facebook
Audiobook:
O Janku przyjacielu młodzieży
autor: Maria Kączkowska
odcinek 33: Zadanie życia spełnione


W Waszych intencjach modlimy się codziennie
o godzinie 15:00 w Sanktuarium
M.B.Wspomożycielki Wiernych w Szczyrku
O ustanie pandemii corona wirusa
Staszek
2020-05-29 10:06:03
W intencji wszystkich MAM
Ala
2020-05-29 10:04:41
Za Tomka z W
Piotr
2020-03-29 19:05:04
Blogi:
Agnieszka Rogala Blog
Agnieszka Rogala
relacje między rodzicami a dziećmi
Jak nie kochać dzieci.
Karol Kliszcz
pomiędzy kościołem, szkołą a oratorium
Bezmyślność nie jest drogą do Boga
Karol Kliszcz Blog
Łukasz Kołomański Blog
Łukasz Kołomański
jak pomóc im uwolnić się od uzależnień
e-uzależnienia
Andrzej Rubik
z komżą i bez komży
Na dłoń czy na klęczkach?
Andrzej Rubik Blog
Maria Fortuna-Sudor Blog
Maria Fortuna-Sudor
na marginesie
Strach
Tomasz Łach
okiem katechety
Bóg jest czy nie jest?
Tomasz Łach Blog

Archiwum

Rok 2010 - luty
GDZIEŚ BLISKO. Starość

ks. Marek T. Chmielewski SDB

strona: 11



Słabość ciała stała się dla księdza Bosko okazją do zademonstrowania mocy ducha.

Historycy przyjmują, że choć starość – jak to bywa w życiu każdego człowieka – przychodziła do księdza Bosko (ur. 1815 r.) stopniowo, to za jej właściwy początek uznać można koniec 1884 r. Święty zmienił wtedy w sposób znaczący rytm swojego życia. Na polecenie Leona XIII przekazał spoczywające na nim obowiązki ks. Michałowi Rua, swemu wikariuszowi. Lata 1885-1887 naznaczone były znacznym pogorszeniem stanu zdrowia księdza Bosko i bardzo intensywną opieką lekarską ze strony salezjanów. Większość czasu spędzał wtedy w swoim mieszkaniu na Valdocco. Nieustannie towarzyszyli mu ks. Carlo Maria Viglietti i ks. Giovanni Battista Lemoyne, sekretarze. Na ile to było możliwe, ksiądz Bosko spożywał posiłki wraz ze wspólnotą z Valdocco, potem z Kapitułą Wyższą, a tylko pod koniec życia w pokoju. Od 1885 r. codzienną mszę św. odprawiał przy ołtarzu w swoim mieszkaniu. Od stycznia 1886 r. przy małym ołtarzyku, który ustawiono w bezpośrednim sąsiedztwie jego pokoju. Tam czuł się dobrze, co podkreślał, mówiąc: „mój raj ziemski, to coraz bardziej mój pokój”. W tym pokoju modlił się, przyjmował gości i, na ile zdrowie pozwalało, pisał listy. Ostatni z nich pochodzi z 27 listopada 1887 r. i jest adresowany do pana Broquier z Marsylii.

W latach pełnej aktywności pisywał do 250 listów dziennie. Potem bardzo pogorszył mu się wzrok, chwilami tracił pamięć. Mimo tego nieustannie powracał myślami i słowami do swych salezjanów, wychowanków i dobrodziejów. Kiedy tylko mógł i miał siły, starał się spowiadać chłopców. Gdy mu tego zabraniano, odpowiadał: „Jeśli nie będę mógł przynajmniej spowiadać, to co dla nich będę mógł zrobić?”. Rozmawiał bardzo chętnie. Recytował z pamięci po grecku fragmenty Nowego Testamentu, komentował celnie informacje, jakie dostarczali mu sekretarze, czytając aktualne dzienniki. Wielką przyjemność sprawiało mu wspominanie snów i chwil, które przyniosły mu dużo wrażeń we wcześniejszych okresach życia. Jeśli tylko siły mu pozwalały, osobiście przewodniczył obradom Kapituły Wyższej. Protokoły z tych spotkań pokazują, że mimo wieku i chorób, był aktywny w dyskusjach, używał mocnych argumentów, potrafił bronić swych przekonań, np. w konfrontacji z biskupami.

Mimo słabego zdrowia nadal podróżował. Był we Francji (1885), w Hiszpanii (1886), a ostatnią podróż po Włoszech odbył w kwietniu 1887 r. Żywo interesował się misjami. Cierpiał, gdy misjonarze przeżywali trudności. Jednocześnie potrafił posłać im napomnienie, gdy widział, że działają nie w duchu systemu prewencyjnego. Z miłości do swoich salezjanów na przełomie lat 1885/1886 spisał testament duchowy, w którym podjął sprawy życia wspólnego: ubóstwa, wzajemnej miłości, trudności w życiu salezjańskim. Taka aktywność dużo kosztowała księdza Bosko. Proces starzenia nieustannie przecież postępował. Tracił wzrok, władzę w rękach, ramionach i nogach, zapadał na zapalenia płuc i oskrzeli. Puchły mu nogi i stopy. Nie mógł chodzić. Dużo odpoczywał w pokoju. Jego noce wypełnione były snami, czuwaniami i wizjami na jawie. Widział w nich przyszłość salezjanów – trudności, jakie napotkają, ich batalie o wierność. Relacjonował to współbraciom, chcąc ich umocnić. Rozumieli, że w ten sposób przekazywał im swe pragnienia.

Jesienią 1887 r. bardzo podupadł na zdrowiu. 1 listopada 1887 r. po raz pierwszy nie zszedł do bazyliki, aby z chłopcami odmówić różaniec za zmarłych. Od tego czasu był wożony na wózku. Od 2 grudnia 1887 r. nie mógł już odprawiać mszy św. Nie mógł stać z powodu osłabienia nóg i kręgosłupa. Bardzo często płakał. Mimo tego jeszcze 17 grudnia wyspowiadał około 30 chłopców. 20 grudnia nie mógł już wstać z wózka, ale kazał się zawieść na podwórko. Następnego dnia rozpoczął się kryzys. 21 grudnia przyjął namaszczenie chorych. W Boże Narodzenie jego stan bardzo się poprawił, co uznano za cud. Przeżył jeszcze ponad miesiąc. Odszedł 31 stycznia 1888 r.