- List Episkopatu Polski
- Od redakcji
- Kontakt w internecie nie zastąpi rozmowy
- Sudan: Historia pisana na piasku
- Uganda Budowa toalet w ośrodku CALM w Namugongo
- Wybrzeże Kości Słoniowej Wyposażenie sali psychomotorycznej w domu dla dzieci ulicy
- Szkoła bez komórek? To możliwe!
- Dyktatura zamiast autorytetu?
- Prymas Polski Kardynał Stefan Wyszyński i salezjanie
- Alfabet świętego Jana Bosko
- Jak wychowywać wnuki
- Józef sprawiedliwy
- Dobry kontakt - skuteczna pomoc
- Dar dnia
- Św. Józef i ks. Bosko
- Św. Józef – mistrz dialogu
- Cały ten NEW AGE
- Warto uczyć się od Izraela
Szkoła bez komórek? To możliwe!
Grażyna Starzak
strona: 12
Wystarczy jedna wizyta w szkole, by przekonać się, jak prawdziwa jest opinia, że dzisiejsza młodzież nie wyobraża sobie życia bez telefonu komórkowego. Na przerwie uczniowie, zwłaszcza ci ze starszych klas, siedzą pod ścianami ze smartfonami w dłoniach i wzrokiem utkwionym w ekranie. Słuchają muzycznych klipów, otwierają Facebooka, Snapchata, uruchamiają najnowszą grę, wysyłają SMS-y. Nawet do kolegi, koleżanki, którzy stoją na przeciwległym końcu korytarza. Na lekcjach w centrum zainteresowania wcale nie jest nawet najbardziej ciekawy temat, ale to, co akurat pojawiło się na ekranie telefonu trzymanego pod ławką. Trudno się więc dziwić, że nauczyciele, a także część rodziców doszła do wniosku, że trzeba coś z tym zrobić. Ku rozpaczy uczniów, w niektórych szkołach wprowadzono regulaminowy zakaz używania w szkole telefonu komórkowego. Są takie placówki, gdzie młodzież, wchodząc do szkoły, musi telefon zostawić w specjalnej skrzyneczce.
Komisja Europejska już dobrych kilka lat temu postulowała wprowadzenie zakazu używania w szkołach telefonów komórkowych. Pomysł upadł, ale problem pozostał. A korzystanie z telefonów i tabletów na przerwach, a nawet podczas lekcji to już w Polsce prawdziwa plaga. W związku z tym pojawiły się postulaty, aby wykorzystać zapisy ustawy o systemie oświaty z 21 maja 2001 r. Jest tam punkt, iż w statucie placówki oświatowej można określić warunki korzystania z telefonów komórkowych i innych urządzeń elektronicznych na jej terenie. Resort edukacji, choć „dostrzegał problem”, nie chciał oficjalnie zabierać głosu w tej sprawie. Argumentem było to, żeby nie popaść w konflikt z częścią rodziców, którzy zatroskani o swoje dzieci, chcą mieć z nimi bieżący kontakt telefoniczny. Przedstawiciele ministerstwa sugerowali, by w sprawie ewentualnego zakazu szef placówki porozumiał się z radą pedagogiczną i przedstawicielami rodziców.
Jako jedna z pierwszych taki zakaz wprowadziła w kwietniu ub. roku szefowa Szkoły Podstawowej nr 88 w Krakowie. Jest to zapisane w statucie szkoły. – Informujemy o tym każdego rodzica, który chce posłać do nas swoje dziecko – mówi Anna Mroczkowska, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 88. – Były skargi rodziców, i uczniów też, że dzieci wykorzystują telefony w sposób niewłaściwy. Np. próbowały się nagrywać w szatniach, w przebieralni przed lekcją wf. To nie było miłe, bo robiły to oczywiście bez zgody tej drugiej osoby. Poza tym my, nauczyciele, już dawno zauważyliśmy, że uczniowie są coraz bardziej uzależnieni od komórek. Od pewnego czasu na przerwach było dziwnie cicho. Młodzież praktycznie przestała ze sobą rozmawiać. Siedzieli pod ścianami i esemesowali albo grali w gry. Na dodatek przechwalali się, kto ma lepszy model telefonu. Ci z biedniejszych domów byli wyśmiewani. To wszystko razem spowodowało, że postanowiliśmy wprowadzić ten zakaz – wyjaśnia Anna Mroczkowska. Dyrektor SP nr 88 przyznaje, że nie obyło się bez protestów. Ze strony uczniów, ale też rodziców, którzy argumentowali, że stracą na wiele godzin kontakt z dzieckiem. Potrzebny, żeby np. porozumieć się z nim w ważnych rodzinnych sprawach. – Dlatego, zanim wprowadziliśmy zakaz używania telefonów, wychowawcy odbyli spotkania z rodzicami, a ja osobiście rozmawiałam w każdej klasie z uczniami. Rodziców uspokoiliśmy, że jeśli będą mieć jakąś pilną informację do przekazania dziecku to mogą dzwonić do sekretariatu i my przekażemy ją uczniowi. Podobnie może zrobić uczeń, jeśli będzie musiał porozumieć się z mamą czy tatą, bo np. w danym dniu zostanie w szkole dłużej z jakiegoś powodu – kontynuuje dyr. Mroczkowska. W jej opinii nie tylko rodzice, ale nawet uczniowie przywykli, że telefon jest wyłączony, a coraz większa grupa wydaje się z tego faktu zadowolona. – Wreszcie na przerwie jest tak, jak powinno być w szkole, czyli głośno, bo trzeba podejść czy podbiec do koleżanki, kolegi, żeby z nimi porozmawiać. Okazało się, że nie kończy się na jednym zdaniu, dzieciaki chcą się nagadać, poplotkować. Zaczęły po tych szkolnych korytarzach spacerować, zwiedzać szkołę, grać w ping-ponga, biegać w sali gimnastycznej. Ci bardziej nieśmiali mają okazję zintegrować się z resztą klasy – podkreśla moja rozmówczyni.
