facebook
Audiobook:
O Janku przyjacielu młodzieży
autor: Maria Kączkowska
odcinek 33: Zadanie życia spełnione


W Waszych intencjach modlimy się codziennie
o godzinie 15:00 w Sanktuarium
M.B.Wspomożycielki Wiernych w Szczyrku
O ustanie pandemii corona wirusa
Staszek
2020-05-29 10:06:03
W intencji wszystkich MAM
Ala
2020-05-29 10:04:41
Za Tomka z W
Piotr
2020-03-29 19:05:04
Blogi:
Agnieszka Rogala Blog
Agnieszka Rogala
relacje między rodzicami a dziećmi
Jak nie kochać dzieci.
Karol Kliszcz
pomiędzy kościołem, szkołą a oratorium
Bezmyślność nie jest drogą do Boga
Karol Kliszcz Blog
Łukasz Kołomański Blog
Łukasz Kołomański
jak pomóc im uwolnić się od uzależnień
e-uzależnienia
Andrzej Rubik
z komżą i bez komży
Na dłoń czy na klęczkach?
Andrzej Rubik Blog
Maria Fortuna-Sudor Blog
Maria Fortuna-Sudor
na marginesie
Strach
Tomasz Łach
okiem katechety
Bóg jest czy nie jest?
Tomasz Łach Blog

Archiwum

Rok 2019 - maj
Język używany w domu jest pierwszym wzorcem dla dzieci

Grażyna Starzak

strona: 12



Z prof. Renatą Przybylską, językoznawczynią z Uniwersytetu Jagiellońskiego, rozmawia Grażyna Starzak



Pani Profesor, czy często bywa Pani zażenowana, słysząc, jak ktoś „okrasza” swoją wypowiedź wulgarnymi słowami?

Często, ponieważ dojeżdżam do pracy autobusem i codziennie mam kontakt z językiem ulicy. Bardzo razi mnie, gdy ktoś używa wulgarnych słów. Jeszcze kilka lat temu podejmowałam próby grzecznej reakcji na takie zachowania. Dzisiaj tego nie robię, bo moje dzieci uświadomiły mi, że ci, którym zwrócę uwagę, mogą mnie pobić…


Przyznam się, że jak też kiedyś nie wytrzymałam i zwróciłam uwagę grupce gimnazjalistów, którzy jadąc tramwajem głośno przeklinali, o dziwo, młodzieńcy ucichli. Zastanawiam się, w jaki inny sposób można uświadomić młodym ludziom, że to nieodpowiednie zachowanie?

Mnie się wydaje, że młodzi ludzie, ale nie tylko oni, czują potrzebę przynależności do jakiejś wybranej grupy cieszącej się prestiżem. Im jest ona węższa, tym bardziej dla nich wartościowa. Można by to z pożytkiem dla nich wykorzystać. Np. stwarzać pozytywne snobizmy. Kiedyś czytałam recenzję roli młodego brytyjskiego aktora, który grał Sherlocka Holmesa. Recenzent pisał, że ów aktor wyróżnia się ogromną kulturą osobistą, erudycją i tym, że posługuje się ładną, poprawną angielszczyzną. Może warto częściej podawać publicznie takie przykłady, aby zachęcić młodzież do powielania takich wzorców. Pokazać młodzieży, że jeśli chce się wyróżniać to niekoniecznie przez to, że ma kolczyk w uchu, ale może dzięki temu, że inaczej, ładniej mówi.


Powiedziała Pani w jednym z wywiadów, że w używanym przez Polaków na co dzień języku najbardziej rażąca jest „postępująca wulgaryzacja”. To było dziesięć lat temu…

Te słowa są nadal aktualne. Ba, wulgaryzacja potocznego języka nasila się. Proszę spojrzeć na „życiorys językowy” każdego z nas, dorosłych. Proszę sobie przypomnieć, jakim językiem posługiwaliśmy się jako dzieci, młodzi ludzie, w domu rodzinnym, w czasie niedzielnego obiadu u dziadków, nawet na podwórku. Proszę zwrócić uwagę, że w czasach naszej młodości, jeśli nawet chłopcy używali wulgarnych słów, to między sobą. To była męska rozmowa i męska sprawa. Gdy przypadkiem usłyszały taką rozmowę dziewczęta, był wstyd. Teraz bywa, że dziewczęta, rozmawiając we własnym gronie, klną jak przysłowiowy szewc. W tym miejscu dodam, że te same, niepisane zasady obowiązywały przed laty zarówno w kulturze miejskiej, jak i wiejskiej. Na wsi rodzice straszyli dzieci, że im coś na języku wyrośnie, jeśli będą przeklinać. Te groźby okazywały się skuteczne.


