facebook
Audiobook:
O Janku przyjacielu młodzieży
autor: Maria Kączkowska
odcinek 33: Zadanie życia spełnione


W Waszych intencjach modlimy się codziennie
o godzinie 15:00 w Sanktuarium
M.B.Wspomożycielki Wiernych w Szczyrku
O ustanie pandemii corona wirusa
Staszek
2020-05-29 10:06:03
W intencji wszystkich MAM
Ala
2020-05-29 10:04:41
Za Tomka z W
Piotr
2020-03-29 19:05:04
Blogi:
Agnieszka Rogala Blog
Agnieszka Rogala
relacje między rodzicami a dziećmi
Jak nie kochać dzieci.
Karol Kliszcz
pomiędzy kościołem, szkołą a oratorium
Bezmyślność nie jest drogą do Boga
Karol Kliszcz Blog
Łukasz Kołomański Blog
Łukasz Kołomański
jak pomóc im uwolnić się od uzależnień
e-uzależnienia
Andrzej Rubik
z komżą i bez komży
Na dłoń czy na klęczkach?
Andrzej Rubik Blog
Maria Fortuna-Sudor Blog
Maria Fortuna-Sudor
na marginesie
Strach
Tomasz Łach
okiem katechety
Bóg jest czy nie jest?
Tomasz Łach Blog

Archiwum

Rok 2018 - październik
Nie zapomnij o nas – proszono mnie w Syrii

Ángel Fernández Artime

strona: 2



W Damaszku, jednym z najbardziej cierpiących miast Syrii, otrzymałem pewien prosty i serdeczny dar po tym, jak wypuściłem w niebo białego gołębia. Było to po południu podczas oratoryjnego święta. W tym czasie przerażający wystrzał z moździerza przeszył powietrze i pocisk uderzył w ten sam plac, na którym poprzedniego popołudnia wspólnie świętowaliśmy: salezjanie i młodzi animatorzy. Darem, jaki mi przekazano na zakończenie Eucharystii w Damaszku, była biała stuła. Podarowali mi ją, wyrażając pragnienie, bym ją zakładał, kiedy będę odprawiał Eucharystię w różnych częściach świata. Na stule był wyszyty napis w języku arabskim: Nie zapomnij modlić się za nas. Ten dar i ten zwrot dotknęły mojego serca. Do tego stopnia, że odtąd wkładałem ją w czasie wszystkich mszy świętych w miejscach, w których byłem: w Meksyku – Tijuanie, Chaco Paraguayo, Urugwaju i w mieście Rijeka w Chorwacji. I we wszystkich tych miejscach opowiadałem o tym spotkaniu, tym darze i prośbie, jaką do mnie skierowano. I jednocześnie świadczyłem o tym, co odkryłem w tych salezjanach i w siostrach – córkach Maryi Wspomożycielki. A oto, co widziałem...

1 Widziałem GODNOŚĆ. Godność ubogich, godność tych, którzy czują się przytłoczeni tą całą sytuacją, której sami nie stworzyli, w której nie chcieli uczestniczyć, ale w której są zanurzeni, całkowicie pogrążeni, nie mogąc wybrać niczego innego, nie mogąc wpłynąć na innych, by ci zadecydowali o kresie tego całego cierpienia. Ale na obliczach wszystkich jaśniała duma i opanowanie, a ich stałe i odważne spojrzenie mówiło więcej niż słowa.

2 Widziałem PRZEPIĘKNE I CZUŁE UŚMIECHY. Uśmiechy tych młodych animatorów, silne i intensywne, chcących, aby te dzieci uczęszczające do oratorium spotkały tutaj małą oazę pokoju w ciągu dnia, zapominając o strachu przed wojną, śmiercią i zniszczeniem. Przypomnieli mi film „Życie jest piękne” Benigniego, w którym ojciec każe wierzyć swojemu synkowi, przebywającemu wraz z nim i jego żoną w niemieckim obozie koncentracyjnym, że ten uczestniczy w pewnego rodzaju grze i wesołej przygodzie... Nasi bracia salezjanie i siostry salezjanki oraz młodzi animatorzy robią wszystko, co możliwe, aby wojna i zniszczenie nie miały ostatniego słowa. A nie jest to wesoła przygoda jak w tym filmie. Zauważyłem jednak, że nie chcą pozwolić, aby kule i zniszczenie były tym, co na zawsze wyciśnie piętno na ich życiu.

3 Widziałem wiele NADZIEI. To słowo jest odpowiednie i wyraża uczucie, jakie we mnie wyzwalali, kiedy mówili: „Księże Ángelu, nie boimy się, ponieważ jesteśmy pełni Wiary i Nadziei. Ostatnim słowem nie będzie wojna i zniszczenie, ale – nasze życie i wiara, którą posiadamy, oraz pragnienie, by żyć i uczynić z tej naszej ziemi bardzo piękny kraj”. A tymi, którzy tak mówili, byli ludzie młodzi, którzy w wielu przypadkach stracili dom, ojca, kogoś z rodzeństwa, którzy zginęli od pocisku, który znienacka został wystrzelony.

4 Odkryłem, że poczucie KOMUNII I BRATERSTWA było bardzo głębokie w nich i we mnie. Mogę was zapewnić, że całym sercem byłem blisko tych moich braci salezjanów i tych wspaniałych ludzi młodych po tym, jak ich spotkałem, widziałem ich uśmiechy, odczuwając silnie ich czułe uściski, które wyrażały szczere zaufanie. To wszystko noszę w swoim sercu i każdego dnia pamiętam o nich w modlitwie. Potem wyruszyliśmy, ze smutkiem i bólem, w kierunku Aleppo, a w międzyczasie pociski spadały na Damaszek, zbierając żniwo śmierci. W Aleppo spotkaliśmy innych braci salezjanów, inne siostry – córki Maryi Wspomożycielki i wspaniałych ludzi młodych oraz rodziny, dzieci z oratorium, którzy, podobnie jak w Damaszku, nie przestają być powodem do nadziei. Przeżyliśmy niezapomniane spotkania, niezapomniane chwile modlitwy i salezjańskiego ducha rodzinnego. Tym razem nie otrzymałem w darze białej stuły z napisem w języku arabskim, ale coś, co wywołało we mnie tak wielkie wzruszenie, że oniemiałem. Otóż dyrektor salezjańskiego oratorium przekazał mi to wszystko, co dzieci i młodzież zbierali od dłuższego czasu, abym mógł z tym dotrzeć do innych, bardziej ubogich miejscowości, gdzie znajdują się ubożsi od nich i bardziej cierpiący niż oni ludzie. I wtedy pomyślałem sobie, gdyby takich jak oni było więcej... Oddali mi wszystko to, co byli w stanie zebrać, pozbawiając się jeszcze dodatkowo czegoś w tym swoim powszechnym niedostatku. To było dwieście dolarów, które dla mnie oznaczały fortunę, jak i dla salezjańskiego oratorium znajdującego się na granicy w Tijuanie, w Meksyku, któremu je przekazałem. I od razu oba te oratoria nawiązały ze sobą kontakt. Ubodzy między sobą bardzo dobrze się rozumieją, ponieważ mówią tym samym językiem, językiem prawdziwego człowieczeństwa. I to jest klucz do pełnego życia, bez względu na drogę, jaką Pan nam wyznaczył. Życie utkane z miłości. Pragnijmy, by nasze życie było właśnie takie. 