- Bóg chce nas w świecie lepszym od tego
- Od redakcji
- Wakacje pełne zaufania
- Republika Południowej Afryki Prawdziwa salezjańska robota
- Mongolia. Solidna przyszłość
- Boliwia. Nasi wolontariusze Agnieszka Wicińska
- Sutanna ks. Bosko znajduje się w Krakowie
- Jak reagować na błędy dziecka
- Rodzinny kodeks
- Sekty. Wakacje – czas werbunku
- Nuda? Nie wpadaj w panikę!
- Czas dobrze wykorzystany jest zadatkiem nieba
- Podstępna serdeczność
- Wielka rodzina, wielki Kościół, wielka Polska
Wakacje pełne zaufania
Grażyna Starzak
strona: 4
Dzieci i młodzież wyruszają na letnie szlaki. Od nas – rodziców, opiekunów i wychowawców – zależy, czy wrócą wypoczęci, pełni wrażeń, szczęśliwi. Czy nie zapomną o Bogu i modlitwie. Czy nie zawiodą naszego zaufania.
Wakacje to sprawdzian. Test metod wychowawczych, jakie stosujemy. Od tego, jak on wypadnie, będą zależeć nasze dalsze relacje z dziećmi i podopiecznymi.
Podstawą zaufania jest przyjaźń
Maria Kicińska jest mamą pięciorga dzieci. Pod koniec czerwca wraz z innymi rodzicami z całej Polski zorganizowała zjazd dużych rodzin. Odbył się w Grodzisku Mazowieckim. W programie były wspólne muzykowanie, piknik dla najmłodszych, ale też sympozja i konferencje. Tematem jednej z nich były relacje między rodzicami a dziećmi. Maria Kicińska mówiła o tym, co robić, żeby dzieci zaufały rodzicom i na odwrót: nie zawiodły ich zaufania. – Zaufanie to wiara, że druga strona będzie postępować wobec nas uczciwie, że nas nie zawiedzie, że będzie kierować się dobrem. Każdy wie, że zaufanie do kogoś się ma albo nie, że bardzo łatwo jest je stracić, a niezwykle trudno na nowo odbudować. Mogę poszczycić się tym, że mam zaufanie do moich dzieci, bo nigdy mnie nie zawiodły, bo mają ugruntowany system wartości, którego się trzymają, mimo że wokół nich dzieją się różne rzeczy – mówi pani Maria. Nie tylko w opinii Marii Kicińskiej podstawą zaufania jest przyjaźń. – Zawsze marzyłam, żeby moje dzieci widziały we mnie przyjaciela, który pomoże, zrozumie, doradzi. Udało mi się to osiągnąć na razie z dwójką starszych. Dwoje spośród młodszych, 14-letnie bliźnięta, skrywają się jeszcze w swojej skorupce i nie chcą mnie dopuścić do ich świata. Mam nadzieję, że to się zmieni – zwierza się pani Maria. „Wykorzystajmy czas wakacji dobrze” – apelują podczas czerwcowych nabożeństw kapłani. Przypominają, że chwile wspólnego wypoczynku, urlop, to znakomita okazja, aby rodzina mogła wspólnie zasiąść za stołem. Porozmawiać na różne tematy. Obejrzeć wartościowy film. Poczytać Pismo Święte. Tak spędzony czas pozytywnie wpływa na więzi rodzinne.
Nie nawyk, lecz pragnienie
Wakacje to sprawdzian naszych starań, aby wychować dzieci po katolicku. Uroczyście przyrzekamy to Bogu, sobie i kapłanom, ale z realizacją przyrzeczenia jest w naszym społeczeństwie coraz gorzej. Katecheta mojej ośmioletniej wnuczki przy każdej okazji przypomina rodzicom i dziadkom, że podstawową kwestią jest w tym wypadku wyrobienie w dzieciach nie tyle nawyku uczestniczenia w mszy św., ile „pragnienia i potrzeby kontaktu z Bogiem”. Ks. Darek tłumaczy, że udział w niedzielnej mszy św. nie powinien być obowiązkiem, ale radosnym spotkaniem z kimś, kogo się kocha: – Dzieci lubią uczty, przyjęcia, rodzinne spotkania. Uwielbiają wyjazdy do babci i dziadka. Potrafią z przejęciem opowiadać, jak świetnie babcia piecze, gotuje, jak dobrze dziadek zna się na wszystkim i zawsze ma dla wnuków czas. Tak można im przedstawiać Boga: że On czeka bardziej od babci, że przygotowuje jeszcze większą ucztę, bo ciało własnego Syna, którym karmi duszę człowieka – tłumaczy katecheta. Nawet małe dziecko jest w stanie pojąć, jak niezwykła jest uczta zwana mszą św. Bo o ile w czasie rodzinnych uroczystości dorośli zwykle nie mają czasu dla dzieci, które są pozostawione same sobie, o tyle w kościele jest zupełnie inaczej. Wszyscy siedzą razem, to samo mówią, śpiewają, w tej samej chwili wstają, klękają. Ważne jest, by rodzice potrafili to dziecku wytłumaczyć. Zrobić wszystko, żeby niedzielna msza św. stała się głównym i radosnym punktem dnia. Takie podejście do katolickiego wychowania będzie procentować. Również w czasie wakacji.
