- LIST PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO. Społeczne znaczenie salezjańskiego wychowania
- WYZWANIA
- WYCHOWANIE - SYSTEM ZAPOBIEGAWCZY. Wychowanie dziecka porzuconego
- WYCHOWANIE - UWAGI PSYCHOLOGA. Owoce odrzucenia
- WYCHOWANIE - OKIEM RODZICA. Wybraliśmy adopcję
- ROZMOWA Z... Dzieci z serca
- GDZIEŚ BLISKO. Taki dom
- SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. Ojciec sierot
- BŁYSKAWICZNY KURS MODLITWY
- DUCHOWOŚĆ. Na andrzejki
- DUCHOWOŚĆ. Prawdziwa religia
- POD ROZWAGĘ. Fałszywe nuty
- SALEZJAŃSKI RUCH MŁODZIEŻOWY. Młodsza siostra oratorium
- MISJE. Wychowanie po rosyjsku
- MISJE. Made in China i nie tylko
- RODZINA SALEZJAŃSKA. Sługa Boży ks. Ignacy Stuchlý
- Z ŻYCIA BŁOGOSŁAWIONYCH ORATORIANÓW
- TAKA NASZA CODZIENNOŚĆ...
TAKA NASZA CODZIENNOŚĆ...
mama Ania
strona: 21
Czas akcji: czwartkowe popołudnie, miejsce akcji: sklep osiedlowy. Wchodzimy, dwa centymetry za progiem wojna o to, kto ma trzymać koszyk, 4 centymetry za progiem kłótnia czy do obiadu kupimy buraczki (Olek), czy surówkę (Seweryn). Usiłuję uporządkować myśli: chleba końcówka, ser jakiś by się przydał, masło jeszcze jest w lodówce, ale koniecznie mięso na jakieś trzy obiady i wędlin trochę. Na wysokości metra dziesięć wciąż słyszę niekończący się słowotok, całe szczęście tylko na jeden głos. Drugi głos nie strzępi sobie języka bez potrzeby – cóż, nie tylko oczy ma po tatusiu.
O.: Mama, a tu sok, to sok jabłkowy, a kupimy sok, mama? – Olgierd nadaje śpiewająco. Robi to od samego rana. Mówi zanim otworzy oczy, pokrzykuje wieczorem, kiedy już je zamknie, przez sen śmieje się albo szepcze.
O.: O mama, a tu Bang, i po bludzie, wiesz, i po bludzie!
Ser żółty chyba wezmę… Skąd on nagle te cytaty reklamowe? Żywiecką czy Krakowską? Nigdy nie pamiętam, którą Tomek lubi…
O.: Mama, a palówki? Kup palówki, na kolację, kup palówki, palówki, mama, słyszysz, palówki!
Parówki czuję już w okolicy płatów potylicznych obu półkul mózgowych, ale niewzruszona mówię do
sprzedawczyni:
– 20 deko Żywieckiej poproszę.
O.: Ale palówki, mama, palówki i bulaczki kupimy, dobźie, mama, bulaczki!
Buraczki z parówkami krążą pomiędzy jednym a drugim uchem, odbijają się od czoła, wszystko oczywiście wewnątrz czaszki.
O.: A dla babci wodę kupimy? Wodę dla babci? Z jabłuśkami?
Czuję, że za chwilę wybuchnę, jak tak dalej pójdzie, a w najlepszym wypadku wrócę z zakupów bez zakupów, a lodówka nadal będzie pusta.
– Coś jeszcze podać – uprzejmie pyta sprzedawczyni.
Patrzę jej głęboko w oczy i… słyszę swój podniesiony głos:
– Cicho bądź!
Eee... Całe szczęście to zaprzyjaźniona sprzedawczyni, która zna nas nie od dziś, możliwości wokalne Olgierda również.
Następnego dnia rano jadę tramwajem, a podświadomość przemawia do mnie Olgierdowym głosem: „O popatrz, tu kopalka, ona kopie dziulę, chyba budują dom...” Czy ja się kiedyś od tego uwolnię? I pomyśleć, że tak się człowiek cieszył na pierwsze „mama”. Ech..