- Boże Narodzenie: Bóg rodzi się także na Syberii
- Od redakcji
- Rodzina przy stole
- Salezjańska wyspa pokoju w Aleppo
- Różańcem i gitarą
- Strażnicy światła
- Szopka w Dachau
- Jak mówić do młodych o czystości i jak wychowywać w czystości?
- Fałszywa wizja małżeństwa
- Elementy wychowawcze w biblijnej literaturze międzytestamentalnej cz.4
- Dbajmy o bezpośredni kontakt z dzieckiem
- Stracone lekcje?
- A jednak oryginalny
- Wigilijny cud przy stole
- Niepozytywne myślenie
- Wojna z gender koniecznie potrzebna
Rodzina przy stole
Grażyna Starzak
strona: 4
Z Ewą Pohorecką, dyrektorem Specjalistycznej Poradni Wczesnej Pomocy Psychologiczno-Pedagogicznej w Krakowie, rozmawia Grażyna Starzak.
Grudzień to miesiąc, w którym częściej niż zwykle siadamy całą rodziną przy stole. Wspólne spożywanie posiłków to część naszej polskiej tradycji. Czy zgodzi się Pani ze mną, że ten rytuał był i jest podstawą funkcjonowania rodziny bez względu na jej status społeczny?
W naszej tradycji stół zajmuje szczególne miejsce. Wszelkie święta i uroczystości obchodzimy przy stole. Rodzina spotyka się jako wspólnota osób. I bez względu na to, jakie są to rodziny, czy mają własne tradycje, czy są biedne czy zamożne, czy należą do nich ludzie wykształceni czy nie, wszędzie stół jest podstawowym elementem budowania więzi. Ta tradycja, która opiera się na wspólnym spożywaniu posiłków, jest znana od wieków. Nasi przodkowie, ludzie należący do różnych kultur, Rzymianie, Grecy, chętnie biesiadowali i zawsze celebrowali posiłki.
Tradycja wspólnego posiłku jest znana w społeczeństwach od zarania dziejów. Dlaczego zatem w XXI w. coraz rzadziej praktykujemy zwyczaje ojców?
Teraz czas płynie bardzo szybko. Ludzie mają dużo różnych zajęć i obowiązków. Zmienił się model funkcjonowania rodziny. Najczęściej jest tak, że obydwoje rodzice pracują, są przez większą część dnia zajęci. Mamy obowiązki, które przestały ograniczać się do ram godzinnych, tak jak to było dawniej, gdy pracowało się od rana do popołudnia. Obecnie duża grupa pracowników ma różne godziny pracy. To utrudnia podtrzymywanie więzi rodzinnych, siadanie razem do stołu, by wspólnie spożyć posiłek. W niektórych rodzinach jest tak, że ktoś, z reguły mama, gotuje obiad, a potem każdy spożywa go osobno, w dogodnym dla siebie czasie. W niektórych rodzinach w ogóle zanikł zwyczaj gotowania w domu. Jada się w restauracjach, barach, zamawia się obiad przez internet i spożywa w pracy. To w naszej kulturze jest zjawiskiem nowym i trochę ryzykownym, jeżeli chodzi o więzi rodzinne. Coraz częściej mamy więc do czynienia z traktowaniem posiłku jako wyłącznie sposobu odżywiania się. Co ciekawe, większość ludzi zna zasady zdrowego żywienia, bo sporo czyta na ten temat, ogląda programy kulinarne, ale prowadzi to tylko w jednym kierunku – do zachowania zdrowia biologicznego, zdrowia fizycznego. Krótko mówiąc, do odżywienia ciała. Tymczasem, wspólne posiłki, niezależnie od tego, co jest na stole, to również „karmienie” wzajemnych relacji. Nie można poprzestać tylko na myśleniu o zdrowych produktach, co jest chwalebne i ważne. Ale to nie wszystko. Posiłki spożywane w samotności, w pośpiechu, nawet jeśli będą miały wszystkie najbardziej potrzebne składniki, nie dostarczą człowiekowi tego, co mu naprawdę potrzebne – czyli poczucia wspólnoty, przynależności do grupy, poczucia więzi. Dlatego warto mieć to na uwadze i przemyśleć swój sposób życia.
Zdaniem psychologów jedzenie wspólnych posiłków jest wręcz konieczne dla prawidłowego rozwoju naszych dzieci…
Jest to potrzebne nie tylko dzieciom, aby się wychowały w pewnej tradycji, żeby nauczyły się, co oznaczają wzajemne relacje, ale jest to potrzebne także rodzicom. Po to, aby poznawali swoje dzieci. Trudno poznawać się nawzajem tylko na podstawie bardzo krótkich i sporadycznych kontaktów. Wspólne jedzenie, wspólny stół to jest nauka niekonfliktowego rozmawiania o swoich uczuciach, o tym, czego się doświadczyło w ciągu całego dnia. Jest to także okazja do tego, by dzieci poznały historie rodzinne, losy niejednokrotnie bardzo ciekawe, swoich krewnych. To są wartości nie do przecenienia. Można oczywiście usiąść po posiłku na kanapie i dokończyć rozmowę, ale jej początek następuje w momencie, kiedy jesteśmy na małej przestrzeni przy stole i jemy smaczne potrawy, co wiąże się z pozytywnymi emocjami.
Jakie rady dałaby Pani rodzicom, jeśli chodzi o wspólne posiłki?
