- LIST PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO - Tęcza
- WYZWANIA
- WYCHOWANIE. Odwaga wyboru ojczyzny
- WYCHOWANIE. Po co nam patriotyzm
- OKIEM RODZICA. Przekazać tożsamość
- ROZMOWA Z... Nie ma powodów do niepokoju
- GDZIEŚ BLISKO. Myśląc ojczyzna
- SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. Uczciwy obywatel
- BŁYSKAWICZNY KURS MODLITWY
- DUCHOWOŚĆ. Na zesłanie Ducha Świętego
- DUCHOWOŚĆ. Komu zadośćuczynił Jezus
- POD ROZWAGĘ. Joga religia ciała
- SALEZJAŃSKI RUCH MŁODZIEŻOWY. Miniwarsztaty patriotyzmu
- MISJE. Centrum młodzieżowe w Hwange
- MISJE. Krakowski kawałek Afryki
- MISJE. Podziękowania z Kasisi
- RODZINA SALEZJAŃSKA. Błogosławiona s. Magdalena Morano FMA
- Z ŻYCIA BŁOGOSŁAWIONYCH ORATORIANÓW
- W ANEGDOCIE
- PLACÓWKI SALEZJAŃSKIE. Łódź wspólnota św. Barbary
W ANEGDOCIE
riflen
strona: 20
Ks. Marek i ks. Andrzej pracowali w jednej parafii. Byli młodymi kapłanami pełnymi pomysłów i zaangażowania w pracę duszpasterską. Nie opuszczało ich, właściwe wiekowi, swoiste poczucie humoru. Objawiało się między innym przez ciągłe nadawanie humorystycznego wydźwięku sytuacjom z gruntu poważnym. Często wywoływało to skutek zgoła niepożądany – salwy śmiechu w sytuacjach nader poważnych.
Coś takiego wydarzyło się podczas którejś z niedzielnych homilii. Było upalne lato i wysoka temperatura dawała się wszystkim we znaki. Ks. Andrzej przyszedł do zakrystii z butelką coca-coli i zostawił ją na stoliku, poczym ubrawszy odpowiednie szaty, udał się na ambonę, aby wygłosić niedzielne kazanie. W tym czasie do zakrystii wszedł ks. Marek... Ks. Andrzej właśnie powiedział: „Drodzy bracia i siostry!”, kiedy podszedł do niego kościelny i delikatnie podsunął mu karteczkę. I odszedł. Ks. Andrzej zdziwiony pomyślał, że to pewnie jakaś pilna wiadomość do przekazania wiernym. Wypowiadając dalsze słowa homilii, jednym okiem rzucił na przyniesioną kartkę i przeczytał na niej: „Andrzeju, piję właśnie twoją colę. Zostawić ci trochę?”
W kaznodziejskiej karierze ks. Andrzeja to kazanie było na pewno wyjątkowe. Kontynuowanie wymagało od niego ogromnego hartu ducha i opanowywania ataków śmiechu.
Wierni wybaczyli, kładąc wszystko na karby, nie zawsze wyczuwającej powagę chwili, młodości.