- Tam, gdzie PRZELANA KREW rodzi życie
- Od redakcji
- Czy można zaufać dzieciom?
- BRAZYLIA: Niespokojny duch siostry Aliny
- ETIOPIA Internat dla dziewcząt
- „Diabeł martwy”, czyli wakacje na boisku
- WAKACJE z wartościami
- HISTORIA POLSKIEGO „Biuletynu Salezjańskiego”
- Zasady stosowania empatii
- Jak ukarać urwisa
- Zsyła czy dopuszcza?
- Doceniajmy rolę ojca w wychowaniu
- Wykonało się!
- Wakacyjne wyzwanie
- Posłuszeństwo NA KRAWĘDZI
- Mali rycerze
- Rodzina, wychowanie, państwo
Czy można zaufać dzieciom?
Grażyna Starzak
strona: 4
Z MAGDALENĄ SIEMION Z INSTYTUTU DIALOGU MIĘDZYKULTUROWEGO IM. JANA PAWŁA II W KRAKOWIE, INICJATORKĄ WARSZTATÓW Z TEOLOGII CIAŁA, ROZMAWIA GRAŻYNA STARZAK
Rozpoczęły się wakacje. Na początek chciałabym zapytać, gdzie je Pani spędzała jako nastolatka?
Jako nastolatka, ale taka trochę starsza, siedemnasto-i osiemnastolatka często wyjeżdżałam w góry z przyjaciółmi. Mieszkaliśmy najczęściej w schronisku. To były piękne czasy…
Pytam o to, bo dla dorastającej młodzieży wakacje to czas swobody, luzu i nowych doświadczeń. Dla rodziców zaś – świadomość czyhających zagrożeń. Czy da się pogodzić potrzebę wolności u dziecka z obawami rodziców?
To oczywiste, że rodzice martwią się, gdy ich nastoletnie dzieci jadą np. pierwszy raz ze znajomymi pod namiot. Dobrze jest przed takim wyjazdem usiąść z dzieckiem i po prostu porozmawiać. Nie wstydzić się, być może nieraz dla obu stron, krępujących tematów. Rodzice, którzy rozmawiają ze swoimi dziećmi, doskonale je znają. Wiedzą, czy mogą im zaufać, czy są odpowiedzialne, jakie mają problemy. Rozmowa – i to nie tylko przed wyjazdem, ale taka codzienna, to podstawa. Ona jest głównym składnikiem budowania więzi między rodzicem a dzieckiem. Jeżeli jest więź, jest zaufanie. Jak jest zaufanie, jest wzajemna otwartość, jest dialog. Nakazy czy zakazy nic tu nie pomogą i nie mają żadnego sensu. Pamiętam, że jak byłam młoda najbardziej zależało mi na tym, żebym mogła się przed moją mamą wygadać, żeby ona mnie wysłuchała. Poczucie, że rodzice mi ufają było najlepszym hamulcem przed realizacją głupich pomysłów w czasie wakacji. A takie – wiadomo – miewa każdy nastolatek.
Ma Pani absolutną rację. Rozsądni rodzice powinni umieć wysłuchać dziecko, postarać się zrozumieć jego potrzeby, ale też jasno określić, czego od niego oczekują.
To jest dokładnie to, o czym mówiłam wyżej. Trzeba też pamiętać, że zasady postępowania wyniesione, wpojone w domu mają szansę stać się „hamulcem”, gdy dziecko stanie przed wyborem między naciskami ze strony grupy a własnym zdaniem.
Taka postawa wymaga nie lada odwagi i pewności siebie, a tego nie da się po prostu „uzgodnić” tuż przed wakacyjnym wyjazdem. Zasady postępowania, których wymagamy od dzieci, musimy przestrzegać na co dzień. Jeśli w domu nie pije się alkoholu, nie łamie prawa, nie używa wulgarnych słów, szanuje innych członków rodziny i w ogóle innych ludzi, dziecku trudniej będzie zaakceptować te zachowania u siebie. Nie znaczy to, że będzie się zachowywać idealnie. Ważne jest jednak, że całym sobą będzie czuło, że robi coś złego. I o to właśnie chodzi.
Na jednym z portali adresowanych do rodziców zadano im pytanie: „Czy pozwalasz dziecku wyjeżdżać na wakacje lub weekendy bez opieki osoby dorosłej?”. Większość odpowiedziała, że „musi być choć jeden opiekun, rodzic, który będzie miał oko na grupę dzieci”. A jakie jest Pani zdanie?
Na początek powiem, że uważam, iż tak naprawdę nie ma ściśle określonego momentu, który byłby najbardziej odpowiedni dla rodziców i oczywiście dla samego nastolatka, żeby puścić go samego na wakacje. Do podjęcia takiej decyzji należy podejść bardzo ostrożnie i przede wszystkim indywidualnie. Trzeba oczywiście uwzględnić charakter i usposobienie młodego człowieka. Czy jest odpowiedzialny, dojrzały emocjonalnie, rozsądny, umie podejmować decyzje, jest asertywny oraz odporny na manipulacje i negatywny wpływ grupy. Ja wyjeżdżałam na kolonie, obozy, mając 12 – 14 lat. Była to doskonała nauka samodzielności i odpowiedzialności. Zawsze jednak towarzyszył nam opiekun. Wydaje mi się, że dopóki dziecko nie osiągnie pełnoletniości nie powinno wyjeżdżać bez nadzoru dorosłych. W tym miejscu nasuwa się też pytanie o to, kim są opiekunowie. Rodzice powinni ich dobrze znać, żeby mieć pewność, że ich dziecko jest naprawdę w dobrych rękach.
