- LIST PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO. Projekt wychowawczy
- WYZWANIA
- WYCHOWANIE - SYSTEM ZAPOBIEGAWCZY. Uchronić przed odlotem
- WYCHOWANIE - UWAGI PSYCHOLOGA. Uzależnienia przyczyny, przejawy, profilaktyka
- OKIEM RODZICA. Ucieczka przed problemami
- ROZMOWA Z... Chrystoterapia
- GDZIEŚ BLISKO. Rajska promocja
- SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. Przygotować na trudności
- BŁYSKAWICZNY KURS MODLITWY
- DUCHOWOŚĆ. Widzialny Niewidzialny
- DUCHOWOŚĆ. Grzech dziecka, grzech rodzica
- POD ROZWAGĘ. Muzyka i demony
- SALEZJAŃSKI RUCH MŁODZIEŻOWY. Liderem być
- MISJE. Kuba czas huraganów
- MISJE. Ambasady Globalnego Południa
- MISJE. Drodzy Przyjaciele z Polski!
- RODZINA SALEZJAŃSKA. Ks. August Hlond redaktor „Wiadomości Salezjańskich”
- TAKA NASZA CODZIENNOŚĆ...
TAKA NASZA CODZIENNOŚĆ...
mama Ania
strona: 21
Normalny człowiek, taki sobie Pan X lub Pani Y, relaksuje się czytając książki, słuchając muzyki, leżąc brzuchem do góry. Człowiek z wbudowaną opcją „matka” relaksuje się w sobotnie przedpołudnie, obierając ziemniaki. Pozycja relaksacyjna, jeśli się odpowiednio przygotować, jest całkiem komfortowa. Nogi i tułów tworzą kąt prosty, głowa lekko pochylona nad wiadrem z obierkami, głęboko oddychamy i koncentrujemy się na precyzyjnym skrobaniu. I kiedy już „człowiek-matka” osiąga niemal nirwanę, do kuchni wpada rozpędzony Seweryn. Hamuje zapewne od progu, bo czuć swąd palonej gumy od tenisówek (a może to nie tenisówki, tylko spalony na gumę schab na patelni – efekt uskuteczniania technik relaksacyjnych matki?). W ręce Seweryna plastikowy kubeczek, w kubeczku zwłoki biedronki.
– Synuś, jak mogłeś nie trzeba było nalewać jej wody do kubka!
S.: Nie nalewałem, ale ona sobie tak trochę... popływała.
– POPŁYWAŁA??? To ona już pewnie nie żyje, synku!
S.: Nie, ona żyje, jej się pić chciało!
Ech... niereformowalny jest, na wszystko ma odpowiedź. A tak chciałam mu do uczuć przemówić, żeby zrozumiał i też tak sądził, a nie „bo matka kazała”. Pewien swoich racji opuszcza domowe zaplecze gastronomiczne.
Przed domem mój mąż porządkuje ogród. Na widok zwłok biedronki wygłasza kazanie. W dwuminutowych odstępach lecą też wykłady o chodzeniu boso po trawie pełnej os i o wyciąganiu z warsztatu pełnowymiarowej piły. Postanawiam ratować sytuację, bo jak tak dalej pójdzie, to przerobi program edukacyjny na najbliższą dziesięciolatkę. Jak gdyby nigdy nic skradam się w ich stronę. W tym czasie głowa rodziny w dalszym ciągu wygłasza monolog, tym razem tematyka dotyczy desek i drzazg. Nagle jednak słyszę jego mruknięcie pod nosem: „Jakbym słyszał swojego ojca”.
Hihihi... Najważniejsze samodzielnie wyciągać wnioski!