facebook
Audiobook:
O Janku przyjacielu młodzieży
autor: Maria Kączkowska
odcinek 33: Zadanie życia spełnione


W Waszych intencjach modlimy się codziennie
o godzinie 15:00 w Sanktuarium
M.B.Wspomożycielki Wiernych w Szczyrku
O ustanie pandemii corona wirusa
Staszek
2020-05-29 10:06:03
W intencji wszystkich MAM
Ala
2020-05-29 10:04:41
Za Tomka z W
Piotr
2020-03-29 19:05:04
Blogi:
Agnieszka Rogala Blog
Agnieszka Rogala
relacje między rodzicami a dziećmi
Jak nie kochać dzieci.
Karol Kliszcz
pomiędzy kościołem, szkołą a oratorium
Bezmyślność nie jest drogą do Boga
Karol Kliszcz Blog
Łukasz Kołomański Blog
Łukasz Kołomański
jak pomóc im uwolnić się od uzależnień
e-uzależnienia
Andrzej Rubik
z komżą i bez komży
Na dłoń czy na klęczkach?
Andrzej Rubik Blog
Maria Fortuna-Sudor Blog
Maria Fortuna-Sudor
na marginesie
Strach
Tomasz Łach
okiem katechety
Bóg jest czy nie jest?
Tomasz Łach Blog

Archiwum

Rok 2019 - maj
Matczyna tajemnica

ks. Marek Chmielewski sdb

strona: 26




WYJEŻDŻAMY NA PIELGRZYMKĘ DO POLSKI. Mamy odebrać relikwie św. Faustyny i Jana Pawła II. Miała z nami pojechać jedna z naszych katechetek. Z radością zarezerwowała miejsce. Potem przyszła na rozmowę.


Była z synem. Poprosiła o skreślenie jej z listy pielgrzymów. Powód? Syn otrzymał informację, że jego egzaminy maturalne odbędą się w czasie, gdy ona ma jechać do Polski. Byłem nieco zaskoczony. Chłopak ma prawie dwadzieścia lat. Świetnie się uczy. Udziela się w parafii. Jest lubiany. Sądziłem, że mama lekko przesadza. Chciałem to obrócić w żart: „Jesteś dobry! Już zdałeś! Nie dasz mamie pozwolenia na wyjazd?”. Zamiast odpowiedzi zobaczyłem jego wielkie oczy i drżące wargi. „No tak! Może jechać, ale…”. A ona: „On będzie mnie potrzebował! Jak coś nie pójdzie, wystarczy jedno spojrzenie…”. Nie dokończyła. Nie jedzie z nami do Polski.
Pomyślicie, że ona nadopiekuńcza, a on maminsynek. To nie tak. Zbyt dobrze ich znam. Wielokrotnie dali próbę dojrzałości i wiary. Natomiast to pozornie banalne doświadczenie pokazało mi niezwykle istotną prawdę o matce. Mama, aby być mamą, nieustannie wybiera, wyrzeka się wielu rzeczy, rezygnuje z nich. Ponieważ kocha, nieustannie składa siebie w darze. Nie na darmo. Te matczyne wyrzeczenia wielokrotnie znaczą więcej niż słowa i przynoszą w życiu niezwykłe owoce.
Te prawdy kapitalnie ilustruje życie Margherity Occhieny, matki ks. Bosko, nazywanej w środowisku salezjańskim „Mamą” lub „Matusią” Małgorzatą. Małgorzata po raz pierwszy wybrała, rezygnując z własnej wygody, gdy w 1812 r. poślubiła Franciszka Bosko, wdowca i zaakceptowała jego syna Antoniego. W 1813 urodził im się Józef, a w 1815 Jan, późniejszy ks. Bosko. W 1817 r. Franciszek zmarł. Małgorzata podjęła wtedy wiele decyzji opłaconych ogromem wyrzeczenia. Mimo ofert kolejnego zamążpójścia, zdecydowała, że pozostanie wierna zmarłemu mężowi i sama wychowa dzieci. W konsekwencji musiała najpierw sama spłacić długi wobec lekarza leczącego umierającego męża, wobec notariusza, który uregulował sprawy majątkowe, i wobec rodziny, która dzierżawiła jej ziemię. Ta wygrała w sądzie sprawę przeciw Małgorzacie o złe uprawianie ziemi. To nie było prawdą. Biedna wdowa musiała jednak uiścić zasądzone odszkodowanie. Powoli, zatrudniając robotników rolnych, z pomocą swojej rodziny uporała się z tymi kłopotami. Nieustannymi wyrzeczeniami okupione było wychowanie synów. Ciężką pracą w gospodarstwie zapewniła im byt. Pomimo biedy, przyjmowała pod dach tułaczy i uciekinierów wojennych. Przez ten rodzaj wyrzeczenia uczyła synów miłości bliźniego i zaufania do Bożej Opatrzności. Aby wprowadzić pokój w rodzinie zdecydowała się wysłać Jana na wiele miesięcy służby poza domem. W tym samym czasie przygotowała podział majątku po ojcu pomiędzy synów i tak zabezpieczyła Janowi możliwość kontynuowania nauki w szkole, a potem formacji w seminarium. Kiedy Jan został księdzem, Antoni z żoną i dziećmi prowadził własne gospodarstwo, a ona zamieszkała u Józefa i jego rodziny. Krótko cieszyła się spokojem. Ks. Jan potrzebował jej w Turynie pośród swoich chłopców. W 1846 r., w wieku 58 lat, zostawiła święty spokój i od stabilności „małego dobrobytu” w domu Józefa przeniosła się do Jana i jego chłopców na Valdocco. Do oratorium zabrała ze sobą swą ślubną suknię, welon, obrączkę i kolię. Z ubrań zrobiła obrus na ołtarz i bieliznę kielichową. Kosztowności sprzedała, a pieniądze oddała na potrzeby chłopców. Sprzedała też połeć ziemi, który do niej należał. Przez 10 lat gotowała, prasowała, cerowała ubrania chłopców, uprawiała ogród. Jak ks. Bosko była z chłopcami i dla nich. Dla nich wyrzekła się wszystkiego. A oni byli pewni, że mają mamę. Wśród nich umarła. Dziś jest kandydatką na ołtarze.
Matczyne wyrzeczenia. Także naszych mam. Jakie były? A jakie są ich owoce? 