- Triumf pedagogii miłości
- Od redakcji
- U Pana Boga w ławce
- Zambia Przynieść ulgę małemu zbolałemu sercu
- Peru Niedożywione dzieci
- Zambia Nasi wolontariusze Alicja Szwiec
- Taka jest młodzież papieża
- Ojcze Święty czekamy na Ciebie
- Szkoła i wychowanie katolickie
- Okazywać i rozwijać wiarę
- Niedziela po ludzku i po Bożemu
- Szkoła jako oratorium
- Wychowanie w duchu św. Franciszka Salezego
- Równia pochyła
- Ks. Bosko w pigułce
Taka jest młodzież papieża
Ks. Adam Parszywka, salezjanin
strona: 12
Trzy i pół miliona młodych zebranych na brazylijskiej plaży Copacabana przybyło tam by, swoim entuzjazmem powiedzieć Ojcu Świętemu: jesteśmy Kościołem żywym, Kościołem młodym i chcemy głosić Chrystusa całemu światu – taka jest twoja młodzież, Franciszku.
Idą ulicami i krzyczą. Czy posypią się kamienie i polecą petardy z gazem? To normalne, przynajmniej w tych ostatnich tygodniach tu w Brazylii. O co im tym razem chodzi? Jaka to grupa i czego się domaga? To pytania, które w czasie Światowych Dni Młodzieży stawiało sobie wiele osób zanim przestawili w swojej świadomości, że w środku społecznej burzy i zamieszek w tym kraju zjawili się młodzi ludzie z całego świata, żeby przynieść tej ziemi pokój.
Przejęli place i ulice w swoje ręce. Wszędzie pełno policji, ale ta szybko musi się nauczyć, że tu niepotrzebny jest gaz łzawiący, ani nawet nie trzeba wzbudzać pozornego strachu, że trzeba zapomnieć o broni gładkolufowej, a jedynie uzbroić się w radość i uśmiech. Bo: „esta e a juventude do Papa”! Ten okrzyk musiał usłyszeć każdy Carioca (mieszkaniec stanu Rio de Janeiro), podobnie jak mieszkańcy wielu innych potężnych miast, bo młodzi Kościoła chcieli wyraźnie zostawić im to przesłanie: „taka jest młodzież Papieża” – krzyczeli. Radosna i pełna pokoju. Dlatego idą, trzymając się za ręce. Mają koszulki i flagi swoich krajów. Manifestują, że są ambasadorami młodzieży różnych kontynentów i krajów świata. Znaczenie tego tutaj jest jednak co najmniej drugoplanowe. Istota, jaką chce przekazać „młodzież Papieża” dopełnia się w drugim okrzyku. Jest on tak głośny że wprawia w drżenie potężne budowle. „A Igreja viva, a Igreja jovem”!!! Spontanicznie wznoszę ten okrzyk porwany siłą jego brzmienia. Potem zastanawiam się: rzeczywiście to jest manifestacja. Najpierw setki tysięcy w różnych miastach Brazylii wykrzykiwały to na ulicach, by w końcu spłynąć jak gorąca lawa miłości i wykrzyczeć to całemu światu, tu w Rio, że: „Kościół jest żywy, Kościół jest młody”!!! Nie wiem, czy jakaś „tęga głowa” to wymyśliła, wiem jednak na pewno, że młodzież w Rio chciała bardzo, żeby usłyszał to cały świat. Co ciekawe, był to okrzyk wznoszony naturalnie, bez dodatkowych nagłośnień i wspomagań, a siła jego była tak wymowna, że jest w stanie jeszcze dzisiaj zaniepokoić tych, którzy chcą pokazywać osłabiony Kościół Boży. Młodość, miłość i entuzjazm przyszły tu z taką siłą, że aż zapierały dech w piersiach. Dech zapierał również fakt, że jedna z najsłynniejszych plaż świata zmieniła swoje dotychczasowe przeznaczenie i stała się największym sanktuarium świata dla młodzieży Kościoła. Sanktuarium wypełnionym po brzegi aż do granic oceanu i ulic młodymi, którzy przyszli spotkać Jezusa.
I jak dwa tysiące lat temu nad brzegiem Jeziora Galilejskiego Jezus skierował do rybaków swoje powołanie tak samo nieodwołalnie i teraz Piotr naszych czasów wzywał młodych uczniów Kościoła do wypełniania misyjnego powołania: „idźcie i czyńcie uczniów wśród wszystkich narodów”. Każde ze słów skierowanych bezpośrednio do młodych, szczególnie te mówiące o pokładanej w nich nadziei przez Kościół, odbierane były przez młodzież z wielkim aplauzem. Zdaje się, że trzy i pół miliona młodych zebranych na Copacabana przybyło tam, by swoim entuzjazmem powiedzieć Ojcu Świętemu: jesteśmy Kościołem żywym, Kościołem młodym i chcemy głosić Chrystusa całemu światu – taka jest twoja młodzież, Franciszku. I chociaż każde przeżycie Światowych Dni Młodzieży jest okazją do podobnych doświadczeń Kościoła, to jednak te spośród mi osobiście znanych i przeżywanych właśnie najgłośniej to wyakcentowały. Nie stało się to ani za sprawą rekordowej liczby młodzieży na ŚDM, ani za sprawą głównego miejsca spotkania, jakim było potężne miasto Rio de Janeiro, chociaż znaczenia tych faktów nie należy pomijać. Tutaj trzeba pójść o wiele dalej, w głąb relacji przeżywania tego czasu przez Kościół lokalny Brazylii, a może i nawet w całej Ameryce Łacińskiej. Rozszerzyć go terytorialnie i czasowo.
Rio de Janeiro to miasto jak kraj wielkie, kipiące kontrastami biedy i bogactwa, symboli wiary i zagubienia człowieka. Sacrum i profanum obok siebie. Mieliśmy okazję dosłownie tego doświadczyć, kiedy „wylądowaliśmy” jako 800-osobowa grupa Polaków w parafii św. Łucji, gdzie proboszczem jest ks. Robert Chrząszcz. Parafia generalnie bardzo biedna, bo większość parafian to biedni ludzie. I tu okazało się, że nieważne, ile kto ma pieniędzy, ale jak bardzo otwiera swoje serce.
Osobiście Brazylię znam od wielu, wielu lat. Mieszkają tutaj ludzie, którzy w pełni zasługują, by ich nazywać dobrymi ludźmi – „o povo bom”, którzy potrafią ująć człowieka swoją otwartością i życzliwością. Ale wiem też, że doskonale przygotowali się wewnętrznie jako ludzie Kościoła, by przyjąć nas jako pielgrzymów Kościoła idących na brzeg oceanu za Piotrem swoich czasów i by spotkać tam Jezusa. Na końcu na tym brzegu usłyszeliśmy od nich „Parabens a Polonia!” (Gratulujemy Polsce!), kiedy Ojciec Święty zapowiedział, że to Polska będzie gospodarzem w 2016 spotkania młodzieży Kościoła z całego świata. Tak, to łaska że zostaliśmy powołani, by usłużyć i przygotować to spotkanie. Ono niewątpliwie zaczyna się w sercu, jeśli ma trafić do serca. Parabens o Brazil!