- LIST PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO - Tryumf Życia
- WYCHOWANIE. Dobre życie dobra śmierć
- WYCHOWANIE. Ucieczka od śmierci
- OKIEM RODZICA. Część życia
- ROZMOWA Z... W ułudzie nieśmiertelności
- GDZIEŚ BLISKO. Nie mówię im o cierpieniu
- SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. Rzeczy ostateczne
- BŁYSKAWICZNY KURS MODLITWY
- POD ROZWAGĘ. Niejasne energie
- SALEZJAŃSKI RUCH MŁODZIEŻOWY. Drama
- MISJE. List z Kuby
- MISJE. Uczymy się pomagać
- RODZINA SALEZJAŃSKA. Błogosławiony ks. Alojzy Variara
- Z ŻYCIA BŁOGOSŁAWIONYCH ORATORIANÓW
- W ANEGDOCIE
- PLACÓWKI SALEZJAŃSKIE. Lubrza
Z ŻYCIA BŁOGOSŁAWIONYCH ORATORIANÓW
*
strona: 20
Dzienniczek Edy Kaźmierskiego
1 luty 1936, sobota.
A teraz kilka zdarzeń ze stycznia. Opowiem o nich krótko, choć czasu mi nie brakuje, bo dziś imieniny Pana Prezydenta i dzień wolny od nauki. Zamiast do szkoły poszedłem do salezjanów. Właściwie to mam dwa domy: jeden na Łąkowej, drugi przy Wronieckiej 9. Nawet trudno powiedzieć, w którym spędzam więcej czasu. Dziś na przykład byłem na Wronieckiej trzy razy: przed południem, po południu u spowiedzi i wieczorem po zebraniu Towarzystwa św. Jana Bosko. Ale miałem pisać o styczniu. Poza nauką spędziłem ten miesiąc - można powiedzieć - sportowo i kulturalnie. Trzeba przyznać, że salezjanie dbają nie tylko o nasze dusze, ale i o ciało. W oratorium mecz goni mecz. Pingpongowe piłeczki śmigają w powietrzu jak białe jaskółki. Nie chwalę się, ale jesteśmy w tej dyscyplinie sportowej dobrzy. W rozegranych w styczniu meczach rozgromiliśmy wszystkich naszych przeciwników, raz tylko udało im się wywalczyć remis. Trwała między nami sportowa walka, ale nie było wojny. Przecież walczyliśmy pod kościelnym dachem: my oratorianie i oni - członkowie Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Męskiej. Kruk krukowi oka nie wykole, a raczej gołąbek gołąbkowi.