- Diabeł boi się ludzi radosnych
- Od redakcji
- Znaleźć Boga w Hobbicie
- Afryka Chłopcy z Namugongo potrzebują szkoły
- Ekwador. Szczęść Boże!
- Siostra Leokadia nie tylko wśród aniołów
- Przekleństwa demoralizują i ranią
- Jeżeli rodzice nie klną, dzieci oficjalnie w domu również tego nie robią
- Czy kibice będą zbawieni?
- Z chrześcijańskiego punktu widzenia na eutanazję zgody być nie może
- Książki ks. Bosko
- Jestem, pamiętam, czuwam…
- Hobbit nie jest bez skazy
- O miłości i nienawiści
Afryka Chłopcy z Namugongo potrzebują szkoły
strona: 10
Byli dziećmi ulicy, zapomnianymi przez wszystkich. Dostali dach nad głową i serca ofiarnych ludzi. Aby znów nie znaleźli się na ulicy, potrzebują szkoły, która da im solidne wykształcenie.
Namugongo to placówka misyjna położona w wiosce Mulawa, ok. 15 km od stolicy Ugandy, Kampali. To tam mieści się salezjański dom dla chłopców ulicy – Children and Life Mission (CALM), nazywany krótko Don Bosco CALM.
Mieszkają tam chłopcy porzuceni przez rodziców, zarażeni wirusem HIV, sieroty i półsieroty. W Namugongo znajdują opiekę i leczenie. „To miejsce, w którym czują się kochani i mogą odkrywać swoje talenty i rozwijać umiejętności” – mówi salezjanin ks. Ryszard Józwiak, który kieruje placówką.
Uganda to kraj chrześcijański – 48% mieszkańców to protestanci, 40% katolicy. Tolerancja religijna jest bardzo duża. Nie ma walk religijnych, są wspólne spotkania. W rodzinie można znaleźć dzieci z małżeństw mieszanych – i katolickie, i protestanckie, a czasem również muzułmańskie, bo dziadek czy pradziadek był muzułmaninem.
Ks. Ryszard Józwiak w Namugongo jest od września 2006 r., na misjach spędził już 25 lat. „Misję zapoczątkowali w 2001 r. kombonianie (ksiądz i siostra zakonna) oraz kapłan, jezuita. Nie byli to już ludzie młodzi, za to bardzo przejęci cierpieniem dzieci, szczególnie odrzuconych i niechcianych. Zastałem grupę ok. 75 dzieci. Były to głównie maluchy i trochę nastolatków. Wielu chłopców spało w pralni, w korytach (ci, którzy moczyli się w nocy). Dla mnie to było nie do przyjęcia. Pierwsze, co zrobiłem, to było uszycie plastikowych powleczeń na materace i wyburzenie pralni – zniszczyć to, co było niesmaczne, uwłaczające dzieciom” – opowiada ks. Józwiak.
Obecnie w ośrodku mieszka ponad 200 chłopców w wieku od 5 do 20 lat, trzech salezjanów i ośmiu wychowawców. Jest tu też wolontariusz z Polski Bartek Ciok (jego list z Ugandy wydrukowaliśmy w styczniowym numerze „Don Bosco”). Wśród wychowanków są także 5- i 6-letnie maluchy. „Potrzebują rodziców, ich funkcję musimy przejąć my wszyscy, i salezjanie, i wychowawcy, aby dzieci były szczęśliwe, czuły się kochane i rozumiane, aby oprócz miłości nie brakowało im jedzenia, miejsca do spania, możliwości pójścia do szkoły. I one są szczęśliwe, chociaż czasem budzi się w nich silna tęsknota za prawdziwą rodziną” – dodaje ks. Józwiak.
Chłopcy mieszkają na misji aż do ukończenia szkoły podstawowej, a czasem średniej. Większość z nich po ukończeniu podstawówki zaczyna naukę w szkole zawodowej. Po jej ukończeniu otrzymują narzędzia pracy w wyuczonym zawodzie i przychodzi czas, aby odciąć pępowinę i wysłać ich w świat samodzielności. Niektórzy szybko znajdują pracę, inni szukają dłużej, a są i tacy, którzy stopniowo organizują własny mały zakład, zwłaszcza stolarze i krawcy. W ośrodku dużo się zmienia. Powstały przestronna i piękna sypialnia dla 35 wychowanków, dom dla wolontariuszy pracujących w misji i dla odwiedzających, gospodarstwo oraz boiska do siatkówki i koszykówki. W centralnym miejscu misji zbudowano kaplicę, która może pomieścić nawet 400 osób. Wyremontowana została kuchnia dla chłopców, wymieniono wszystkie materace, pościel i koce. „Sami poszukujemy chłopców z ulicy poprzez wychowawców (tzw. wujków) pracujących w naszym domu, przez siostry zakonne i osoby pracujące z dziećmi ulicy – mówi ks. Józwiak. – Najpierw osoby te przez dwa, trzy tygodnie spotykają się z chłopcami na ulicy i jeżeli zauważą w nich tęsknotę za szkołą i wolę nauki, zabierają ich do ośrodka. Dzieci przywożą także policjanci zajmujący się problemem przemocy w rodzinie. Praca nie jest łatwa, ale z czasem staje się budująca, szczególnie kiedy widać zaangażowanie i przykładanie się do nauki większości chłopców, co owocuje dobrym świadectwem szkolnym. Bolesną rzeczą, niestety, są częste kradzieże wśród podopiecznych i nocne ucieczki do pobliskiego miasteczka. A najboleśniejsze są – wprawdzie rzadkie, ale są – ucieczki chłopców z powrotem na ulicę. Smuci nas także to, że wielu z nich nie osiąga dobrych albo chociaż zadowalających wyników w nauce, co nie jest tylko ich winą, a raczej winą szkoły, gdzie w klasie jest stu uczniów, a nauczyciele nierzadko przychodzą »w kratkę«, bo uczą w wielu różnych szkołach” – dodaje ks. Józwiak.
Dlatego salezjanie chcą wybudować własną szkołę podstawową dla 320 uczniów, z czego połowę stanowiliby chłopcy z ośrodka, a połowę – dzieci z zewnątrz.
Każdy z nas może w tym pomóc… Więcej o misji w Namugongo: „Misje Salezjańskie” nr 6/2012. Jak pomóc chłopcom z Namugongo? misje.salezjanie.pl