- Diabeł boi się ludzi radosnych
- Od redakcji
- Znaleźć Boga w Hobbicie
- Afryka Chłopcy z Namugongo potrzebują szkoły
- Ekwador. Szczęść Boże!
- Siostra Leokadia nie tylko wśród aniołów
- Przekleństwa demoralizują i ranią
- Jeżeli rodzice nie klną, dzieci oficjalnie w domu również tego nie robią
- Czy kibice będą zbawieni?
- Z chrześcijańskiego punktu widzenia na eutanazję zgody być nie może
- Książki ks. Bosko
- Jestem, pamiętam, czuwam…
- Hobbit nie jest bez skazy
- O miłości i nienawiści
O miłości i nienawiści
Tomasz P. Terlikowski
strona: 21
„Dlaczego wy nienawidzicie ludzi” – to jeden z najczęstszych zarzutów wobec konsekwentnych katolików. I jednocześnie jedna z najskuteczniejszych manipulacji słowem, z jaką możemy mieć do czynienia.
Nienawidzi nas nie ten, który stawia przed nami wymagania, stawia wyzwania, ale ten, kto zapewnia nas, że wszystko, co chcemy jest dobre, wszystko dozwolone i wszystko prowadzi nas ku szczęściu.
Od jakiegoś czasu nienawiścią jest niemal wszystko, co może komuś sprawić przykrość. Nienawidzi się zatem człowieka, gdy przypomina mu się, że to, co robi, jest złe, szkodliwe i niemoralne. Nienawiścią jest polemizowanie z tezą, że wszystko, co wybieram lub co robię, tylko dlatego że jest moim działaniem, jest dobre. I wreszcie nienawidzi człowieka każdy, kto mówi, że dobro i zło są obiektywne i że czasem nawet przyjemne – na krótką metę – działania są grzeszne. Miłość w tym nowym słowniku oznacza zaś akceptację każdego wyboru, uznanie, że wszystko, czego chcemy, jest dobre i autentyczne i że złe jest co najwyżej zakazywanie czy ocenianie pewnych działań. Takie myślenie jest coraz bardziej powszechne. Ale spróbujmy przeprowadzić prosty eksperyment myślowy. Zastanówmy się, co by było, gdybyśmy tak definiowali miłość i nienawiść rodziców do dzieci. I tak miłością byłoby wówczas przyzwolenie na wszystko. „Chcesz włożyć łapkę do kontaktu – ależ cudownie, syneczku, zrób to. Masz ochotę skoczyć do stawu – jaki świetny pomysł, córeczko. Masz ochotę skopać kolegę? Tylko ostrożnie, żebyś się nie spocił”. Czy to rzeczywiście byłaby miłość, czy może zakamuflowana nienawiść, która może doprowadzić tylko do złych rzeczy? I dokładnie tak samo jest w świecie. Nienawidzi nas nie ten, kto stawia przed nami wymagania, rzuca wyzwania, określa, co wolno, a czego nie wolno, ale ten, kto zapewnia nas, że wszystko, co chcemy, jest dobre, wszystko dozwolone i wszystko prowadzi nas ku szczęściu. Miłość, jeśli ma nią być, musi opierać się na prawdzie. Nie ma jej, gdy ta ostatnia znika, a w jej miejsce pojawia się oparta na fałszu powszechna akceptacja wszystkiego. Jeśli mamy przyjaciela i uznajemy, że czyni głupstwo, to nie utwierdzamy go w tym, ale próbujemy odwieść od głupiego pomysłu, bo na tym polega przyjaźń. Trudno też nie dostrzec, że gdyby przyjąć takie współczesne rozumienie miłości i nienawiści, to rzeczywiście kochałby ludzi szatan, bo to on pozwala nam robić, co chcemy, i zapewnia nas, że cokolwiek wybierzemy, jeśli tylko będzie to oparte na egoizmie, będzie dobre. Bóg zaś, który dał nam Dekalog i w naszym sumieniu poucza nas, co jest dobre, a co złe, byłby tym, kto nas nienawidzi. To oczywiście absurd, ale trudno nie dostrzec, że współczesna cywilizacja prowadzi nas właśnie do takiego wniosku. Bóg i jego prawo w oczach wielu nam współczesnych (a niestety, często także w naszych oczach) stał się naszym wrogiem, kimś, przed kim musimy się bronić. Kusiciel zaś (nazywany prawem do samorealizacji, wolnością osobistą czy jeszcze jakoś inaczej) został okrzyknięty przyjacielem, kimś, kto pozwala nam się samorealizować. I nie ma co ukrywać, że jest to jeden z największych sukcesów szatana, który tym skuteczniej nas zwodzi. r