Te prawie 40 proc. rodziców, którzy odpowiedzieli, że nie puściliby swojego dziecka na wakacje bez osoby dorosłej, twierdziło równocześnie, że zupełna swoboda, nawet podczas wakacji, nie jest właściwa. A Pani, jak uważa?
Żaden rodzic nie może sobie pozwolić na „wakacje” od wychowywania swojego dziecka. Swoboda, luz – tak, ale są pewne granice tej swobody, tego luzu. To jednak, co innego niż nadmierna kontrola i nadopiekuńczość. Trzymanie dziecka pod kloszem, ograniczanie go i wykonywanie wielu czynności za niego, spowoduje, że wychowamy nieporadnego, uzależnionego od pomocy i decyzji innych człowieka. Natomiast dookreślona swoboda pozwala dzieciom nabrać samodzielności, pewności siebie, poradzić sobie w różnych sytuacjach bez pomocy rodziców. Warto wybrać złoty środek. Mieć świadomość tego, że wszystkie doświadczenia uczą dzieci samodzielnego życia.
Prowadzi Pani warsztaty dla młodzieży z teologii ciała. Napisała książkę na ten temat. Podkreślono w niej wartość czystości przedmałżeńskiej. To temat szczególnie aktualny w czasie, gdy młodzi ludzie wyjeżdżają we własnym gronie na wakacje. Jak tłumaczyć młodzieży, że to takie ważne?
To jest bardzo ważne, zwłaszcza dzisiaj, gdy tak często deprecjonuje się czy nawet wyśmiewa tę wartość. Papież Jan Paweł II podkreślał, że nasze ciała mają swój język, zjednoczenie ciał mówi: kocham cię, jestem twój na zawsze, oddaję ci siebie do końca życia. Wobec tego każde współżycie przedmałżeńskie,
które daje furtkę do odejścia, jest po prostu kłamstwem. Nie można na poziomie ciała być razem i jednocześnie zakładać, że jak coś nam nie pójdzie to się rozstaniemy. Młodym ludziom trzeba wytłumaczyć, że czystość to coś więcej niż na przykład powstrzymywanie się od współżycia przed ślubem.
Jan Paweł II odwołuje się do słów Jezusa, który mówi, że już pożądliwe spojrzenie na kobietę czyni mężczyznę cudzołożnikiem. Czy nie przesadzał? Przecież to tylko myśli! Tylko albo aż! W tym wszystkim nie chodzi tylko o ciało, ale przede wszystkim o serce człowieka. To, kim jesteśmy najbardziej wewnętrznie, określa następnie, jak się zachowujemy, co robimy. Papież powie więcej, że to serce potrzebuje odkupienia, nie ciało.
Jak reaguje młodzież, gdy rozmawiacie na ten temat?
To zależy od grupy. Zawsze mówię, że nie chcę nikogo indoktrynować. Chcę tylko przedstawić wersję miłości i seksualności człowieka, o której z pewnością nie dowiedzą się z internetu czy innych mediów. Na warsztatach panuje luźna atmosfera. Zależy mi, aby każdy mógł się wypowiedzieć, ale nie ma przymusu. Najważniejsze to zdobyć zaufanie młodych. Oni są bardzo wyczuleni na prawdę. Muszą być pewni, że to, o czym im mówię, jest dla mnie ważne i że sama staram się tak żyć. W przeciwnym razie byłabym spalona na starcie. Gimnazjaliści zazwyczaj chłoną treści z wypiekami na twarzy, wśród licealistów jest większy opór, ale za to możemy podyskutować. Ważne, żeby usłyszeć ich zdanie, ich problemy.
To, co Pani mówi młodym na temat teologii ciała ładnie brzmi w teorii, ale sama młodzież twierdzi, że w obecnych czasach, kiedy jesteśmy zewsząd atakowani nagością, nieczystością, plagą rozwodów, aborcji i antykoncepcji, życie oparte o chrześcijańskie wartości nie jest łatwe…
Wszyscy tak mówią: piękne, ale nierealne. Bo żyjemy w sytuacji grzechu, moralna kondycja naszej cywilizacji nie jest zbyt optymistyczna. My się tym zasłaniamy.
Takie czasy, dodajemy, tak już musi być. Ale właśnie o to chodzi, że tak wcale nie musi być! Jeśli żyjemy w kraju, którego 95 proc. mieszkańców podobno jest katolikami, to podchodźmy do tego poważnie. To oczywiście wymaga wysiłku, pracy, lecz to naprawdę da się zrobić. Ale człowiek współczesny idzie na łatwiznę, nie chce zawalczyć o wartości, zasady.
Pocieszające jest to, że młodzi, choć nie we wszystkim się ze mną zgadzają, wcale tak nie reagują. Oni nie mówią, że się nie da. Mówią, że dobrze, że pani nam o tym opowiada! Kto wie, być może odpowiednio wcześnie podana dawka teologii ciała okaże się receptą na ich przyszłe szczęście i spełnienie. Tego im i sobie z serca życzę.
Dziękuję za rozmowę.