- LIST PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO. Ruch Rodziny Salezjańskiej
- WYZWANIA
- WYCHOWANIE. Wierność wyborowi
- WYCHOWANIE - UWAGI PSYCHOLOGA. Dorastanie do bycia darem
- WYCHOWANIE - RODZICIELSKA TROSKA. W kolejce po cukrową watę
- ROZMOWA Z ... Kto wytrwa do końca
- GDZIEŚ BLISKO. Przed wyborem życia
- SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. Powołanie i wierność
- BŁYSKAWICZNY KURS MODLITWY
- POKÓJ PEDAGOGA. Nieszczęsne teleturnieje
- TAKA NASZA CODZIENNOŚĆ
- POD ROZWAGĘ. Marsjanie atakują
- ZDROWA MEDYCYNA. Post kontra otyłość
- MISJE. Sytuacja podbramkowa warsztat Salezjańskiego Wolontariatu Misyjnego Młodzi Światu
- MISJE. Ghana 2009
- DUCHOWOŚĆ. Jeśli chcesz
- DUCHOWOŚĆ. Co znaczy grzeszyć zuchwale?
- PRAWYM OKIEM. Niebezpieczne zabawy
PRAWYM OKIEM. Niebezpieczne zabawy
Tomasz P. Terlikowski
strona: 22
Sprawa Beaty Grabowskiej, matki zastępczej, która wzięła pieniądze za urodzenie dziecka innej parze, a teraz walczy o prawo do jego wychowywania – to doskonały przykład tego, jakie są społeczne i moralne skutki procedury in vitro. I niezwykle mocny dowód na to, że restrykcyjne uregulowanie kwestii bioetycznych jest niezbędne.
Pierwszą ofiarą zabaw z in vitro jest rozmycie rozumienia macierzyństwa. Polskie prawo nie pozostawia wątpliwości, że matką jest kobieta, która urodziła (w tym przypadku Beata Grabowska), ale genetycznie jest to dziecko kogoś innego (ktoś jest dawcą komórki jajowej, która została zapłodniona). A do tego trzeba jeszcze dodać matkę społeczną, czyli tę, która chciała wychować. Każda z tych kobiet ma – jeśli chciałaby walczyć o nie przed sądem – jakieś prawa do dziecka. A sąd – i to chyba najważniejszy problem – przyznając je którejkolwiek z nich ostatecznie będzie decydował nie tylko o losie konkretnego dziecka, ale również o tym, jak rozumiane będzie macierzyństwo i rodzicielstwo w przyszłości.
Każda z decyzji sądu będzie zresztą zła. Przyznanie dziecka zarówno tym, którzy wydzierżawili sobie macicę innej kobiety, jak i tej, która z jego „noszenia pod sercem” i urodzenia uczyniła biznes – jest bowiem w istocie zaakceptowaniem traktowania macierzyństwa jako „usługi”, którą można sobie wykupić. I niczym istotnym nie różni się od prostytucji, która również jest „kupowaniem” sobie „miłości”. Sąd powinien zatem – gdyby chciał kierować się wyłącznie względami moralnymi – odebrać dziecko, tak matce zastępcznej, jak i rodzicom społecznym. Ale to wcale nie rozwiązałoby sprawy, bowiem dziecko gdzieś musi być wychowane, a wprowadzenie do – i tak skomplikowanego „układu rodzicielskiego” – jeszcze innych osób utrudniłoby w przyszłości człowiekowi odnajdowanie własnej tożsamości.
Ochrona fundamentu społeczeństwa, jakim jest rodzina (kształtowana przez macierzyństwo i ojcostwo, także w ich biologicznym wymiarze), ale także najlepszy interes dzieci, które miałyby być urodzone w taki sposób, skłaniają więc do całkowitego zakazu macierzyństwa zastępczego. I akurat w tej kwestii zgadzają się niemal wszyscy polscy politycy, bowiem nawet lewicowy projekt ustawy o in vitro przewiduje kary dla wszystkich uczestników procederu „dzierżawienia brzucha”. Ale ten jeden zakaz nie wystarczy. Dokładnie te same argumenty o uprzedmiotowieniu dziecka – wyjęciu rodzicielstwa z kontekstu miłości mężczyzny i kobiety i wreszcie burzeniu jedności biologiczno-społecznej tożsamości dzieci – odnieść można także do wszystkich (choć w różnym stopniu) procedur sztucznego zapłodnienia. Zapłodnienie heterogeniczne (czyli z udziałem materiału genetycznego nie pochodzącego od małżonków) także wymaga czysto umownego definiowania kto jest, a kto nie jest rodzicem i utrudnia określenie własnej tożsamości dziecku będącemu jego efektem. Prawna zgoda na zapłodnienie homogeniczne, choć nie rodzi akurat takich problemów, oznacza przyznanie parom „prawa do posiadania dziecka” bez względu na koszty (w tym wypadku nadliczbowe zarodki, z którymi nie wiadomo, co zrobić). A od tego już tylko krok (prawda, że ogromny) do uznania, że gdy ktoś nie może donosić ciąży, to powinien móc – dla realizacji uprawnienia do posiadania dziecka – skorzystać z „humanitarnej usługi” (copyright do takiego określania „macierzyństwa zastępczego” ma Magdalena Środa).
Jedyną drogą do uniknięcia wszystkich tych problemów (co wcale nie oznacza, że prostą do osiągnięcia) jest więc całkowity zakaz (i jego egzekwowanie) procedury in vitro, jaki proponuje projekt Bolesława Piechy. A absolutnym minimum prawnym, które gwarantowałoby ochronę społeczeństwa, rodziny, ale i dobro dziecka jest ustawa bioetyczna Jarosława Gowina. Każde inne rozwiązanie otwiera puszkę Pandory z kolejnymi tego rodzaju procesami i koniecznością definiowania już nie tylko kto jest matką, a kto ojcem, ale nawet kim jest człowiek.