- Bóg chce nas w świecie lepszym od tego
- Od redakcji
- Wakacje pełne zaufania
- Republika Południowej Afryki Prawdziwa salezjańska robota
- Mongolia. Solidna przyszłość
- Boliwia. Nasi wolontariusze Agnieszka Wicińska
- Sutanna ks. Bosko znajduje się w Krakowie
- Jak reagować na błędy dziecka
- Rodzinny kodeks
- Sekty. Wakacje – czas werbunku
- Nuda? Nie wpadaj w panikę!
- Czas dobrze wykorzystany jest zadatkiem nieba
- Podstępna serdeczność
- Wielka rodzina, wielki Kościół, wielka Polska
Rodzinny kodeks
Ewa Rozkrut
strona: 15
W kuchni na korkowej tablicy wisi regulamin rodziny. Ułożyliśmy go wspólnie już dawno temu, jednak uaktualniamy co pewien czas – przecież dzieci rosną, więc zmienia się codzienność. Taki regulamin niezwykle ułatwia życie, ponieważ opisuje zachowania domowników. Określa obowiązki i prawa, jak również sugeruje sankcje, jakie można ponieść. Największą zaletą regulaminu jest to, że razem go stworzyliśmy, każdy, ale to każdy, w rodzinie jest autorem choćby jednego punktu, a wszystkie musiał zatwierdzić. A to zobowiązuje do przestrzegania postanowień, uczy odpowiedzialności za własne słowa i czyny. Ponadto określa granice, których nie powinno się przekraczać, więc dzieci doskonale odnajdują się w codzienności. Przepisów nie ma zbyt wiele, dotyczą podstawowych spraw, związanych z bezpieczeństwem, ładem, atmosferą, nauką. Gdy dzieci były mniejsze, to zdarzały się sytuacje trudne do opanowania, harmider, kłótnie albo tak dobra zabawa, że trudno było zapanować nad rozbawionym tłumem. Wtedy wielu rodzicom zazwyczaj puszczają nerwy i odpowiedź na działania ukochanej czeredy staje się, delikatnie mówiąc, niewychowawcza, może też być nawet niebezpieczna. Chaos udziela się, więc żeby nie reagować pochopnie, gwałtownie, pod wpływem chwili, dobrze jest sięgnąć po coś sprawdzonego, wprowadzającego spokój, a nie lęk. Dlatego tak przydatny okazał się nasz regulamin. I tak do obowiązków każdego z nas należy m.in. „dbanie o dobrą atmosferę w domu”, a w innym punkcie ustaliliśmy, że „starszy pomaga młodszemu w nauce z tego, co umie, jeśli ma czas”. Natomiast spośród praw mogę wyróżnić zapis: „Każdy ma prawo do odpoczynku”, czyli mama także. W dzisiejszych czasach sporo się mówi o karaniu dzieci. Słowo „kara” zawiera duży negatywny ładunek emocjonalny. Karanie pociąga za sobą nie zawsze przyjemne decyzje i zarówno rodzice, jak i dzieci nie czują się wówczas komfortowo. No cóż, ale jakoś trzeba zaradzić określonym sytuacjom. Nie można jedynie czekać, co przyniosą zachowania naszych milusińskich, bo oprócz rozczarowania możne się także pojawić przerażenie. Dlatego wskazuję na konsekwencję w wychowaniu, z której jasno wynikają pewne reakcje. W naszym statucie znajduje się odpowiedni punkt na taką okoliczność: „Jeśli ktoś przekroczy zasady, to samotnie spędzi w pokoju dziesięć minut, aby spokojnie przemyśleć swoje postępowanie”. Ta dewiza sprawdzała się za każdym razem. Dziecko w ciszy mogło przede wszystkim ochłonąć, ja także. A dziesięć minut to wcale nie jest mało, by podjąć dobrą decyzję lub znaleźć odpowiednie słowa. Maluch, przebywając w pokoju, już z doświadczenia wiedział, że gdy z niego wyjdzie, mama nie będzie wrzeszczeć, więc mógł pomyśleć o tym, co zrobił. Natomiast gdy naprawdę nie wiedziałam, co zrobić, to po wyznaczonym czasie, spokojnym już tonem przekładałam rozmowę na inny termin. A później wyciągaliśmy z mężem odpowiednie konsekwencje. Ważne jest, by nauczyć dzieci odpowiadać za własne czyny, zachowania, słowa. A ta edukacja nie zawsze jest przyjemna. Ale na pewno w przyszłości docenią nasze rodzicielskie starania, tak jak my odkrywamy mądrość naszych rodziców. r