- Bez was nic nie mógłbym uczynić
- Od redakcji
- Sztuka panowania nad emocjami
- Rosja Wszystko trzeba było zaczynać od zera
- Nigeria. Podaruj dzieciom wakacje
- Rodzina receptą na kryzys
- Motywowanie dzieci do nauki
- Systematyczna nauka czy zarażanie pasją?
- Czy warto uczyć się muzyki
- Ciepły dom to najlepszy posag
- Nie tylko być, ale uczestniczyć
- Magia XXI wieku
- Oswajanie ze śmiercią
Czy warto uczyć się muzyki
Tomasz Ślusarczyk
strona: 16
„Ludzie, nauczcie się śpiewać i tańczyć, bo aniołowie
w Niebie nie będą wiedzieli, co z wami zrobić!”
św. Augustyn
Św. Hildegarda z Bingen, wielka mistyczka, doktor Kościoła, a zarazem teoretyk muzyki, porównuje dzieło stworzenia do dzieła muzycznego skomponowanego przez Boga. Poprzez zajęcia muzyczne kształtuje się w dzieciach inna wrażliwość postrzegania świata, wzrasta w nich uczucie empatii, dzieci lepiej się rozwijają.
Mało, że warto, ludzie od zawsze potrzebowali muzyki i sądzę, że zawsze będą jej potrzebować. W moim odczuciu niewiele jest osób kompletnie „antymuzycznych”. Dziś muzyka towarzyszy nam niemal w każdym aspekcie życia: podczas pracy, w podróży, przy rozrywce i komputerze czy też w telewizji. Żyjemy w czasach, w których muzyka stała się jakby kierunkowskazem tożsamości, szczególnie dla młodych ludzi. To, jakiej muzyki się słucha, bywa często dla młodych równie ważne jak światopogląd, zainteresowania czy poglądy filozoficzno- egzystencjalne.
Odnoszę wrażenie, że poprzez wszechobecne media otacza nas hałas i zgiełk. Muzyka to nie tylko dźwięk, muzyka to także cisza, oczekiwanie na kolejną frazę. Dlaczego tak bardzo potrzebujemy muzyki? Dlaczego poszukujemy harmonii?
W mojej świadomości jest to rzecz nieuchwytna, ale jakże istotna! Bardziej niż kiedykolwiek stanowi potrzebę ducha. Muzyka – z natury najsubtelniejsza i najbardziej ulotna ze sztuk – dzięki swojemu uniwersalnemu językowi łączy istoty ludzkie ponad wszelkimi podziałami.
Potrzeby muzyki doświadczano już w starożytności. Wtedy była ona ważnym ogniwem w życiu człowieka, wręcz nieodzownym atrybutem towarzyszącym ludziom. Oglądając freski przedstawiające muzyków pochodzące ze starożytnego Egiptu, ma się wrażenie, jakby muzyka tworzona pięć tysięcy lat temu nadal żyła, szczególnie w jakimś innym wymiarze. Ich zastygłe gesty, ruchy przedstawione przez starożytnego artystę w moim mniemaniu są stale aktualne. Namalowane uśmiechy ludzi, zarówno słuchających, jaki i grających, dobitnie świadczą o tym, że muzyka dla starożytnych była ważną częścią ich życia, a ponad wszystko jawiła się jako nośnik wartości duchowych.
Ojcowie Kościoła muzykę utożsamiali z harmonią sfer niebieskich, nadając jej niekiedy cechy nośnika prawd Bożych.„Dmijcie w róg na nowiu” (Psalm 81, 3) – tak właśnie św. Augustyn interpretuje wezwanie do nowego życia w duchu nauki Chrystusa. Z kolei omawiając Psalm 98, 6: „Przy trąbach i dźwięku rogu: radujcie się wobec Pana, Króla”, święty z Hippony przekonuje nas, iż trąby wykuwa sam Bóg, aby rozbrzmiewały na jego chwałę.
Św. Hildegarda z Bingen, wielka mistyczka, doktor Kościoła, a zarazem teoretyk muzyki, porównuje dzieło stworzenia do dzieła muzycznego skomponowanego przez Boga. „Wszystko, co istnieje, przyczynia się do wszechogarniającego koncertowego przedstawienia”; dalej twierdzi, że jeżeli śpiew i muzykowanie są tak ważne, jeżeli przybierają formę upostaciowionej wiary, nikt nie może oprzeć się tej pierwotnej służbie Bogu, każdy jest powołany i zaangażowany. „Śpiewanie przywołuje Ducha Świętego. (…) Śpiew zmiękcza serca” – mówi Hildegarda. W XVI i XVII w. szczególną uwagę przywiązywano do działalności muzycznej, która stała się nieodłącznym składnikiem nauk w seminariach, szkołach przyklasztornych i na uniwersytetach. Muzykę zaliczono do sztuk wyzwolonych i była wykładana pośród gramatyki, retoryki, dialektyki, astronomii, geometrii i arytmetyki.
