- Nasze codzienne „Wesele w Kanie”
- Od redakcji
- Bez chrztu nie byłoby Polski
- Budować Kościół na ruchomych fundamentach
- Bangladesz Boisko dla dzieci i młodzieży w Khonjonpur
- Kongo Edukacja – inwestycja w przyszłość!
- Małe ślady wielkiej historii Polaków
- Religia w szkole to istotny element kultury europejskiej
- Wychowankowie salezjańscy w gronie Żołnierzy Wyklętych
- Czego się od nas nauczyli?
- Dzień jeden z wielu
- Jak wychowywać dziewczęta. Chwile, które łączą
- „Wyjdź z twej ziemi” – wyzwanie nie tylko dla młodych
- Pomoc czy zbędna ingerencja?
- Temat: Sprawdzian pisemny: test czy wypracowanie?
- U korzeni wiary ks. Bosko
- Wychowani w białych szatach
- Kotek, rączka i baterie albo: przesąd, zabobon, duchowość
- Zabójstwo zgodne z procedurami!
Bez chrztu nie byłoby Polski
Prof. Andrzej Nowak
strona: 4
Z prof. Andrzejem Nowakiem, wybitnym historykiem, wykładowcą Uniwersytetu Jagiellońskiego, członkiem Narodowej Rady Rozwoju powołanej przez prezydenta Andrzeja Dudę, rozmawia Grażyna Starzak.
Panie Profesorze, zbliża się 1050. rocznica chrztu Polski. Jakie znaczenie ma dla nas, Polaków, ta data?
– Nie byłoby Polski, nie byłoby naszej wspólnoty, gdyby nie moment chrztu i jego konsekwencje. Nie ma przed chrztem historii Polski. W odróżnieniu od innych narodów, które miały przed chrztem bogatą historię pogańską. Jest tylko jedna data z polskiej historii zapisana 3 lata wcześniej. To 963 rok, kiedy to pogańskie plemiona prowadzone przez niemieckiego wielmożę Wichmana napadły na kraj Mieszka. Mieszko poniósł wtedy dotkliwą porażkę. Niejako odpowiedzią na to, można powiedzieć taktyczną, był sojusz z Czechami. Druga data z naszej historii, zapisana w kronikach, to rok 965 – przybycie Dąbrówki do Mieszka. Później jest 966 rok, czyli przyjęcie chrztu. Wraz z chrztem następuje przełamanie partykularyzmów plemiennych. W tym momencie to państewko, które zaczęło się kształtować zaledwie kilkadziesiąt lat wcześniej, nie nosiło jeszcze nazwy Polska. Ta nazwa pojawiła się dopiero w 1000 roku. To państewko, które zapewne budowali ojciec i dziad Mieszka, było konglomeratem podbijanych stopniowo plemion, z których każde miało swoich bogów i każde szło w swoją stronę. Były one rezerwuarem niewolników, których po podbiciu sprzedawano i w ten sposób budowano siłę państwa Mieszka. Odpowiadając wprost na pani pytanie. Po pierwsze chrzest połączył skupione już pod berłem Mieszka plemiona na nowej, zupełnie innej zasadzie. Na zasadzie wspólnoty, dając zaczątek jednej wiary dla wszystkich. Nie bóstw plemiennych, lecz jednego Boga. Poza tym ta wspólnota została włączona do szerszej wspólnoty chrześcijańskiej Europy, z którą nasz kraj, nasza kultura i tradycja, związały się na następne ponad tysiąc lat. Po trzecie – otworzyła się perspektywa zbawienia wiecznego przed każdym, kto do chrztu przystępował.
Z tego, co Pan Profesor powiedział wynika, że Mieszko I musiał być dobrym strategiem….
– Niewiele mamy wiadomości na ten temat. W zasadzie są tylko dwie informacje z niemieckich źródeł. Dowiadujemy się tam, że Mieszko był dobrym i przenikliwym władcą, który umiał szybko podejmować trafne decyzje. Przed 966 rokiem był traktowany jak pogański książę, którego ziemie można bezkarnie podbić. Mogli najeżdżać go inni poganie. Marchia Wschodnia Królestwa Niemieckiego mogła dokonywać legalnego, z punktu widzenia chrześcijańskiej Europy, podboju pogańskiego księstwa. Taki był los naszych zachodnich sąsiadów, Słowian połabskich, którzy w końcu ulegli podbojowi niemieckich książąt działających pod znakiem krzyża. Mieszko tego uniknął. Rozbił potencjalnie niebezpieczny sojusz czesko-wielecki, czyli księcia Czech Bolesława z poganami, którzy trzy lata przed chrztem najechali kraj Mieszka. Przyjmując chrzest Mieszko błyskawicznie awansował do dobrej pozycji, dzięki ożenkowi i powiązaniu z rodem Przemyślidów, uznanych władców chrześcijańskich. W 967 roku jest już traktowany jak przyjaciel cesarza i poważany przez feudałów niemieckich. Dzięki temu umocnił państwo i zrobił to dobrze oraz szybko. W 966 roku państwo Mieszka obejmowało dzisiejszą Wielkopolskę, kawałki Mazowsza i południowe skrawki Pomorza. Kiedy Mieszko odchodził na wieczny spoczynek, jako chrześcijanin w 992 roku, w jego państwie są już dodatkowo Małopolska i Śląsk, oderwane spod panowania czeskiego. Pogański władca nie mógłby sobie na to pozwolić, bo władca Czech uzyskałby pomoc króla niemieckiego do walki z pogańskim najeźdźcą.
