- LIST PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO. Ruch Rodziny Salezjańskiej
- WYZWANIA
- WYCHOWANIE. Wierność wyborowi
- WYCHOWANIE - UWAGI PSYCHOLOGA. Dorastanie do bycia darem
- WYCHOWANIE - RODZICIELSKA TROSKA. W kolejce po cukrową watę
- ROZMOWA Z ... Kto wytrwa do końca
- GDZIEŚ BLISKO. Przed wyborem życia
- SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. Powołanie i wierność
- BŁYSKAWICZNY KURS MODLITWY
- POKÓJ PEDAGOGA. Nieszczęsne teleturnieje
- TAKA NASZA CODZIENNOŚĆ
- POD ROZWAGĘ. Marsjanie atakują
- ZDROWA MEDYCYNA. Post kontra otyłość
- MISJE. Sytuacja podbramkowa warsztat Salezjańskiego Wolontariatu Misyjnego Młodzi Światu
- MISJE. Ghana 2009
- DUCHOWOŚĆ. Jeśli chcesz
- DUCHOWOŚĆ. Co znaczy grzeszyć zuchwale?
- PRAWYM OKIEM. Niebezpieczne zabawy
WYCHOWANIE - RODZICIELSKA TROSKA. W kolejce po cukrową watę
Joanna Dzieciątko
strona: 7
W wakacje byliśmy całą rodziną nad morzem. A z nami zaprzyjaźnione rodziny. Każda miała co najmniej trójkę dzieci. W sumie około trzydziestki w bardzo różnym wieku.
Któregoś dnia wszystkie zostały zaproszone na „campingowe” urodziny jednego z nich. Były różne atrakcje. Przebojem zaś była robiona przez nas wata cukrowa. Oczywiście jubilat dostał ją pierwszy, a tuż za nim ustawiła się długa kolejka. Myśleliśmy, że maszyna się „rozgrzeje” i będzie watę robić szybko, ale wciąż szło bardzo wolno. Dla czekających dzieci – niemal wieczność. Ku naszemu zaskoczeniu dzieci zupełnie nie były rozczarowane tak długą kolejką. Wszystkie podniecone oczekiwały na swoją kolej. Nikt nie rezygnował, wytrwały nawet te, które stały na samym końcu. Część z nich czekała ponad dwie godziny.
Cała ta sytuacja dała nam do myślenia. Wieczorem, gdy poszły spać, rozmawialiśmy o wytrwałości. Jakby było cudownie, żeby były tak wytrwałe w innych rzeczach. Ale, ale! Skoro są tak cierpliwe, czekając na przysmak, to znaczy, że umieją czekać i możemy je nauczyć cierpliwości w każdej innej sytuacji. Niech nie będą mięczakami! Tylko jak to zrobić? Czy wytrwałości można nauczyć?
To na pewno nie jest łatwe. Ale możliwe! Jeżeli chcę, żeby moje dzieci codziennie czytały Pismo Święte, miały czas na modlitwy, sprzątały co trzeba, ścieliły łóżka, muszę zachęcać, tłumaczyć, wymagać, nagradzać, motywować, czyli jednym słowem sama muszę być wytrwała i uczyć, i uczyć aż do skutku. Aż do skutku! Ale to jeszcze nie wszystko. Jeżeli maluchy tak zmotywowała wata cukrowa, to czy nie bardziej powinna ich motywować miłość do Jezusa? Doszłam do wniosku, że wymaganie to jedno – uczy systematyczności, a moja postawa to drugie. To moją postawą motywuję dzieci. Decyduję w jaki sposób im tłumaczę.
Jeżeli maluch marudzi podczas spotkania modlitewnego, a mówię: „wytrzymaj jeszcze trochę, już zaraz koniec”, to utwierdzam go w przekonaniu, że modlitwa to coś, co musi jakoś przetrwać. Lepiej powiedzieć „jak to cudownie przyjść do Jezusa, On na to czeka, On się cieszy naszą obecnością”. Tak daję dziecku do zrozumienia, że bliskość z Bogiem i mówienie Mu „kocham Cię” to frajda i wspaniały przywilej. Najlepszą motywacją jest żar miłości do Jezusa. Wiem, że dzieci nie od razu to zrozumieją, ale z czasem prawda wniknie do ich serc. Bóg obiecuje przecież: „Wdrażaj chłopca w prawidła jego drogi, a nie zejdzie z niej i w starości” (Prz 22,6).