- Bez was nic nie mógłbym uczynić
- Od redakcji
- Sztuka panowania nad emocjami
- Rosja Wszystko trzeba było zaczynać od zera
- Nigeria. Podaruj dzieciom wakacje
- Rodzina receptą na kryzys
- Motywowanie dzieci do nauki
- Systematyczna nauka czy zarażanie pasją?
- Czy warto uczyć się muzyki
- Ciepły dom to najlepszy posag
- Nie tylko być, ale uczestniczyć
- Magia XXI wieku
- Oswajanie ze śmiercią
Oswajanie ze śmiercią
Tomasz P. Terlikowski
strona: 21
Za małe obroty przemysłu farmaceutycznego i gumowego nieustannie spędzają sen z oczu rozmaitym polskim dziennikarzom. I dlatego co jakiś czas możemy w kolejnym tygodniku zapoznać się z wielkim tekstem poświęconym biedom, jakie wywołuje w Polsce brak edukacji seksualnej, a także refundacji antykoncepcji.
Najnowszym przykładem tego typu tekstów jest okładkowy artykuł z majowej „Polityki”. „Jak państwo i Kościół zwalczają antykoncepcję” – opisywać miał tygodnik. Ale zamiast tego otrzymaliśmy wielki tekst o tym, że winni dzieciobójstwa są, a jakże, katolicy, którzy są przeciwni antykoncepcji. Potępienie spiralek, pigułek antykoncepcyjnych czy środków „dzień po” ma być główną przyczyną tego, że wciąż trafiają się kobiety, które swoje urodzone już dzieci wsadzają do lodówek.
I niestety to, co napisałem, wcale nie jest żartem. W tekście, który miał być poświęcony antykoncepcji, większą część zajmuje opis dzieciobójczyń, które zabijają swoje dzieci, a potem wsadzają je do lodówek. Winę za to spycha się zaś na katolików, którzy – o zgrozo – są przeciwni nie tylko antykoncepcji, ale nawet aborcji. Gdyby nie ci źli ludzie, gdyby nie ich zacofanie i gdyby nie to, że w wioskach i miastach są proboszczowie, wówczas dzieciobójczyń by nie było, bo dzieci zabito by wcześniej za pomocą aborcji czy rozmaitych innych środków wczesnoporonnych.
Dziennikarze nie są przy tym w stanie zauważyć, że aborcja czy środki wczesnoporonne wcale nie są alternatywnym wobec „zamrażarki” sposobem rozwiązania „problemu niechcianych dzieci” (przepraszam za takie określenie, ale zostało ono użyte przez „Politykę”), bowiem rozwiązują go one dokładnie tak samo. I aborcja (niezależnie od czasu jej przeprowadzenia), i dzieciobójstwo skutkują tym, że żywe dziecko zostaje uśmiercone. Lekarstwem na zabijanie dzieci w Polsce (wcale zresztą nie tak powszechne, jak to sugeruje „Polityka”), ma być – według jej dziennikarzy – zabijanie ich wcześniej, w imię starej zasady, czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Alternatywa „spirala czy zamrażarka”, którą stawia przed nami lewicowy tygodnik, przypomina wybór między tym, czy zabijemy kogoś za pomocą siekiery, czy trucizny. Efektem działania spiralki jest bowiem śmierć dzieci… I przeciwko temu, dokładnie tak samo, jak przeciw zabijaniu dzieci po narodzeniu, protestują ludzie wierzący. Ale tekst „Polityki” jest ważny także z innego powodu. Otóż pokazuje on, że wprowadzanie edukacji seksualnej czterolatków (o tym też w tekście jest) będzie się odbywało pod hasłem walki z dzieciobójczyniami i „niechcianymi dziećmi”. Problem polega na tym, że brytyjskie doświadczenia z edukacją seksualną pokazują zupełnie jednoznacznie, że… edukacja seksualna zwiększa liczbę ciąż u nastolatek, a co za tym idzie liczbę aborcji (czyli ostatecznego spuszczenia dziecka do kanalizacji). Lekarstwo to zatem słabe, ale przecież nie o pomoc młodzieży tu chodzi, a o to, by rozłożyć do reszty moralność publiczną.
I trzeba mieć tego świadomość, szczególnie gdy do naszych szkół (a także przedszkoli) coraz brutalniej wdziera się edukacja seksualna, prowadzona często wbrew czy bez wiedzy rodziców. Artykuły takie jak ten w „Polityce” mają nas zaś przekonać, że lekcje takie wprowadza się właśnie dla dobra naszego i naszych dzieci, a także dla przeciwdziałania dzieciobójstwu. Problem polega tylko na tym, że jest to dość wulgarne kłamstwo, które trzeba zdemaskować, żeby nie dać się mu zwieść. r
Życie człowieka pochodzi od Boga i jest Jego darem – Bóg, stwarzając człowieka, tchnął w jego nozdrza „tchnienie życia”(por. Rdz 2,7)