facebook
Audiobook:
O Janku przyjacielu młodzieży
autor: Maria Kączkowska
odcinek 33: Zadanie życia spełnione


W Waszych intencjach modlimy się codziennie
o godzinie 15:00 w Sanktuarium
M.B.Wspomożycielki Wiernych w Szczyrku
O ustanie pandemii corona wirusa
Staszek
2020-05-29 10:06:03
W intencji wszystkich MAM
Ala
2020-05-29 10:04:41
Za Tomka z W
Piotr
2020-03-29 19:05:04
Blogi:
Agnieszka Rogala Blog
Agnieszka Rogala
relacje między rodzicami a dziećmi
Jak nie kochać dzieci.
Karol Kliszcz
pomiędzy kościołem, szkołą a oratorium
Bezmyślność nie jest drogą do Boga
Karol Kliszcz Blog
Łukasz Kołomański Blog
Łukasz Kołomański
jak pomóc im uwolnić się od uzależnień
e-uzależnienia
Andrzej Rubik
z komżą i bez komży
Na dłoń czy na klęczkach?
Andrzej Rubik Blog
Maria Fortuna-Sudor Blog
Maria Fortuna-Sudor
na marginesie
Strach
Tomasz Łach
okiem katechety
Bóg jest czy nie jest?
Tomasz Łach Blog

Archiwum

Rok 2013 - marzec
Szkoła księdza Bosko

ks. Marek Chmielewski salezjanin

strona: 18



Jak powinna wyglądać szkoła salezjańska w epoce niżu demograficznego, walki o ucznia, oderwania kształcenia od wychowania, gotowości oddania nawet dużych pieniędzy za dobry start dziecka w życiową karierę?

Nie była to jednak szkoła zajmująca się tylko religią. Ona wprowadzała w świat, w życie, uczyła poruszać się w codzienności, radzić sobie wśród ludzi, uczciwie realizować obowiązki.

Ksiądz Bosko odpowiedziałby, że powinna być jak Oratorium. On sam rozpoczął prowadzenie pewnego rodzaju szkoły wtedy, gdy Oratorium znalazło stałą siedzibę najpierw w szopie, a potem w wynajmowanych pokojach domu Pinardiego. Tam były ławki i stół. Tam też wieczorem był czas, aby uczyć niektórych chłopców czytania, pisania i rachunków. To były narzędzia niezbędne do tego, aby poradzić sobie w pracy: przeczytać i podpisać umowę, rachunek, oszacować należną tygodniówkę, policzyć wypłatę. Z czasem ks. Bosko zaczął w skromnych domowych warunkach przekazywać chłopcom tajniki zawodów, jakich sam nauczył się w młodości. Wspólnie próbowano coś uszyć, naprawić buty, zrobić nowe okładki do starej książki, nakryć biedny stół, przygotować kawę, podać z gracją skromny obiad. Ks. Bosko dzielił się też z chłopcami znajomością łaciny i francuskiego. Niektórzy odkrywali przy nim talenty śpiewacze, inni z powodzeniem chwytali za skrzypce. To była pierwsza szkoła ks. Bosko. Z naszego punktu widzenia była nieco dziwna. Miała bowiem siedzibę w domu. Niektórzy chłopcy przecież nocowali tam, gdzie się uczyli, wielu spożywało tam posiłki, korzystało z możliwości umycia się, odbierało od Mamy Małgorzaty wyprane i pocerowane ubrania. To był dom ks. Bosko. Też dziwny. Wystarczyła chwila, aby przedzierzgnął się w prawdziwy kościół. W szopie Pinardiego chłopcy uczestniczyli w mszy św., słuchali kazań, odbywali katechezę, modlili się i spowiadali. Chwilę później kościół stawał się podwórkiem. W szopie i wokół niej odbywały się próby śpiewu i teatru, grano przedstawienia, organizowano przeróżne zabawy. Tak wyglądało Oratorium. Ponieważ szkoła była jego integralną częścią, służyła nie tylko kształceniu, ale wpisywała się w realizację zasadniczego celu Oratorium, jakim było zbawienie młodzieży. Nie była to jednak szkoła zajmująca się tylko religią. Ona wprowadzała w świat, w życie, uczyła poruszać się w codzienności, radzić sobie wśród ludzi, uczciwie realizować obowiązki. Poprzez ścisłe, ale spontaniczne, naturalne powiązanie religijności z nauczaniem i przygotowaniem zawodowym oferowała w rzeczy samej wychowanie całościowe, integralne. Ks. Bosko ujmował to lapidarnie: „Wychowuję dobrych chrześcijan i uczciwych obywateli”. Co ciekawe, ze względu na obecność zabawy, ciekawych propozycji spędzania wolnego czasu, radości, spontanicznej wolności, szkoła ks. Bosko nie ciążyła młodym. Naturalnie odpowiadała ich inklinacjom, potrzebom, brała pod uwagę nie tylko to, co muszą umieć i wiedzieć, ale też to, co lubią. To była szkoła z klimatem. Obecność Mamy Małgorzaty, księży przyjaciół ks. Bosko, kleryków, zaprzyjaźnionych świeckich nauczycieli, majstrów, kucharek i krawcowych sprawiała, że w szkole ks. Bosko było jak w domu, pachniało obiadem, praniem, porządkami, zainteresowaniem okazywanym każdemu, pachniało domem. Z takiego domu się nie uciekało. Kto dziś tak myśli o szkole? Kto miałby tyle determinacji i odwagi? Czy dziś szkoła może być jak Oratorium ks. Bosko? Co robić, aby tak było? r