Na wycieczce z ks. Bosko
Ks. Jan Bosko zwykł mawiać, że na wakacje „wylatuje się na skrzydłach gołębia, a wraca z diabelskimi rogami”. Dlatego długo i starannie przygotowywał się do organizowanych dla swoim podopiecznym wakacyjnych wycieczek. Przede wszystkim bardzo skrupulatnie wyznaczał ich trasę. Następnie nawiązywał kontakt z proboszczami miejscowości, w których zamierzał się zatrzymać na mszę św., nabożeństwo, posiłek lub nocleg. Kiedy już wszystko było gotowe, wycieczka wyruszała, a kolumnie maszerujących chłopców towarzyszyła orkiestra. Niesiono sztandary, śpiewano piosenki. Po przyjściu do wyznaczonej miejscowości zwoływano lokalną społeczność na mszę św. i przygotowywane przez młodych ludzi koncerty i przedstawienia. Na wakacjach u ks. Bosko nie było czasu na nudę. Wycieczki były czasem intensywnej pracy. Dawały okazję do wzajemnego zbliżenia wychowawców i wychowanków. Uczestnicy wycieczek jeszcze po wielu latach którzy ubrani w sutanny, maszerując w upale, spoceni, ale z uśmiechem na ustach pokazali, że można pokochać to, co kocha młodzież. Ks. Andrzej Król, prezes krakowskiego Saltromu, jest właśnie jednym z takich wychowawców. Pokochał to, co kocha młodzież – żagle. Na organizowane przez niego wakacyjne obozy żeglarskie zwykle już na początku zapisów brakuje miejsc. Pytany o receptę na udane wakacje, na których nie ma czasu na nudę, ale jest czas dla Boga, odpowiada, że wbrew temu, co można by sądzić, wcale nie spędza ze swoimi wychowankami wielu godzin na modlitwie i leżeniu krzyżem. – My po prostu pomagamy nastolatkom odkryć Boga w otaczającej naturze, ale nie zmuszamy do wiary w Niego. Taka taktyka się sprawdza. Stosował ją sam ks. Bosko, który na pytanie, co stanowi istotę jego sukcesów wychowawczych i autorytetu, jakim cieszył się u swoich podopiecznych, odpowiedział: „Bawiłem się z nimi, uczyłem, grałem w piłkę, a jak mi się udało, to się z nimi modliłem” – przytacza słowa świętego ks. Andrzej. – W naszym środowisku uważa się, że jeżeli salezjanin ma do wyboru dzieci czekające na boisku i wiernych zgromadzonych w kościele, to idzie zagrać w piłkę z dzieciakami – dodaje. Wspomina, że będąc salezjańskim klerykiem, miał wątpliwości, czy chce być raczej księdzem czy raczej wychowawcą, ale dziś, jako salezjanin wychowawca, ksiądz, po kilkunastu latach pracy wie, że nie sposób oddzielić tych bytów, tych ról. – I pewnie niejeden duchowny, dla którego kapłaństwo jest szczególnym darem, spuściłby mi lanie za takie myślenie, które większy akcent kładzie na wychowanie młodych ludzi niż posługę kapłańską, ale wiem, że tworzenie przestrzeni dla młodych, gdzie mogą się spotkać i wyrazić, gdzie mogą w nieskrępowany sposób „rosnąć”, jest o wiele piękniejsze niż pastowanie butów, żeby ładnie komponowały się z sutanną podczas liturgii. Ks. Bosko zawsze będzie mi imponował, bo chciał, żeby salezjanie zamiast stroju duchownego mieli rękawy zakasane do pracy.
