- LIST PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO - Na rzecz życia
- WYZWANIA
- WYCHOWANIE. Krok z tyłu o towarzyszeniu na drogach powołania
- LISTY
- WYCHOWANIE. Rozeznać i wytrwać
- OKIEM RODZIA. Wychowanie do powołania
- ROZMOWA Z... Elżbietą Bartkowską
- GDZIEŚ BLISKO. Po prostu dom
- SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. Salezjanki
- BŁYSKAWICZNY KURS MODLITWY
- DUCHOWOŚĆ. Adwent znaczy przyjście
- DUCHOWOŚĆ. Msza trydencka
- POD ROZWAGĘ. Pseudoterapia Berta Hellingera
- SALEZJAŃSKI RUCH MŁODZIEŻOWY. Poznajmy się
- MISJE. Misja sióstr
- RODZINA SALEZJAŃSKA. Jubileusz
- PLACÓWKI SALEZJAŃSKIE. Pogrzebień
GDZIEŚ BLISKO. Po prostu dom
Małgorzata Tadrzak-Mazurek
strona: 10
Za oknem ciemno, zegar nie wybił jeszcze 5.30, a s. Apolonia już na nogach, bo to przecież ona musi dziś znowu wszystkich nakarmić. Później słychać s. Alicję, bo jako dyrektor musi czuwać nad całością. Ale już niebawem wstaną pozostałe siostry, żeby się spotkać w kaplicy i powitać nowy dzień jutrznią i Eucharystią.
Na mszy nie zostaje s. Magdalena, wychodzi po jutrzni, bo pełni dyżur w przedszkolu. Od 6.30 zaczynają nadciągać pierwsze przedszkolaki. Później dołączy do niej s. Regina. Pozostałe siostry spotkają się na śniadaniu, które już zdążyła przygotować s. Apolonia. Na jedzenie nie ma zbyt dużo czasu o tej porze, bo wszystkie spieszą się do pracy. Kanapki pakowane pospiesznie i pora ruszać. Siostry Lucyna, Magdalena, Katarzyna, Elżbieta, Alicja, Barbara zostają w przedszkolu. A siostry Magdalena, Renata, Weronika, Halina mają do przejścia kawałek drogi do szkoły salezjańskiej, w której uczą.
Dzień we wspólnocie
Tak rozpoczyna się dzień w jednej ze wspólnot Córek Maryi Wspomożycielki (FMA), zwanych siostrami salezjankami, w Ostrowie Wielkopolskim. Wspólnota istnieje od 1985 r. Zgromadzenie otrzymało tu dom do wykończenia, więc siostry przyjechały i zabrały się do ciężkiej pracy. Poza wykańczaniem domu katechizowały, później otworzyły oratorium, a w końcu przedszkole. Teraz przedszkole ma cztery oddziały dla każdej grupy wiekowej i status publicznego. Mogą więc do niego także uczęszczać dzieci z rodzin mniej zamożnych. W Ostrowie jest także druga wspólnota sióstr salezjanek, która prowadzi zespół szkół: podstawową, gimnazjum i liceum.
Przedszkole mieści się w tym samym budynku, w którym mieszkają siostry. Ruch i gwar towarzyszą im niemal przez cały dzień. Ale nikt na to nie narzeka, bo to przecież znaczy, że dom naprawdę żyje duchem salezjańskim. Tylko s. Apolonia potrzebuje pomocy przy gotowaniu obiadu dla takiej gromadki, bo samych przedszkolaków jest blisko setka, sióstr czternaście, do tego pracownicy świeccy... Ale jakie to miłe, gdy już wszyscy są nakarmieni i można trochę odpocząć. A na chwilę oddechu jest czas dopiero ok. 14.00, gdy już prawie wszyscy są po obiedzie. Prawie, bo niektóre siostry nie mogły zjeść obiadu razem ze wspólnotą. Nie wróciły jeszcze ze szkoły lub miały inne zajęcia.
Dopiero ok. 16.00 jest szansa na krótkie wspólne spotkanie, bo przedszkolaki już się rozeszły do domów, siostry nauczycielki wróciły ze szkoły. Tylko s. Maria coś szyje (pewnie jakieś stroje dla przedszkolaków na przedstawienie albo znowu ubranka dla lalek, o które proszą dzieci), no i s. Lucyna musi wyjść otworzyć oratorium, bo zaraz zacznie się schodzić młodzież. I s. Weronika idzie uczyć gry na gitarze… Znowu więc zajęcia… Ale już o 18.00 siostry spotykają się w kaplicy na nieszporach, jest też czas na adorację i dzielenie się słowem Bożym z dnia.
O 19.00 s. Lucyna może już zamknąć oratorium, spędziła w nim całe popołudnie z młodymi, a właściwie może lepiej, żeby go nie zamykała, bo o 20.00 s. Weronika rozpoczyna tam naukę tańca dla pracowników i rodziców dzieci z przedszkola i z oratorium. Weźmie w niej udział także s. Katarzyna, bo przecież każda umiejętność w pracy apostolskiej może się przydać. Ale wcześniej spotka się jeszcze ze wspólnotą na kolacji (dziś s. Alicja przygotowała sałatkę śledziową i jest kaszanka od rodziców s. Magdaleny). To miły moment dnia, podczas którego gromadzi się cała wspólnota i wreszcie nie trzeba się tak spieszyć. Można dłużej posiedzieć przy stole, porozmawiać, pośmiać się, poopowiadać, co się wydarzyło w ciągu dnia.