„Postępująca wulgaryzacja” dotyczy też kultury masowej. W jednym z polskich filmów, bijących rekordy frekwencji, również, a może przede wszystkim, wśród małolatów, ilość słów na „k” i „ch” w każdym nieomal kadrze bije wszelkie możliwe rekordy…

Kultura masowa bardzo się zwulgaryzowała. Dzisiaj, nawet w kinie czy teatrze, trudno jest znaleźć dobre wzorce, które by można postawić na drugim biegunie powszechnie używanego, niedobrego języka. W przeszłości ładnej polszczyzny można się było uczyć od aktorów, dziennikarzy i w ogóle ludzi kultury. Język, którym przedstawiciele tych zawodów się posługiwali, mógł służyć jako pewien wzorzec. A dzisiaj chyba uważa się, że kulturalny język jest drętwy. Dlatego, w różnego rodzaju audycjach radiowych, telewizyjnych, często słychać nazbyt potoczną mowę.


Nieżyjący już wybitny językoznawca, profesor Zenon Klemensiewicz, powiedział kiedyś, że inteligentowi nie uchodzi nawet powiedzenie słów „wtranżalać, zaiwaniać, wkurzać się, opierniczać kogoś”. Przekonywał, że te słowa powinny być inteligentowi zupełnie obce. Tymczasem dzisiaj cała Polska „rzuca mięsem”, inteligenci również…

Zapanowała jakaś moda na „rzucanie mięsem”. I to również w kręgach inteligentów. Proszę zwrócić uwagę, że przekleństwa wcale nierzadko pojawiają się na ścieżce dialogowej w filmach, np. Woody’ego Allena, którego bohaterami są często przedstawiciele inteligencji nowojorskiej. W tym miejscu warto wspomnieć, że dzisiaj mamy też do czynienia ze zjawiskiem, które nazywam „dewulgaryzacją wulgaryzmów”. Inaczej mówiąc to, co pani i ja uważamy za wulgarne, dla kogoś innego, również dla osób wykształconych, inteligentnych, wulgarne nie jest. Takie procesy w historii języka co jakiś czas zachodzą. Pewne słowa, uważane za brzydkie, „poprawiają się”, a pewne się psują. Tylko zazwyczaj nie jest to takie skrajne. Np. dziś nikogo nie razi używanie słowa „ciuch”. Tymczasem w latach 70. ub. wieku czuło się, że jest to słowo knajackie, które słyszało się np. w środowisku osób zajmujących się pokątnym handlem. Dzisiaj to określenie nie ma już złej konotacji. Niektóre potocznie używane słowa są tak silne, że wypierają z pamięci użytkowników te, które są językowo poprawne. Np. zamiast mówić „zdążyłem” coś zrobić, używa się określenia „wyrobiłem się”. To nie jest określenie wulgarne, ale dowodzi spłaszczania się stylów językowych. I tego, że gorszy język wypiera lepszy.


Wracając do wulgaryzmów. Wyrazów na „k” jako przecinka bardzo często używa dziś młodzież. Zastanawiam się, kogo obwiniać za to, że dzisiaj klną nawet nastolatki?

Jeżeli nie mają dobrych wzorców, to mówią takim językiem, jaki słyszą na ulicy czy w domu. Nie do przecenienia jest tu rola rodziców. Język używany w domu jest pierwszym wzorcem dla dzieci. To, jakich form językowych używa się w domu, w jaki sposób zwracają się do siebie członkowie rodziny, czy rozmawiają ze sobą w sposób kulturalny czy nie – ma ogromny wpływ na to, jakim językiem będą się posługiwać dzieci. Jeśli w danej rodzinie normą jest język wulgarny, to one nie będą czuły, że to jest coś niewłaściwego. Myślę, choć w tej dziedzinie nie jestem ekspertem, że pewną rolę odgrywa tu też podwórko czy szkoła. Generalnie żyjemy w takich czasach, że grzeczny, delikatny, nieużywający wulgarnego języka młody człowiek jest raczej wyśmiewany, niż szanowany. I to nie tylko w młodzieżowych kręgach. We wspomnianym przez panią filmie, ale także w wielu innych, bohaterami nie są osoby podbijające świat swoją wrażliwością, tylko te, które mają siłę przebicia. Ta siła przebicia podszyta jest agresją, również językową.


Dlaczego tak się dzieje? Niektórzy językoznawcy twierdzą, że chyba złe emocje w nas tkwią. Są tacy, którzy uważają, że po 1989 roku puściły nam wszelkie hamulce…

To wszystko jest dość trudne do pełnego zdiagnozowania. Niewątpliwie po zmianie ustroju nastąpiło poluzowanie, rozluźnienie obyczajów kulturowych i językowych. To poluzowanie może być np. reakcją na zbyt sztywny, urzędowy język stosowany w tamtych czasach, również w telewizji czy w kinie. Ale jak to w życiu bywa, to „poluzowanie” poszło za daleko. Wydaje się, że wielu z nas uważa, iż jeżeli reguły są sztywne, zasady nas krępują, to trzeba je łamać. To fałszywa teza. Dobrze, gdy człowiek zachowuje się spontanicznie, ale w pewnych granicach. Ja sobie nie wyobrażam, jak wyglądałoby nasze życie, gdyby każdy impuls do irytacji, złości, agresji znajdował upust w nieodpowiednich zachowaniach. Dojrzałość, kultura, zasady społeczne nakładają na nas pewne ograniczenia. Dla dobra innych, ale i dla dobra nas samych.


Dziękuję Pani Profesor za rozmowę.