Anna Mroczkowska zwraca uwagę, że zakaz używania telefonów komórkowych w szkole nie wiąże się z umoralnianiem uczniów i opiniami w rodzaju „komórka to samo zło”. – Wiadomo, że w dzisiejszych czasach trudno się bez niej obejść. Staramy się więc pokazać, w jaki sposób one mogą być przydatne, niekoniecznie do grania czy esemesowania. Dlatego na lekcjach techniki np. pozwalamy włączyć telefon i organizujemy „wycieczkę” po szkole. Po to, żeby uczniowie poszukali i zrobili zdjęcia znaków informujących o drodze ewakuacyjnej. Albo używają ich w ramach projektu z przyrody. Natomiast bez przyzwolenia nauczyciela telefony nie mogą być używane – wyjaśnia Anna Mroczkowska.
W SP nr 88 telefonów nie odbiera się uczniom. Mają je w tornistrach i plecakach. – Oczywiście, czasem zdarzy się, że kogoś przyłapiemy z włączonym telefonem. Wtedy odbieramy komórkę i oddajemy wyłącznie jednemu z rodziców – mówi dyrektor, dodając, że zakaz używania telefonów komórkowych w szkole wprowadza coraz więcej placówek. W podstawówce, której dyrektorem jest Anna Mroczkowska, do nieużywania telefonów komórkowych przy uczniach zobowiązali się też nauczyciele. Są również proszeni o to, że jeśli zdarzy się, iż mają np. chorą osobę w domu i oczekują na pilny telefon o stanie jej zdrowia, by przeprosili uczniów, że będą od czasu do czasu spoglądać na ekran wyciszonego oczywiście telefonu. Dyrektorzy innych szkół, gdzie obowiązuje podobny zakaz, mówią, że efekty nieużywania telefonów w szkole są widoczne niemal od razu. Młodzież jest bardziej skupiona na lekcjach, na przerwach częściej ze sobą rozmawia. Na WF-ie rzadziej zdarzają się symulowane niedyspozycje. Nauczyciele twierdzą wręcz, że sama młodzież, a na pewno jej bardziej świadoma część przyznaje, iż to była dobra decyzja, bo wreszcie lepiej poznali swoich rówieśników.
Sposób rozwiązania problemu nadużywania telefonów komórkowych w szkole zaproponował rzecznik praw dziecka Marek Michalak. Jaki? Rzecznik opublikował na Facebooku zdjęcie z pewnej szkoły w Argentynie. Telefony komórkowe umieszczone są na nim w specjalnej skrzyneczce, gdzie cierpliwie „oczekują”, aż ich właściciele skończą lekcje. – I po problemie. Grunt to jasne zasady – skomentował Marek Michalak. Pomysł w niektórych szkołach chwycił. I podobno się sprawdza, chociaż zarówno uczniowie, a także ich rodzice mają zastrzeżenia. Spośród tych ostatnich zwłaszcza ci, których stać na kupienie dziecku smartfona za np. kilka tysięcy złotych. Otóż rodziciele tak wyposażonego dziecka uważają, że wrzucenie tego cudeńka techniki do skrzyneczki może spowodować uszkodzenie aparatu lub nawet jego kradzież. Dlatego w większości placówek, które wprowadziły zakaz używania telefonu komórkowego w murach szkoły, uczniowie nie oddają komórek i mogą je mieć – oczywiście wyłączone – w tornistrach.