- LIST PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO - Tryumf Życia
- WYCHOWANIE. Dobre życie dobra śmierć
- WYCHOWANIE. Ucieczka od śmierci
- OKIEM RODZICA. Część życia
- ROZMOWA Z... W ułudzie nieśmiertelności
- GDZIEŚ BLISKO. Nie mówię im o cierpieniu
- SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. Rzeczy ostateczne
- BŁYSKAWICZNY KURS MODLITWY
- POD ROZWAGĘ. Niejasne energie
- SALEZJAŃSKI RUCH MŁODZIEŻOWY. Drama
- MISJE. List z Kuby
- MISJE. Uczymy się pomagać
- RODZINA SALEZJAŃSKA. Błogosławiony ks. Alojzy Variara
- Z ŻYCIA BŁOGOSŁAWIONYCH ORATORIANÓW
- W ANEGDOCIE
- PLACÓWKI SALEZJAŃSKIE. Lubrza
WYCHOWANIE. Dobre życie dobra śmierć
ks. Jacek Ryłko SDB
strona: 4
Dziś niewiele i niechętnie mówi się młodym ludziom o śmierci i cierpieniu, aby ich nie stresować i nie pozbawiać radości życia. Temat śmierci stał się tematem tabu. Nigdy dotąd śmierć nie była tak osłaniana czy wręcz ukrywana przed człowiekiem, jak dziś. Nigdy wcześniej nie przybierała form tak smutnej i beznadziejnej rzeczywistości. Umierający powinien być dyskretny, umierać w samotności, a jego zwłoki należy jak najszybciej usunąć.
Takie podejście do śmierci było dla księdza Bosko nie do pomyślenia. Zawsze starał się dobrze przygotować swych wychowanków na śmierć i zawsze, gdy umierali, towarzyszył im niemal do ostatniego ich oddechu. Śmierć bowiem w tamtych czasach nie była czymś wyjątkowym. Chłopcy nieraz przeżywali śmierć któregoś ze swych kolegów, a ksiądz Bosko często wykorzystywał te momenty w swoich słówkach wieczornych.
Ćwiczenie dobrej śmierci
Pisał: „Droga młodzieży, całe nasze życie powinno stanowić przygotowanie do dobrej śmierci. By osiągnąć ten najważniejszy cel, gorliwie trzeba praktykować to, co nazywamy ćwiczeniem dobrej śmierci, polegające na uporządkowaniu w jednym dniu miesiąca wszystkich spraw duchowych i doczesnych, tak jakbyśmy rzeczywiście tego dnia mieli umrzeć”.
„Ćwiczenie dobrej śmierci” ksiądz Bosko zaczerpnął z epoki baroku, w której uczono ars vivendi – sztuki życia i komplementarnej do niej ars moriendi – sztuki umierania.
W salezjańskich ćwiczeniach śmierci ważne są następujące elementy: na ćwiczenie trzeba przeznaczyć jeden dzień w miesiącu; najważniejsza jest spowiedź odbyta tak, jakby miała być ostatnią w życiu; msza święta odprawiana z tym samym poczuciem, a komunia przyjmowana jako wiatyk; modlitwa u stóp krzyża, której towarzyszą uczucia umierającego; wyobrażenie sobie ostatniego tchnienia, całując krzyż po raz ostatni; przekonanie, że Maryja Panna pomoże przysposobić się do godniej śmierci; decyzja, by spędzić nadchodzący miesiąc, jakby miał być ostatnim w życiu.
Umierać bez lęku
Konkretnym przykładem owocu tych ćwiczeń była śmierć świętego wychowanka Dominika Savio, który schodził z tego świata 9 marca 1857 r. w swym rodzinnym domu w Mondonio. Miejscowy proboszcz, który go w tym dniu odwiedził, zdumiał się radosnym nastrojem chłopca, jego ciągle żwawym spojrzeniem i pełną świadomością. Jego akty strzeliste świadczyły o żarliwym pragnieniu szybkiego pójścia do nieba. Kapłan zastanawiał się, co można by mu powiedzieć w takiej chwili. W tym czasie Dominik zasnął i odpoczywał pół godziny. Po czym odezwał się: „Czas już, mój drogi tato, tak, już czas! Weźcie moją książeczkę do nabożeństwa i czytajcie mi modlitwy o dobrą śmierć”. Matka Dominika nie wytrzymała, wybuchnęła płaczem i wyszła z pokoju. Ojciec uzbroił się w odwagę. Po każdym wersecie śmiertelnej litanii chłopiec chciał sam wypowiadać wezwanie: „Jezu miłosierny, zmiłuj się nade mną”. Gdy doszli do wersetu, który mówi: „Kiedy dusza moja stanie przed Tobą i po raz pierwszy zobaczy nieśmiertelny blask Majestatu Twojego, nie odrzuć jej od Twego oblicza – racz ją przyjąć na łono miłosierdzia Twego, abym chwałę Twoją wyśpiewywał wiecznie”, zawołał: „Tak, tak [...], to jest właśnie to, czego ja pragnę. O drogi ojcze! Śpiewać wiecznie chwałę Boga!”. Potem znów jakby zasnął w postawie tego, który ma do obmyślenia jakąś bardzo ważną sprawę. Po kilku chwilach obudził się, po czym jasnym i radosnym głosem powiedział: „Żegnam, mój drogi ojcze! Ksiądz proboszcz chciał mi jeszcze coś powiedzieć, a ja nie potrafię sobie tego przypomnieć... O, jakie ja piękne widzę rzeczy!...”. Po tych słowach, cały czas uśmiechnięty, z niebiańską twarzą, skonał z rękami złożonymi i skrzyżowanymi na piersiach, bez najmniejszego ruchu.
