- Najbardziej wspaniałe i cenne pieniądze, jakie kiedykolwiek widziałem
- Od redakcji
- Wielki Post nie jest tylko dla postu
- Uganda Dożywianie w obozie dla uchodźców
- Angola Renowacja szkoły
- BOLIWIA Wyposażenie warsztatów technicznych
- Małomiasteczkowy? Jestem z tego dumny!
- Jak okiełznać szkolny stres?
- Ksiądz Jan Woś SDB – historyk z pasją
- Subiektywne przypisywanie odpowiedzialności
- Rodzice – dwoje ludzi w różowych okularach
- Zły Bóg Starego Testamentu?
- Wspomagajmy, wspierajmy, chwalmy
- Cieszcie się i radujcie (Mt 5,12)
- Efekt „łał”
- Żywa wiara
- Polska w pigułce
- Nauczyciele
Nauczyciele
Tomasz P. Terlikowski
strona: 29
nauczyciele, którzy nas kształtowali, często zostają gdzieś z tyłu, a przypominamy sobie o nich przy okazji ich śmierci. Ale to oni nas ukształtowali.
Nie widziałem ojca profesora Edmunda Morawca CSsR już pewnie z dziesięć lat. Nie było okazji, nie wiedziałem, czy on sam by chciał, bo z moimi publicystycznymi poglądami i ocenami nie zawsze było mu po drodze. Nie zostałem naukowcem, filozofię porzuciłem (i wciąż tego żałuję) na rzecz publicystyki i pisania, nie było już okazji do spotkań. Ale bardzo wiele mu zawdzięczam. Bez niego nie zostałbym doktorem, nie napisałbym ani magisterium, ani doktoratu z mojej ukochanej filozofii rosyjskiej. On dzwonił regularnie i prosił: „Panie magistrze (nigdy nie używał nazwisk, nie miał do nich pamięci), niech pan pisze, bo ja już niedługo umrę, zawałów przeżyłem już kilka”. I tak dzwonił, dzwonił, aż skłonił do pisania. Potem straszył, że „doktorat nie przejdzie, bo się go za dobrze czyta”. Do tej pory nie wiem, czy żartował czy mówił poważnie, ale wiem, że jego tekstów łatwo się nie czytało. Były trudne, skomplikowane, ale inspirujące. Doskonale pamiętam też jego seminaria. Uczył nas precyzji myślenia, używania narzędzi logicznych do czytania tekstów, szacunku dla spójności myślowej. Nigdy nie zapomnę, jak przez rok przeczytaliśmy jedną stroniczkę Kartezjusza. Ale za to, jak ją przeczytaliśmy. Potrafił być surowy na egzaminach, oblewał niekiedy większość studentów, ale ja naprawdę lubiłem te egzaminy. Całościowe, precyzyjne, wymagające. Nie zapomnę też nigdy godzin spędzonych na kawie i ciastkach z ojcem profesorem, który zapraszał trzech swoich studentów (miałem szczęście być wśród nich – dwaj pozostali są teraz poważnymi wykładowcami i tylko ja zostałem poza nauką) na długie rozmowy. Niezapomniane. Teraz dowiedziałem się, że ojciec profesor, w wieku 88 lat, w 69. roku życia zakonnego i 62. roku kapłaństwa, zmarł w Tuchowie. Dlaczego o tym piszę? Bo wraz z informacją o śmierci mojego promotora, przypomnieli mi się także inni moi nauczyciele. Ci ze studiów, którzy jak biskup profesor Bohdan Bejze pozwalali na szaleństwo własnych poszukiwań i ci, którzy jak prof. Mieczysław Gogacz próbowali nas niekiedy przymuszać do tomizmu. I jedni, i drudzy wprowadzali nas jednak w świat własnego myślenia, w bogactwo filozofii, w przygodę samodzielnego myślenia. Obaj naznaczyli pokolenia ludzi, z których tylko nieliczni zajmują się jeszcze filozofią, ale wielu zachowuje ich we wdzięcznej pamięci. Nie mogę zapomnieć także o tych, którzy kształtowali mnie wcześniej. O pani Garło – matematyczce z XVII LO im. Andrzeja Frycza-Modrzewskiego w Warszawie, która wprawdzie matematyki mnie nie nauczyła (tumanem w tej kwestii byłem i pozostanę), ale za to pokazała, czym jest wychowanie, zaprowadziła na cmentarz, byśmy tam pomodlili się za śp. Grzegorza Przemyka, a także pokazała, że są nauczyciele, którym ściemniać się nie da. Nie potrafię zapomnieć także mojego historyka (zrezygnował ze szkoły, choć był pedagogicznym geniuszem, gdy urodziło mu się czwarte dziecko) i jego żony polonistki, która, gdy gadałem na lekcjach (zawsze miałem z tym problem), rzucała we mnie kredą. I jeszcze z podstawówki (nie ma jej już, a była to 168 SP im. Wiktora Gomulickiego) polonistka z klasy IV otwierająca na przygodę z literaturą. Nie pamiętam już jej nazwiska, ale pamiętam te lekcje i to oczekiwanie na nie. I jeszcze jedno nazwisko, człowieka, który nie był moim nauczycielem, ale który nauczył mnie wiary. To mój śp. proboszcz ks. Tadeusz Uszyński. Jego zaangażowanie, wiara w młodych sprawiła, że z naszej parafialnej wspólnoty, choć losy poukładały nam się różnie, większość zachowała wiarę. To jego zasługa. I jego także wciąż mam przed oczyma, gdy myślę o kapłaństwie. Wszyscy oni zostawili na mnie swój ślad. I to jest chyba najpiękniejsza rzecz, którą można zrobić dla innych. Wprowadzić ich w świat. Za to jestem nauczycielom wdzięczny.