- Ksiądz Bosko wychowawca
- Od redakcji
- Panu Bogu zawdzięczam wszystko
- Co Japonii może dać chrześcijaństwo
- Pójdźmy wszyscy do stajenki
- Czy internet może porwać nasze dziecko?
- Dziecko może oprowadzać nas po sieci
- Modlitwa przywraca księdza Bosko - Wspomnienia Oratorium
- Mój Ksiądz Bosko
- Razem można sprostać wszelkim trudnościom
- Przyjdź, Panie!
- Zwiedzeni zwodziciele Medytacja niechrześcijańska w Kościele
- Tatry są dla rozważnych
Co Japonii może dać chrześcijaństwo
Dk. Roman Sikoń salezjanin
strona: 10
We wrześniu wraz z ks. Sławomirem Drapiewskim polecieliśmy do Japonii. Celem naszej wyprawy było nakręcenie materiału do filmu o ks. Michale Moskwie, który w tym kraju mieszka już od siedemdziesięciu pięciu lat.
Nippon, czyli Kraj Wschodzącego Słońca – jak nazywają go sami Japończycy – wywarł na nas oszałamiające wrażenie. Choć spodziewaliśmy się zetknięcia z wysoko rozwiniętą cywilizacyjnie kulturą, to i tak ciągle byliśmy zaskakiwani przez wszechobecną technologię. Mieliśmy też okazję zobaczyć wspólnoty salezjańskie, m.in. prowadzące szkoły (np. w Jokohamie dla 1,2 tys. uczniów, w Osace dla 2 tys. uczniów, a w Miyazaki dla 1,5 tys. uczniów) oraz parafie w Tokio, w Czofu i w Aino. Salezjanie – o dziwo – zajmują się tam również prowadzeniem przedszkoli, z czym spotkałem się po raz pierwszy.
W Czofu jest również studentat teologiczny, gdzie młodzi synowie księdza Bosko przygotowują się do kapłańskiej posługi. Wszędzie tam doświadczyłem tego samego salezjańskiego ducha.
A co można powiedzieć o samej kulturze? Przede wszystkim rzuca się w oczy ogromny szacunek, z jakim traktują się nawzajem Japończycy. Cechuje ich opanowanie, pewnego rodzaju powściągliwość w kontaktach z drugim człowiekiem. A także uczciwość, której dowody wywołały u mnie szok kulturowy…
Te doświadczenia skłoniły mnie do pewnej refleksji: skoro ludzie są tam tak uczciwi, to co może dać im chrześcijaństwo? Może dlatego nie przyjmują Ewangelii? Japończycy mieliby rację, gdyby chrześcijaństwo – z czym w Polsce często się spotykamy – ograniczyć do nakazów i zakazów moralnych. Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij… Ponownie jednak uświadomiłem sobie, że przykazania to tylko element naszej wiary, w której przede wszystkim powinniśmy pójść za Chrystusem, poznać Go, spotykać w Eucharystii… A tego ogromna większość Japończyków nie doświadczyła.
Zostaliśmy wspaniale przyjęci przez naszych współbraci Japończyków i Polaków. Największe wrażenie wywarł na nas ks. Michał Moskwa, patriarcha salezjanów w Kraju Kwitnącej Wiśni. Jego losy wpisują się nie tylko w dzieje Zgromadzenia Salezjańskiego w Japonii, ale w ogóle w historię tego kraju. Nasz bohater przyjechał tam w 1937 r. w wieku 22 lat. W ciągu jego życia Japonia zmieniła się z kraju zacofanego, biednego, gdzie większość ludzi miała tylko jedno kimono, w industrialną potęgę.
Ks. Michał również budował tę potęgę poprzez kształcenie i wychowywanie młodzieży w salezjańskich sierocińcach i szkołach. W późniejszych latach swojej pracy był magistrem nowicjatu i ojcem duchownym wielu salezjanów. U ks. Michała spowiadał się również sługa Boży ks. Vincenzo Cimatti, nazywany również „japońskim księdzem Bosko”. To właśnie on założył w Japonii Zgromadzenie Salezjańskie. Ks. Moskwa przygotował go na śmierć.
Sam ks. Michał na co dzień tryska humorem, ma nadal dobry wzrok i słuch (mimo dziewięćdziesięciu siedmiu lat na karku!) i powtarza za pierwszym japońskim salezjaninem, księdzem Martino Yasuo Akimoto: „Wystarczy być zadowolonym!”.
„Staram się nie tęsknić za Polską. Już nie mam za kim tęsknić. Wszyscy moi krewni właściwie już nie żyją, i współbracia, których znałem, też nie żyją. Staram się nie tęsknić. Po co tęsknić?” powiedział. Patrząc na radosną postać ks. Michała, widzę człowieka, który zachował pogodę ducha, mimo że przeżył biedę, bombardowania, internowanie, głód i ślepotę z braku witamin. Podobnie jak wszyscy obcokrajowcy w Japonii podczas II wojny światowej dostał nawet wyrok śmierci, który miał zostać wykonany, gdyby Amerykanie wylądowali na którejś z głównych japońskich wysp.