- LIST PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO. Idea współpracownika
- WYZWANIA
- WYCHOWANIE. Między domem a szkołą
- WYCHOWANIE - UWAGI PSYCHOLOGA. Wspólna troska
- WYCHOWANIE - RODZICIELSKA TROSKA. Nie przyszłam żebrać o dwóję
- WYCHOWANIE - Z DRUGIEJ STRONY. Doceniam ten wysiłek
- ROZMOWA Z... Rodzic nie może się bać
- SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. Wychowawcze współbrzmienie
- BŁYSKAWICZNY KURS MODLITWY
- SYSTEM WYCHOWAWCZY ŚW. JANA BOSKO. Sprawa serca
- POD ROZWAGĘ. Zabawa złem
- POKÓJ PEDAGOGA. Zła przyjaźń
- TAKA NASZA CODZIENNOŚĆ
- BIOETYKA. Spór o ustawy dotyczące in vitro
- DUCHOWOŚĆ. Cierpliwość i niecierpliwość
- MISJE. W Zambii
- MISJE. Przystanek Jezus
- WEŹ KSIĘGĘ PISMA ŚWIĘTEGO. Dzieje Apostolskie Ewangelią Ducha Świętego
- PRAWYM OKIEM. Pokusa jednego dziecka
WYCHOWANIE - Z DRUGIEJ STRONY. Doceniam ten wysiłek
Marta Twardowska
strona: 8
Proces mojej edukacji jeszcze się nie skończył. Ciągle uczę się nowych rzeczy, nabywam doświadczenia, idę ku dojrzałości. Ale na to, kim jestem mają wpływ ci, którzy mnie wychowują. Przede wszystkim rodzice, ale także nauczyciele, dzięki którym posiadam wiedzę i nabywam umiejętności.
Niestety, moje pierwsze doświadczenia z pedagogami nie są przeze mnie szczególnie mile wspominane. Dotyczą pierwszego przedszkola, do którego chodziłam. Miałam wtedy trzy latka, i chociaż wydaje się, że z tak wczesnego okresu człowiek nic nie pamięta, jednak w mojej głowie zostały wspomnienia. A było tak: popadłam w konflikt z pewną dziewczynką. Nie raz mnie prowokowała i robiła wszystko, bym się zdenerwowała. I faktycznie – w końcu rozzłościłam się tak, że... ugryzłam ją w rękę. Naturalnie przedszkolanki surowo mnie ukarały, a tamta dziewczynka uszła bezkarnie.
Sprawa miała jednak tak poważne konsekwencje, że moja mama postanowiła mnie zabrać stamtąd. Musiało minąć trochę czasu zanim dałam się przekonać do kolejnego przedszkola, które jednak okazało się wspaniałym miejscem. Było prowadzone przez siostry zakonne i panowała w nim bardzo przyjazna atmosfera. To wspomnienia z tego miejsca jednoznacznie kojarzą mi się z beztroskim dzieciństwem. Myślę że siostry wiedziały, jak wychowywać maluchy.
Następnie przyszedł czas na szkołę podstawową. Tutaj też świetnie trafiłam. Bardzo lubiłam swoją wychowawczynię. Była niesłychanie mądra. Miała doskonałe podejście do mojej psotnej klasy. Zawsze też umiała powiedzieć coś budującego, gdy nie potrafiłam zrobić jakiegoś zadania. Później (gimnazjum i liceum) też miałam szczęście do świetnych nauczycieli. Niektórzy z pewnością byli moimi autorytetami. Swoim sposobem życia pokazywali, co jest naprawdę ważne. Znakiem byli dla mnie zwłaszcza ci, którzy umieli świadczyć o swojej wierze w Boga. Oczywiście zdarzały się również wyjątki, a należeli do nich pedagodzy o bardzo liberalnych poglądach, i choć może byli bardziej lubiani przez uczniów ze względu na równie liberalne zasady prowadzenia lekcji, zyskiwali w ich oczach mniejszy szacunek.
Po latach wiem, że więcej zyskiwał nauczyciel, który wzbudzał w nas respekt, niż ten, który pragnął tylko naszej sympatii i był gotów iść nam na rękę, byleby tylko nie podejmować trudu nauczenia nas czegoś.
Dlatego jestem wdzięczna wszystkim tym moim nauczycielom, którzy ten trud podjęli. Ale oczywiście najbardziej wdzięczna jestem mojej mamie, bo to ona wzięła na siebie największy ciężar mojego wychowania i nie poddawała się nawet wtedy, kiedy się buntowałam.