Po 20.15, jak w każdej wspólnocie salezjańskiej, jest „słówko na dobranoc” najczęściej wygłaszane przez s. Alicję, przełożoną. Ot, krótka myśl podsumowująca dzień, coś dla ducha. I jeszcze wspólna modlitwa. A potem cisza.
Jak w rodzinie
Siostry nie tylko tak intensywnie mają wypełnione dni powszednie, zajęte mają także soboty i niedziele. W parafii prowadzą scholę, a także Eucharystyczny Ruch Młodych, animują liturgię, przygotowują dzieci do pierwszej komunii św. W wielu dziełach współpracują z trzecią gałęzią rodziny salezjańskiej, bo przy ich domu działa wspólnota salezjanek współpracownic.
Zdawać by się mogło, że tydzień jest wypełniony po brzegi, że ścisły harmonogram sprawia, iż trudno znaleźć czas dla siebie. A jednak siostry pielęgnują własne zainteresowania, mają czas na własny rozwój, na naukę. Wiele z nich nadal studiuje lub rozwija swoje umiejętności. Niektóre nie wykorzystują tego jeszcze w swojej pracy. Czasami robią to z własnej potrzeby czy dla przyjemności. Tyle tak dobrze wykształconych kobiet pod jednym dachem to doprawdy rzadkość. I na dodatek naprawdę radosnych.
Siostra Renata tak to tłumaczy: „Matka Mazzarello, nasza założycielka, zawsze zachęcała siostry do radości, więc staramy się, mimo obowiązków, znaleźć też czas na wspólne radosne spędzanie czasu, ciesząc się swoją obecnością”. „Mimo tylu zajęć i prac cudownie jest wracać do domu – do wspólnoty, aby dzielić się z siostrami radościami i troskami dnia – dodaje s. Weronika – nawet tym codziennym zmęczeniem, bo jest to wtedy radość podwójna, a zmęczenie dzielone, czyli mniejsze. I dobrze jest, wychodząc do szkoły, czuć moc tego zapewnienia ze strony sióstr zostających w domu – »pamiętałam o Tobie«. To wspomaganie modlitwą jest bardzo potrzebnym zapleczem codziennej pracy”.
Jedno jest pewne, mimo tylu różnorodnych obowiązków, siostry nie wyglądają ani na zmęczone, ani na przytłoczone nadmiarem zajęć. Co więcej, nie wydają się ograniczane jakimś harmonogramem. „Wielu ludzi nadal myśli, że w zakonie jest taka ścisła reguła, że »trzeba chodzić jak w zegarku« – mówi s. Magdalena Hoppe. – A nasze zgromadzenie jest apostolskie, a więc o charakterze otwartym. Jesteśmy powołane do pracy z dziećmi i młodzieżą, większość czasu dzielimy z tymi, do których jesteśmy posłane. Jest miejsce i na własną inicjatywę, i na spontaniczność”. Na pewno nie przeszkadza w tym przełożona, o której siostry wypowiadają się z wielkim szacunkiem, i o której mówią, że to ona w dużej mierze przyczyniła się do stworzenia z tego miejsca prawdziwego domu zakonnego. „Gdy ostatnio byłam w domu rodzinnym, wracając, miałam wrażenie, że jadę z domu do domu. Nie o każdej wspólnocie zakonnej mozna się tak powiedzieć. Nasza dla mnie jest prawdziwym domem” – opowiada s. Magdalena Mańkowska.
Oczywiście nie jest tak, że wspólnoty nie dotykają problemy czy trudności, ale tajemnica polega na tym, że w tej wspólnocie rozwiązywane są na modlitwie i w dialogu. I może także ma znaczenie to, o czym wspomina s. Magdalena Hoppe: „W naszej wspólnocie nie ma podziału pod względem wykonywanej pracy, wykształcenia czy zamożności (jak to niegdyś bywało w zakonach). Wszystkie sobie wzajemnie pomagamy. Na przykład w kuchni, szczególnie gdy są większe uroczystości. Każde nasze dzieło jest wspólnym dziełem. Możemy na siebie liczyć także w trudnych doświadczeniach, np. podczas choroby. Jesteśmy po prostu rodziną. I żyjemy w naszej wspólnocie jak w domu rodzinnym”.
• • •
To, jak wspólnota żyje wewnątrz, widać po tym, jak działa na zewnątrz i jaki klimat tworzy, a w domu przy ul. Skorupki 56 w Ostrowie Wielkopolskim dzwonek do drzwi prawie nie milknie. I to nie tylko przedszkolaki, oratorianie i ich rodzice stale się tu dobijają. Częstymi gośćmi są rodziny i przyjaciele sióstr. Chcą tu wciąż wracać, bo jak nigdzie indziej tu można odpocząć, pobyć w radosnej atmosferze i poczuć ducha staropolskiego „gość w dom, Bóg w dom”.