- List Episkopatu Polski
- Od redakcji
- Kontakt w internecie nie zastąpi rozmowy
- Sudan: Historia pisana na piasku
- Uganda Budowa toalet w ośrodku CALM w Namugongo
- Wybrzeże Kości Słoniowej Wyposażenie sali psychomotorycznej w domu dla dzieci ulicy
- Szkoła bez komórek? To możliwe!
- Dyktatura zamiast autorytetu?
- Prymas Polski Kardynał Stefan Wyszyński i salezjanie
- Alfabet świętego Jana Bosko
- Jak wychowywać wnuki
- Józef sprawiedliwy
- Dobry kontakt - skuteczna pomoc
- Dar dnia
- Św. Józef i ks. Bosko
- Św. Józef – mistrz dialogu
- Cały ten NEW AGE
- Warto uczyć się od Izraela
Cały ten NEW AGE
Robert Tekieli
strona: 28
Mam kilka pytań. Czytałem, że amulety mogą być szkodliwe. Nie chce mi się wierzyć, że noszenie przedmiotów może mieć jakikolwiek wpływ na życie człowieka. Czy można w modlitwę włączać wschodnie techniki, jak czynią to np. jezuici? Dlaczego nie korzystać z pomocy bioenergoterapeutów, przecież uzdrowienia mamy też w Kościele. Dlaczego odrzucać metodę Berta Hellingera? Patryk
Przed noszeniem amuletów ostrzegają już pierwsze księgi Pisma Świętego. Jednak rzeczywiście ludziom XXI wieku trudno jest zrozumieć, że przedmiot może mieć duchowe działanie.
Pewien młody człowiek trafił do egzorcysty z problemami duchowymi i niedającą się leczyć farmakologicznie depresją. Po modlitwie objawy zniknęły i wróciły po dwóch tygodniach. Powtórzyło się to kilka razy. Zdezorientowany egzorcysta zadzwonił do swojego starszego i bardziej doświadczonego kolegi. Ten powiedział: „Zapytaj tego młodego człowieka, czy w jego domu nie ma jakichś dziwnych przedmiotów”. Były. Maski afrykańskie. Po ich spaleniu pierwsza modlitwa zakończyła siedmioletnią depresję, której nie byli w stanie wyleczyć lekarze. Mechanizm był taki: młody człowiek wracał do domu uwolniony po egzorcyzmach i tam trafiał w przestrzeń naznaczoną przedmiotami kultu. Maski kultyczne są przedstawieniami demonów, którym w pierwotnych religiach oddaje się cześć i które próbuje się przebłagać ofiarami. A Europejczycy masowo przywożą z Indii wizerunki bóstw hinduistycznych, z Egiptu skarabeusze, papirusy z nieznanymi symbolami, które w rzeczywistości są imionami egipskich demonów. Przywożą przedmioty używane do kultu, sądząc, że należą one jedynie do przestrzeni kultury.
Pomieszczenie, do którego wracał młody człowiek, a na ścianach którego wisiały maski kultyczne, zły duch uważał za swoją własność. Tak samo było z osobami, które w tym domu przebywały. Zakładając pierścień Atlantów czy pentagram człowiek robi tak, jakby zakładał sobie na szyję tablicę: demonie, zapraszam cię do swojego wnętrza. Zakładając amulet, zgłaszamy swą przynależność do demonicznego świata duchowego.
Teraz drugie pytanie. Różnica pomiędzy katolicką modlitwą a buddyjską techniką jest zasadnicza. Boga, do którego kierowana jest modlitwa, żadną techniką do niczego nie jesteśmy w stanie zmusić. Nie ma więc żadnego powodu, by chrześcijan wprowadzać w techniki. Jeśli prowadzący medytację jako warunek dobrej modlitwy uznaje np. pozycję z wyprostowanym kręgosłupem, wykracza poza chrześcijaństwo. Jeśli chrześcijanin skłaniany jest przez benedyktyna czy dominikanina, by „opróżnił umysł” w trakcie modlitwy, to może być pewien, że jest właśnie wprowadzany w przestrzeń mistyki naturalnej. A ta nie ma nic wspólnego z poszukiwaniem transcendentnego. Z poszukiwaniem Boga Abrahama, Izaaka i Jakuba. Wystarczy zagłębić się w teksty na stronach grup propagujących „medytację chrześcijańską”, by znaleźć teksty mistrzów hinduistycznych, którzy np. tłumaczą, „jak ważne jest dla chrześcijan poznanie drogi energii kundalini”. Wejście w ten religijny język obcej chrześcijaństwu religii jest krokiem ku apostazji.
I pytanie trzecie. Od czasów odrodzenia zachodnia kultura staje się z wieku na wiek miejscem coraz mniej bezpiecznym. Wiele fenomenów współczesnej kultury negatywnie zweryfikowała nauka, jak np. metodę ustawień rodzinnych Berta Hellingera czy bioenergoterapię, przed wieloma ostrzega Kościół. A mimo to są one promowane przez kolorowe gazety i telewizje głównego nurtu. Wystarczy bliżej przyjrzeć się metodzie Hellingera, by zrozumieć, że jest to specyficzna forma spirytyzmu. Nawet część polskiego środowiska psychologicznego zaakceptowała tę duchową praktykę, mimo iż w Niemczech od dwóch dekad znana jest miażdżąca krytyka tej metody zaprezentowana przez naukowców, przedstawicieli różnych szkół terapeutycznych. Mam nadzieję, że odpowiedziałem na Pana wątpliwości.