Oto przykład dobrej śmierci, która nie powoduje lęku i nie pozbawia umierającego radości ani szczęścia.
Prawdziwa radość
Właśnie w momencie śmierci pokazuje się prawdziwe oblicze szczęścia, które nie ma nic wspólnego z powszechnie utożsamianą z nim przyjemnością. Ktoś słusznie stwierdził, że nowoczesny świat dostarcza młodzieży wielu przyjemności i rozrywek, ale mało radości i prawdziwego szczęścia. Jedyną drogą do radości jest czynienie tego, co wartościowe, a nie tego, co przyjemne. Wychowawca może uznać, że uczynił wielki krok naprzód w swoim dziele edukacyjnym, jeśli ułatwił, a jeszcze lepiej: pozwolił doświadczyć młodemu różnicy, jaka istnieje pomiędzy przyjemnością a radością. Radość bowiem nie jest synonimem szczęścia czy wesołości, a tym bardziej przyjemności. Kto miesza radość z przyjemnością, ten popełnia tak wielki błąd, jakby mylił życie ze śmiercią.
Przyjemność jest osiągalna powszechnie, radość jest zarezerwowana tylko dla niektórych. Aby doznać chwili przyjemności, wystarczy się najeść, wyspać albo zaspokoić jakiś popęd. Do tego jest zdolny każdy człowiek. Radości natychmiast nie osiąga się, ona jest konsekwencją szlachetnego życia opartego na prawdzie, miłości i odpowiedzialności. Kto wprost szuka radości, ten jej nie znajdzie, gdyż wówczas skupia się często na własnych potrzebach i pragnieniach, stając się tym samym niezdolny do tego, by kochać i stawiać sobie wysokie wymagania. Natomiast człowiek, który wymaga od siebie szlachetnego postępowania, odkrywa ku swojemu zaskoczeniu, że doświadcza coraz większej radości. Prawdziwa radość jest trwała. Nie opuszcza nas nawet wtedy, gdy przeżywamy trudności, niepokoje czy bolesne nastroje. Prawdziwa radość to nie tylko przeżycie czy chwilowy nastrój, ale sposób istnienia tych, którzy trwają w miłości.
Szukanie przyjemności, aby pozbyć się cierpienia, często prowadzi do jeszcze większych przykrych doznań, a nawet do życiowych tragedii. Ludzie, którzy nie szukają w życiu niczego więcej poza przyjemnością, pozbawiają się większych życiowych aspiracji. Początkowo nie zdają sobie sprawy z własnego położenia i z własnej rozpaczy. Jednak z każdym dniem narasta w nich świadomość utraty wszystkiego, co tak naprawdę się liczy. Stają się coraz bardziej powierzchowni i zniewoleni. Nie potrafią mądrze myśleć ani dojrzale kochać. Zamiast radości doznają coraz większego rozgoryczenia i cierpienia, co w końcu doprowadza ich do egzystencjalnej pustki i śmierci.
• • •
Cierpienie mądrze wykorzystane wychowawczo otwiera oczy i uczy odróżniać dobro od zła, prawdę od kłamstwa, miłość od słabości. Gdy jakiś chłopiec błądził, ksiądz Bosko nie odmawiał mu miłości ani też nie próbował go usprawiedliwiać. Czasem wystarczyło jego jedno wymowne spojrzenie, jedno słówko na ucho, aby chłopak zrozumiał o co chodzi. Wielu pomagał się uwolnić od różnych cierpień, ale nie od tych, które sami na siebie sprowadzili własnym postępowaniem. Mógłby im zaoszczędzić i tych cierpień, ale doskonale wiedział, że tak postępując, nie kochałby ich dojrzale i nie pomógłby im w przemianie życia. Wiedział, że zachowa szansę na ich ocalenie tylko wtedy, gdy będzie cierpiał! Była to mądra i wychowująca miłość.