Muzyka miała również wpływać na wiernych i stanowić przeciwwagę oraz odpowiedź Kościoła katolickiego na problem reformacji. Jest niemal pewne, że muzyka pełniła – oprócz funkcji współuczestniczenia i tworzenia liturgii – także funkcję edukacyjną i rozrywkową, gdyż wiadomym było, że powstawały utwory instrumentalne i okolicznościowe, również o zabarwieniu dramatycznym, które tworzyli zakonnicy i duchowni kompozytorzy. Niezwykłym zjawiskiem było istnienie kapel i zespołów wokalnych przy klasztorach, katedrach i kolegiatach. Duchowieństwo z wielką estymą i dbałością odnosiło się do muzyki jako instrumentu ewangelizacyjnego. Niezwykły wpływ, jaki ma muzyka na młodych, doskonale rozumiał św. Jan Bosko. Wdrażając system prewencji wychowawczej, ogromny nacisk kładł także na edukację muzyczną. W muzyce widział środek do przyciągania chłopców: „Chłopcy winni śpiewać, gdyż śpiew oprócz tego, że bawi, jest zarazem częścią nauczania”. Lekcje śpiewu, działalność orkiestry i chóru stanowiły więc istotny środek zapobiegawczy, umoralniający i wychowawczy. Słynne powiedzenie ks. Bosko: „Oratorium bez muzyki jest ciałem bez duszy” najlepiej obrazuje jego stanowisko w tym aspekcie.
Niewątpliwie najwspanialszym polskim salezjańskim dziełem muzycznym była Szkoła Organistowska. Jej fenomen jest nadal żywy: mimo że szkoła nie istnieje od 50 lat, jej przekaz jest w dalszym ciągu aktualny i namacalny w środowisku muzycznym. Liczni salezjanie muzycy działający przez 60 lat w Przemyślu udowodnili swoją mozolną pracą, jak wielki wpływ na rozwój człowieka ma muzyka. Ich praca przynosi owoce w działalności wychowanków rozsianych po całej Polsce; często są to organiści, muzycy, profesorowie i wykładowcy akademii muzycznych. Dzieło to obecnie podejmują ich uczniowie, także muzycy, identyfikujący się z przemyskimi salezjanami, do których ja także się zaliczam.
W obecnych czasach, kiedy nasza codzienność jest nastawiona na konsumpcję i niemal każdy aspekt egzystencji podporządkowujemy ekonomii, sztuka przestaje być integralną częścią życia. Niezwykle niepokojące jest stopniowe eliminowanie muzyki z powszechnego szkolnictwa; muzyka jako przedmiot znika ze szkół podstawowych, gimnazjów i liceów, a jeśli gdzieś się pojawia, jej znaczenie jest niewątpliwie zmarginalizowane. Zatem co stanie się z odbiorcami muzyki?
Czym będzie muzyka i czy warto się jej uczyć? Obserwując moich uczniów i studentów, a także słuchaczy koncertów, myślę, że muzyka ma moc pobudzania naszego ducha do pracy i wysiłku, a muzyka sakralna skłania do myślenia o Bogu. Istnieją takie dźwięki, dzięki którym czujemy większą motywację w dążeniu do jakiegoś konkretnego celu, także takie, które potrafią dodać nam siły i otuchy. Nierzadko odczuwamy wzruszenia, dźwięki poruszają nas od środka, pozwalają choć na chwilę się zatrzymać. Czujemy się zadowoleni i odstresowani.
Myślę, że muzyka to część człowieka, jakby element jego osobowości. Rodzaj muzyki wykonywanej czy słuchanej przez konkretną osobę ma niewątpliwie duży wpływ na jej zachowanie i postrzeganie świata. Na co dzień zajmuję się pracą ze studentami, czyli muzykami już ukształtowanymi zawodowo. Jest to główny kierunek mojej działalności dydaktycznej. Niemniej odczuwam również wielką radość, mogąc pracować z najmłodszymi muzykami, w wieku 7–11 lat. Widzę, że małe dzieci podchodzą z wielkim zainteresowaniem i entuzjazmem do tworzenia muzyki. Postrzegają to jako nową i niezwykle pasjonującą zabawę. Poprzez zajęcia muzyczne kształtuje się bowiem w dzieciach inna wrażliwość postrzegania świata, wzrasta w nich uczucie empatii, generalnie lepiej się rozwijają. Muzyka zawiera w sobie elementy nauk ścisłych (matematyka); zaobserwowałem u dzieci łatwość w rozumieniu pojęć abstrakcyjnych. Wszakże dźwięk nie należy do rzeczy, które można zważyć czy zmierzyć, a grający jest przecież autorem tylko ulotnych dźwięków. Ponadto codzienne ćwiczenie uczy wytrwałości i systematyczności. Muzyka uczy pracy zespołowej, rozwija także poczucie odpowiedzialności. Pragmatycznie rzecz ujmując, dzieci mają co ze sobą zrobić po szkole, „nie szukają guza”. Można założyć, że poprzez ćwiczenie na instrumencie rozwija się inteligencja wielopłaszczyznowa.
Kończąc, odniosę się do książki P. Kreefta i R. Tacellego Handbook of Christian Apologetics. Jest w niej zawartych 20 argumentów na to, że Bóg istnieje, a jeden z nich brzmi: „Bóg istnieje, bo istnieje muzyka Jana Sebastiana Bacha. Albo to widzisz, albo nie”. r