- Ksiądz Bosko wychowawca
- Od redakcji
- Panu Bogu zawdzięczam wszystko
- Co Japonii może dać chrześcijaństwo
- Pójdźmy wszyscy do stajenki
- Czy internet może porwać nasze dziecko?
- Dziecko może oprowadzać nas po sieci
- Modlitwa przywraca księdza Bosko - Wspomnienia Oratorium
- Mój Ksiądz Bosko
- Razem można sprostać wszelkim trudnościom
- Przyjdź, Panie!
- Zwiedzeni zwodziciele Medytacja niechrześcijańska w Kościele
- Tatry są dla rozważnych
Zwiedzeni zwodziciele Medytacja niechrześcijańska w Kościele
Robert Tekieli
strona: 20
Czy forma medytacji proponowana przez uczniów Johna, benedyktyna z Anglii, jest formą modlitwy chrześcijańskiej? Z poważaniem Maria R.
Wielokrotnie wypowiadałem się o medytacji, kiedy jest, a kiedy nie jest chrześcijańska. Również w długiej rozmowie ze śp. o. Jackiem Bolewskim, praktykiem technik buddyzmu zen, na jednej z sesji naukowych u warszawskich dominikanów. Ojciec Jacek złożył wtedy deklarację, że więcej nie będzie propagował medytatywnych technik wschodnich. Po czterech latach słowo złamał. Próbowałem lata temu przekazać swoje uwagi również śp. ojcu Janowi Berezie, jednak poza listem do Radia Józef, że benedyktyni wiedzą, co robią, i żeby ich nie próbował pouczać jakiś pyszałek bardziej papieski od papieża, niewiele więcej się w tej kwestii zdarzyło. Medytacja bywa chrześcijańska, bywa również medytacją naturalistyczną, płynącą z niechrześcijańskich tradycji. Obecnie reklamowane w Polsce szkoły medytacji chrześcijańskiej najczęściej chrześcijańskimi nie są. Proponują bowiem nie-myślenie, osiąganie stanu „pustego umysłu”; łatwo rzecz rozpoznać, pytając nauczycieli: czy można medytować bez wyprostowanego kręgosłupa.
Do wejścia w medytację orientalną wcale nie jest konieczne mantrowanie. Choć oczywiście mantra nie ma żadnego pozytywnego zadania w życiu chrześcijanina. Mantrowanie może mu bowiem jedynie zaszkodzić. Niektóre mantry są imionami demonicznych bóstw, wymagających przebłagiwania ofiarami. Ale nawet jeśli niektóre mantry są, jak utrzymują niektórzy, jedynie bez-semantycznym dźwiękiem, monotonne ich powtarzanie prowokuje w człowieku procesy fizjologiczne, zbędne przy modlitwie, a uruchamiające hormonalno-neurotransmiterową mechanikę kundalini.
Jakiś czas temu zarzuciłem tynieckim benedyktynom promowanie tekstów o. Bede Griffithsa, zwodniczo narzucających chrześcijanom hinduistyczne pojęcia. To droga, którą wcześniej kroczył śp. Anthony de Mello, jednoznacznie oceniona przez Kościół jako błędna. Po moim komentarzu na stronie tynieckich benedyktynów, artykuł został zdjęty. Jeśli ktoś nie ma czystego sumienia, musi ukrywać swe działania. Nie da się jednak ukryć rzeczy raz zamieszczonych w sieci. W Kościele nie ma toczyć się jakaś gra w chowanego, my z całych sił mamy szukać prawdy.
Nasi najwięksi święci, Teresa Wielka, mała Tereska, Jan od Krzyża, nie sublimowali energii seksualnej w modlitwie... Sam doświadczyłem stanu nirwany, nie ma on nic wspólnego z modlitwą, nasza mistyka zaczyna się tam, gdzie mistyka hinduistyczna się kończy, bo Bóg jest transcendentny wobec stworzenia, a joga, medytacja transcendentalna, techniki zen, techniki taoistyczne, medytacja naturalistyczna zatem, pozwalają dojść tylko do „świadomości kosmicznej”, do rozpłynięcia się w kosmosie. Chrześcijanin uruchamiający „energię kundalini” jest bałwochwalcą.
Nie ma też żadnego powodu, by wchodzić choćby na pierwsze stopnie hinduistycznego czy ogólniej orientalnego szlaku. Czerpać możemy z każdej kultury, ale tu mamy do czynienia z kultem. Z elementem orientalnych religii. Nie można iść do Boga różnymi ścieżkami naraz. Mówią to jednoznacznie mistrzowie zarówno hinduizmu, jak i buddyzmu. Nie mamy do czynienia z modlitwą, jeśli trzeba koniecznie medytować z wyprostowanym kręgosłupem, jeśli do kontaktu ze Wszechmocną Osobą mamy opróżniać umysł, również z Jego wyobrażeń. Między techniką a modlitwą zieje przepaść. Ma ona zero milimetra grubości. I łatwo zostać zwiedzionym. Jednak biada zwodzącym. Mam nadzieję, że napisałem te słowa z miłością.