- Miłosierdzie w domu salezjańskim
- Od redakcji
- Tysiące młodych sług miłosierdzia
- SALEZJANIE mapie świata
- Odessa Modernizacja i ocieplenie budynku „Don Bosco”
- Peru Gdy marzenia stają się rzeczywistością
- Oblicza patriotyzmu
- Rachunek sumienia: Sposób na rozwój
- Z miłości do muzyki i Tatr – ks. Idzi Ogierman Mański (1900-1966)
- Sześć słów o miłosierdziu: „Będziemy ucztować i bawić się!”
- Poradnik małżeński Lepiej zapobiegać, niż gasić
- Elementy wychowawcze w biblijnej literaturze międzytestamentalnej cz.3
- Wychowanie przez wolontariat
- Znaleźć sposób
- W obliczu zagrożenia – prewencja
- Święta pamięć
- Cyfrowy smog, ukryty smok
- Bezobjawowy pro-life
- Żołnierz Niezłomny Kościoła
Znaleźć sposób
ks. Piotr Lorek sdb
strona: 25
Kiedyś uczyłem w dość żywiołowej klasie. Zwłaszcza chłopcy byli niezwykle ruchliwi, niespokojni i trzeba było się nieźle nagimnastykować, by ich utrzymać w dyscyplinie. Szukałem wyjścia…
Wychowanie przez wolontariat Znaleźć sposób Kiedy byłem w podstawówce, spędziłem wspaniałe wakacje na wsi. Nauczyłem się wtedy między innymi rąbać drewno. Będąc chłopcem raczej wątłej postury, nie miałem szans z ciężkimi klockami, które na dodatek były pełne sęków. Ale wystarczyło kilka wskazówek, odpowiedni pokaz i niemożliwe stawało się możliwe. Dowiedziałem się, że wcale nie siłą, ale sprytem można było rozprawić się z niejednym drewnianym klocem. – Musisz patrzeć, jak te słoje idą, omijać sęki, poszukać szczeliny i tam celować – usłyszałem od do- świadczonego drwala. Zacząłem próbować. Początkowo nieudolnie, zbyt chaotycznie, ale stopniowo coraz odważniej, pewniej, celniej. Z czasem wielkie pniaki pękały aż miło. Licząc tylko na siłę można było szybko poodbijać nadgarstki, nadwyrężyć mięśnie i stracić sporo nerwów. Ale kiedy znało się sposób, to zadanie było w zasięgu ręki, nawet takiej słabej i wątłej jak moja. Kiedyś uczyłem w dość żywiołowej klasie. Zwłaszcza chłopcy byli niezwykle ruchliwi, niespokojni i trzeba było się nieźle nagimnastykować, by ich utrzymać w dyscyplinie. Szukając wyjścia zagadywałem, słuchałem, co ich interesuje, gdzie złapię z nimi nić porozumienia. I nie musiałem długo szukać. Czułym tematem, który otwierał ich na innych, był sport. Okazało się, że spora ich część gra w piłkę nożną. Interesują się sportem, nawet w świecie wirtualnym tworzą własne drużyny i rozgrywają mecze. Każdą przerwę spędzali na rozmowach o ulubionych zespołach, wynikach ostatnich spotkań i o swoich dokonaniach na boisku. Nie miałem wątpliwości. Następna lekcja religii odbyła się więc w sali gimnastycznej. Po modlitwie rozegraliśmy turniej, grali chłopcy i dziewczyny, wszyscy, którzy mogli i chcieli. Wystarczył jeden mecz i wiedziałem, że z tą klasą już nigdy problemów mieć nie będę. – A gdzie ksiądz trenował? A zagramy jeszcze kiedyś? Przyjdzie ksiądz na nasz mecz? Dołączałem do nich na przerwach, oni zostawali po lekcjach, by śledzić i obgadać ostatnią kolejkę ligową lub Ligę Mistrzów. Wielu z tych chłopaków oprócz edukacji w salezjańskiej szkole nie miało wiele wspólnego z Kościołem. Ale dzięki dobrym relacjom z katechetą, na religię chodzili chętnie. Słuchali i nawet jeśli się z czymś nie zgadzali, to wyrażali swoje zdanie bardzo grzecznie i na poziomie. Dzięki temu bez konfliktu z klasą można było dotknąć delikatnych spraw związanych z wiarą, rodziną czy moralnością. I pokazać naukę Kościoła w innym świetle przez przekaz pełen szacunku. I widziałem, że zawsze słuchali, czasem zostawali, by coś wyjaśnić, dopowiedzieć, wyrazić swoje zdanie. Nigdy nie było problemu. Niektórzy z nich zapisali się nawet na ministrantów. – Lubić to, co lubi młodzież. Jak dobry drwal potrafi poradzić sobie z klocem drewna, tak Jan Bosko umiał znaleźć sposób na trudną młodzież. Potrafił dostrzec ten czuły punkt, nie walił bez opamiętania w twardy klocek. Nie tłukł bezmyślnie w sęk, który był nie do pokonania. Uważnie patrzył, słuchał i sprawdzał, jak ten pniak jest zbudowany. Później trafiał w dziesiątkę. Znał młodzieńcze pasje, pomagał je odnaleźć, dzielił z młodzieżą ich dziecięce upodobania. Zdobywał serca młodych i mógł nimi pokierować we właściwy sposób. Ot, kolejna odsłona mądrej pedagogii świętego z Turynu. Co lubią moi uczniowie? Czym się interesują? Co zajmuje najwięcej czasu w ich życiu? O te sprawy trzeba ich pytać, uważnie nadsłuchiwać, co powiedzą między wierszami, przypatrywać się i zwyczajnie z nimi być. Wtedy po jakimś czasie nawet najbardziej gruboskórni, negatywnie nastawieni, otoczeni ostrokołem pozwalają się poznać, pękają w środku, otwierają swe serce. Nie siłą, a sposobem. – Nie pięściami, a dobrocią i łagodnością zdobędziesz ich serca – usłyszał Janek Bosko w swoim śnie. A do tego potrzeba delikatności, sprytu i uważnej obserwacji. Bo czasem mierzenie się z człowiekiem podobne jest do rąbania drewna, a wtedy trzeba wiedzieć, jak te słoje idą. ▪