Jest kilka takich zasad, które warto, aby rodzice mieli na uwadze. Po pierwsze, by pomimo wszystko starali się jeść wspólnie przynajmniej w weekendy, w czasie wolnym od pracy. Na przykład celebrować niedzielny obiad. Po drugie – żeby zacieśnić wzajemne relacje, warto rozdzielić obowiązki przygotowania posiłku pomiędzy wszystkich domowników. Wykorzystać przy tym to, co każdy z nich umie najlepiej. Dziecko może na przykład nakryć do stołu, tato, jeśli nie ma zdolności kulinarnych, niech choćby ugotuje makaron. Ten nawet minimalny wkład pracy każdego z domowników daje mu poczucie przynależności do wspólnoty. Chciałabym też podkreślić, że wspólny posiłek to niekoniecznie obiad. W tygodniu może to być kolacja czy śniadanie. W niektórych rodzinach trudno to zrealizować. Warto jednak starać się, by jak najczęściej usiąść wspólnie do stołu. Nie muszą być na nim wyszukane potrawy. Chodzi o to, aby dla każdego było coś miłego, aby potrzeby każdego członka rodziny były uwzględniane i zaspokajane. Jedną z ważnych zasad wspólnego spożywania posiłków jest to, że przy stole nie rozmawiamy o żadnych konfliktowych sprawach. Na przykład, wiedząc, że domownicy czy goście mają różne poglądy ideologiczne, polityczne, unikamy rozmów na ten temat. Bo wspólny stół powinien nas łączyć, nie dzielić. Dotyczy to głównie rodzin z nieco starszymi dziećmi. Nie każdy rodzic rozumie, że licealista na przykład może mieć już własne poglądy. Ważne jest to, by je zaakceptować, choć niekoniecznie zaaprobować. To jest podstawą, aby rodzinne spotkania przy stole nie stały się okazją do rodzinnych konfliktów.
Badacze z Harvardu twierdzą, że dzieci jedzące posiłki w gronie rodzinnym lepiej się uczą. A nawet, że wspólne jedzenie bardziej niż czytanie wzbogaca ich słownictwo…
Zgadzam się z tą tezą. Wspólne jedzenie posiłków wzbogaca słownictwo dzieci dlatego, że każda osoba siedząca przy stole wnosi do rozmowy swój system językowy i komunikacyjny, swój zasób słów. Dziadek czy babcia często posługują się słownictwem, którego nie zna nastolatek, a które występuje, np. w literaturze staropolskiej. Niektóre starsze osoby potrafią z pamięci recytować całe strofy naszych wieszczów. To czasem bardziej przemawia do młodego człowieka, niż wykład nauczyciela.
Z badań wynika, że młodzi ludzie z rodzin, które razem spożywają posiłki, rzadziej mają kłopoty ze zdrowiem psychicznym. Dowód? Jedna trzecia młodzieży w wieku dojrzewania z problemami dotyczącymi zdrowia psychicznego je obiad w samotności…
Młodzież w okresie dorastania odczuwa sprzeczne potrzeby. Z jednej strony pragnie oddzielenia się od rodziny i bycia niezależnym. Z drugiej strony cały czas potrzebuje więzi z drugim człowiekiem i często stara się tę potrzebę zaspokoić przez udział w portalach społecznościowych, poprzez spotkania – w realu i wirtualnie z rówieśnikami. W tym okresie bardzo istotne jest, by rodzice umieli utrzymać więź z młodym człowiekiem. A tę więź można zachować, spotykając się z nim jak najczęściej przy stole. Nawet gdy siedzi przy nim naburmuszony, milczy i na pytania odpowiada półsłówkami. Mądry rodzic będzie wiedział, że przy takiej okazji nie należy pytać, np. o oceny w szkole. Rozmowa na trudne tematy powinna odbywać się w innej sytuacji. Jeżeli nie wiemy, jaki temat poruszyć, zacznijmy opowiadać o sobie, o tym, co nas spotkało danego dnia, wplatając w tę opowieść jakiś dowcip lub anegdotę. To może być sposób nawiązania więzi z dorastającym dzieckiem. Jest to znacznie lepszy sposób niż zasypywanie młodego człowieka pytaniami, oczekiwanie na jakieś zobowiązania z jego strony i wywieranie presji w sytuacji, która powinna być związana z innymi emocjami.
Przed nami święta Bożego Narodzenia, wieczerza wigilijna. To niewątpliwie okazja, by nie tylko podtrzymać rodzinne więzy, ale też, by je naprawić…
Święta Bożego Narodzenia to szczególny czas. Warto go wykorzystać dla scalenia rodziny, nawet jeśli wśród jej członków są osoby, które mówią o sobie, iż są niewierzące, a mimo to siadają do wigilijnego stołu. Mam nadzieję, że nie wy- łącznie dla prezentów pod choinką czy dla ładnie brzmiących kolęd. W każdym człowieku jest głód miłości, bliskości i chęć przynależności do wspólnoty. Taką wspólnotę w kapitalny sposób można odnaleźć w rodzinach, które żyją na co dzień żywą wiarą. I warto się od nich tego uczyć. Wigilijny, świąteczny stół sprzyja refleksjom, co jest tak naprawdę w życiu ważne. Czy nieustanna pogoń za tytułami, stanowiskami, pieniędzmi, które mogą zapewnić komfort i wygodę, czy bycie z drugim człowiekiem w bliskości. Młody człowiek może się zżymać, gdy to słyszy, ale z wiekiem zrozumie, jak ważne w rodzinie jest nie tylko zaspokojenie potrzeb fizycznych, biologicznych, ale emocjonalnych, psychicznych, które daje poczucie wspólnoty. Z takim „bagażem” w plecaku młoda osoba może ruszyć samodzielnie w życie. ▪