Czuwająca postawa
Wspominając przy okazji wakacyjnych wyjazdów ks. Bosko i jego metody pracy z młodzieżą, należy podkreślić, że tajemnica jego sukcesów tkwiła w tym, że zawsze był blisko swoich wychowanków. Ks. Andrzej Król sprawdził to na własnym przykładzie. Będąc z młodzieżą na jachcie, jest cały dla nich. Rozmawia, słucha, reaguje. Dba o bezpieczeństwo, uwrażliwia na piękno przyrody, rozwiązuje na bieżąco sytuacje konfliktowe. Po prostu czuwa. – Czuwająca postawa wychowawcy jest zwykle wystarczająca, aby zapobiec złu. To z kolei eliminuje ewentualne kary i represje względem wychowanków. Takie właśnie znaczenie mają słowa ks. Bosko skierowane do salezjanów: wychowankowie znajdują się zawsze pod czujnym okiem dyrektora lub asystentów, którzy jako kochający ojcowie przemawiają do nich, w każdej okoliczności służą im za przewodników, udzielają rad i upominają z dobrocią, co jest równoznaczne z postawieniem wychowanków w niemożności popełnienia wykroczeń – mówi ks. Adam Paszek, autor wielu publikacji na temat metody wychowawczej ks. Bosko. „Czuwającą postawę” ks. Paszek przeciwstawia postawie „biernego bycia” wśród młodzieży. Niejako w oczekiwaniu, że coś się wydarzy i trzeba będzie zareagować, czy to pozytywnie, włączając się w wydarzenie, czy też negatywnie, udzielając nagany. – Dla ks. Bosko prawdziwym wychowawcą jest ten, kto aktywnie uczestniczy w życiu młodych ludzi, interesując się ich problemami. Wychowawca to dojrzały i odpowiedzialny przyjaciel, który nie tylko wskazuje dobre cele i sposoby ich osiągnięcia, ale z roztropnością i życzliwością aktywnie towarzyszy wychowankowi w ich osiągnięciu. Nie boi się jednak również zwracać uwagę, czy nawet udzielić nagany w przypadku niewłaściwego postępowania. Wszystko to jednak dokonuje się w klimacie zażyłości i przyjaźni. Wychowawca powinien uświadomić sobie, że nauczyciel, który stoi tylko na katedrze, jest tylko nauczycielem i niczym więcej. Jeśli natomiast idzie z młodzieżą na przerwę, jedzie na wakacje, jest obecny na boisku czy w świetlicy, staje się jakby jej bratem – podkreśla ks. Paszek. R
10 dobrych wakacyjnych rad
W jednej ze znanych miejscowości wypoczynkowych ksiądz proboszcz wywiesił w gablotce przy kościele kartkę zatytułowaną „Rady dla młodych wakacjuszy”.
Warto je przypomnieć.
1. Nie przeżyj niedzieli bez mszy św.
2. Nie spędź dnia bez modlitwy.
3. Miej ze sobą modlitewnik i różaniec.
4. Noś krzyżyk lub medalik.
5. Podziwiaj Boga Stwórcę w przyrodzie.
6. Nie zakłócaj innym ciszy i wypoczynku.
7. Szanuj dobro wspólne.
8. Wyślij do najbliższych kartkę z pozdrowieniami.
9. Bądź usłużny wobec innych.
10. Pożegnaj się z rodzicami, najbliższymi,
ale nigdy z Panem Bogiem.
Przyjaźni między wychowawcą a wychowankiem, dającej autorytet, nie można uważać za zdobytą raz na zawsze. W relacjach między wychowawcą a wychowankiem, tak jak między rodzicami a dziećmi, pojawiają się kryzysy. W takiej sytuacji zbawienne może być stosowane przez ks. Bosko tzw. „słówka na ucho”, kiedy to podczas krótkiego, czasami spontanicznego spotkania z wychowankiem w czasie rekreacji czy przerwy lekcyjnej dodawał on otuchy, zachęcał, zwracał uwagę na błędy, wyjaśniał nieporozumienia, zdobywając w ten sposób zaufanie. Może więc warto i dziś wykorzystać „słówko na ucho” jako jeden z elementów wychowania w duchu ks. Bosko? Ks. Adam Paszek, salezjanin
My po prostu pomagamy nastolatkom odkryć Boga w otaczającej naturze, ale nie zmuszamy do wiary w Niego. Taka taktyka się sprawdza. Stosował ją sam ks. Bosko, który na pytanie, co stanowi istotę jego sukcesów wychowawczych, odpowiedział: „Bawiłem się z nimi, uczyłem, grałem w piłkę, a jak mi się udało, to się z nimi modliłem”. Ks. Andrzej Król, salezjanin