba – przypominał – bylebyście tylko nie popadli w grzech!”. I dodawał: „obyście wrócili z wakacji w łasce Bożej!”.
Od wielu lat stoję na miejscu salezjanów z mojego dzieciństwa. Za kilka tygodni wakacje. Tu, gdzie obecnie żyję i pracuję, przypomnienie, że nie ma „wakacji od Boga” jest wołaniem na puszczy. Większość dzieci i młodzieży jest w kościele wtedy, kiedy mają niedzielną katechezę. Prawie nikogo z nich nie było na mszy w Wielkanoc. Nie było wtedy katechizmu. Na lato znikną zupełnie. Co im powiedzieć na koniec roku szkolnego?