Czy historycy zastanawiają się nad tym, co by się stało z państwem Mieszka, gdyby nie przyjął chrztu?
– Można to sobie wyobrazić, przypominając hi-storię Słowian połabskich, którzy bardzo dzielnie sobie poczynali, trwając przy starej wierze. Po 150 latach walki ulegli i n ie m a po n ich praktycznie żadnych śladów. Ściślej mówiąc są, ale bardzo niewielkie. Zanikli jako wspólnota, która obejmowała bardzo duży obszar – od Odry do Łaby, do dzisiejszego Hamburga. Natomiast Litwinom udało się, dzięki korzystnemu położeniu geograficznemu, wytrzymać w pogaństwie do końca XIV wieku. Ostatecznie zdecydowali się jednak na przyjęcie chrztu z rąk Polaków. Mieli bardzo świeżo w pamięci swoich pobratymców – Prusów i Jadźwingów, którzy też zniknęli pod naporem nie tylko Krzyżaków, ale i Polaków. Krótko mówiąc, jak widać z perspektywy wieków, alternatywa była bardzo brutalna – wybór chrześcijaństwa i przetrwanie, udział w przygodzie chrześcijańskiej Europy albo uporczywe trwanie przy pogańskiej tożsamości i zniknięcie z przestrzeni dziejów. Mieszko dlatego jest uważany za genialnego wodza, bo potrafił błyskawicznie dokonać dobrego wyboru.
Z okazji 1050. rocznicy chrztu Polski przeprowadzono sondaż wśród uczniów ostatnich klas szkół podstawowych, z którego wynika, o zgrozo, że nie wszyscy pamiętają tę, tak ważną dla naszej Ojczyzny datę. Nie dziwi to Pana?
– Nie, nie dziwi. Odwrót od historii, uznanie, że jest ona do niczego niepotrzebna to rezultat takiego a nie innego sposobu traktowania historii przez władze i tych, którzy decydują o najsilniej oddziałujących czynnikach kultury masowej w III RP. No, może nie przez wszystkie władze i nie przez wszystkie instytucje kultury masowej, ale jednak przez ogromną większość tych najsilniejszych – telewizji, gazet. Zgodnie z takim podejściem nasza historia zaczyna się od 1989 roku, od okrągłego stołu, a potem od wejścia Polski do Unii Europejskiej. Co było wcześniej, dla tych ludzi, dla tych instytucji, nie ma żadnego znaczenia. Przypomnijmy bardzo wymowny fakt, że po ostatnich reformach systemu edukacji liczba godzin przeznaczonych na historię w szkole podstawowej, gimnazjum i liceum łącznie jest o połowę mniejsza niż była w szkole podstawowej i średniej w 1991 roku. Wyniki wspomnianego przez panią sondażu są skutkiem takiej właśnie polityki edukacyjnej.
Mówiliśmy o roli szkoły w wychowaniu patriotycznym. A jaka jest rola rodziców? Co i jak powinniśmy robić, by wychować nasze dzieci w poszanowaniu historii, tradycji i sprawić, aby były dumne ze swojej Ojczyzny?
– Nikt nie zdejmie odpowiedzialności z rodziców za ten aspekt wychowania. Możemy tylko ubolewać, że bardzo zmieniła się sytuacja cywilizacyjna, w której kształtują się relacje rodzice – dzieci. W czasach, gdy ja byłem dzieckiem, mimo że to był okres PRL-u, rodzice mieli paradoksalnie więcej czasu, by przeczytać dziecku jakiś rozdział z „Trylogii” Sienkiewicza, by opowiedzieć o jakimś fragmencie naszej historii. W księgarniach, bibliotekach było całkiem sporo książeczek, pokazujących historię Polski. Dzisiaj też są, ale dzieci nie korzystają z książek. Mamy cywilizację obrazkową, elektroniczną, a rodzice przytłoczeni walką o przetrwanie w warunkach neoliberalnej gospodarki, mają dużo mniej czasu, by z dziećmi usiąść, poczytać, porozmawiać. To jest problem dużo głębszy niż mogłoby się wydawać. I trudno go rozwiązać przez np. decyzje rządowe. To problem zmiany całego sposobu funkcjonowania naszej cywilizacji.
Pocieszające jest to, że w ostatnich latach obserwujemy coraz większe zainteresowanie społeczeństwa naszą historią. Świadczy o tym choćby ogromna popularność różnego rodzaju grup rekonstrukcyjnych. A także akcje podejmowane dla uczczenia jakiejś rocznicy. Oby nie była to tylko przejściowa moda…
– Bardzo mnie cieszy ten masowy ruch oddolny w obronie historii. Nie tylko to, że rodzice organizują się, by wymóc na rządzących zmianę programów szkolnych. Bardzo mnie cieszy to, że już ponad 100 tys. osób angażuje się w różnego rodzaju ruchy rekonstrukcyjne. To pokazuje, że ludzie interesują się historią. Zamiast wyjazdu do egzotycznych krajów decydują się spędzić urlop w Polsce, „przenosząc się” kilka wieków wstecz, żeby odtworzyć życie Polaków w danej epoce. Budujące jest to, że szukają korzeni. Zainteresowanie historią wynika też z tego, iż młodzi ludzie szukają wzorców. Bohaterów, którzy zaimponują im odwagą. Tej odwagi jest bardzo mało w życiu publicznym ostatnich lat. Zachowanie naszych elit raczej zachęcało do tchórzostwa, do konformizmu. Stąd poszukiwanie przez młodych wzorów rycerskiego, a więc odważnego, honorowego postępowania poprzez udział w różnych rekonstrukcjach historycznych. ▪