- Najbardziej wspaniałe i cenne pieniądze, jakie kiedykolwiek widziałem
- Od redakcji
- Wielki Post nie jest tylko dla postu
- Uganda Dożywianie w obozie dla uchodźców
- Angola Renowacja szkoły
- BOLIWIA Wyposażenie warsztatów technicznych
- Małomiasteczkowy? Jestem z tego dumny!
- Jak okiełznać szkolny stres?
- Ksiądz Jan Woś SDB – historyk z pasją
- Subiektywne przypisywanie odpowiedzialności
- Rodzice – dwoje ludzi w różowych okularach
- Zły Bóg Starego Testamentu?
- Wspomagajmy, wspierajmy, chwalmy
- Cieszcie się i radujcie (Mt 5,12)
- Efekt „łał”
- Żywa wiara
- Polska w pigułce
- Nauczyciele
Efekt „łał”
ks. Marek Chmielewski sdb
strona: 26
To są dzieci naszych czasów. Urodziły się na przełomie tysiącleci, rodzice dali im więcej niż sami kiedyś otrzymali, wyrosły w pokoju, pod wpływem cywilizacji cyfrowej. Socjolodzy mówią o nich „Pokolenie Y”.
Grupa młodzieżowa z misji w Mainz wpadła w kryzys. Po okresie wzmożonej aktywności i dobrej frekwencji na spotkaniach, przyszło schłodzenie atmosfery. Część osób przychodzi rzadziej, u obecnych zgasł entuzjazm. Dlaczego tak się dzieje? Odpowiadają: „Bo u nas nie ma >łał!<, nie ma czegoś, co nas by zaskakiwało!”. Byłem zdziwiony. Obecny rok zaplanowaliśmy (ekipa czterech młodych małżeństw plus ja salezjanin) wraz z młodzieżą. To oni dali nam wiele propozycji. Uwzględniliśmy je w programie i stopniowo realizujemy. Szło dobrze. Teraz nie ma „łał!”. Co się stało? Robimy sobie rachunek sumienia. Pytamy o naszą gorliwość, przygotowanie, obecność i otwarcie, o wierność ustaleniom. Widzimy, gdzie nie dostajemy. Pytamy też o to, kim jest nasza młodzież. Są radośni, spontaniczni, gotowi do poświęceń w sprawach, które uważają za ważne. Zadania muszą być konkretne i najlepiej na rzecz innych. Chętnie organizują, np. półkolonie, koncert, wspólne święto. W sprawach wiary i moralności nie zawsze im po drodze z Kościołem. Wolą sami ustalać sobie normy. Wystarczy, by być dobrym. Do kościoła chodzą w kratkę. Przyjdą, jeśli czują taką potrzebę. Podobnie z modlitwą. Mają kłopot ze spowiedzią: po co, jak i z czego się spowiadać? Nie walczą z wiarą. Po prostu „nie spotkali Boga”. Gdyby „się pojawił”, nie mieliby trudności, aby Go przyjąć. O wszystkim komunikują przez smartfony. Najczęściej z błędami. Tak ustalają spotkanie i tak prostym komunikatem dają znać, że ich nie będzie. Bez osobistego kontaktu, tłumaczeń, zażenowania i przeprosin. „Mam teraz inne zajęcia” – piszą. W sieci mają w ręku cały świat, w realu kłopoty z najprostszymi relacjami i uczuciami. To są dzieci naszych czasów. Urodziły się na przełomie tysiącleci, rodzice dali im więcej niż sami kiedyś otrzymali, wyrosły w pokoju, pod wpływem cywilizacji cyfrowej. Socjolodzy mówią o nich „Pokolenie Y”. Są zapatrzeni w siebie, przekonani o własnej wartości, sprawni w dziedzinach, w których się wyszkolili. Z trudnością akceptują naturalne autorytety (rodzina, praca, Kościół). Nie znoszą kazań i nie rozumieją tradycji. Dla wszystkich chcą być partnerami, wolą współpracować niż pracować. Przyjmują prawdy, o ile te „coś im dają”. Są dla siebie miarą w wielu rzeczach. Jeśli coś im nie odpowiada, odrzucają to. Są nielojalni w relacjach, w pracy, we wspólnocie. Oni jednak tak tego nie widzą. To nie z brakiem „łał”, ale z takimi tendencjami w młodych musimy się zmierzyć przy okazji kryzysu naszej grupy młodzieżowej. A to przecież chleb codzienny rodziców i wychowawców. Młodzi trudni inaczej niż kiedyś. Bo nie wystarczy się z nimi umówić i tej umowy wiernie pilnować. To dla nich za mało. Kiedy my, dorośli, pilnujemy ustalonego z nimi programu, oni, zapatrzeni w siebie, mają już nowe pomysły, oczekiwania i pragnienia. To dlatego trudno przyjmować im zasady wiary i dziedzictwo tradycji. Choć nie zawsze. Do Panamy pojechało kilka tysięcy młodych Polaków. Niemców także! Lednica gromadzi tłumy. Młodzi wolontariusze są na misjach. Młodych Polaków porwała Inka i Żołnierze Wyklęci. Dlaczego? Bo było „łał!” i wybrali sami. Czyli można! Już słyszę sceptyków, którzy powiedzą – jak pewna moja parafianka – że „słuchamy tylko młodzieży i robimy, co ona chce i co jej się podoba, zasad nie uczymy”. Ks. Bosko w dzieciństwie śnił o przemianie wilków w baranki. Od dziecka wiedział, że do tego trzeba nie pięści i agresji, a dobroci, cierpliwości i stanowczości. Jako dorosły prosił, żeby pochylić się nad tym, co młodym się podoba i to uszanować. Przekonywał, że tak potraktowani, przyjmą oni to, na czym zależy dorosłym. Spróbujmy to zrobić dzisiaj. Bóg czeka na nas w młodzieży! – mówił ks. Bosko. Także w „Pokoleniu Y”.