- LIST PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO - Chleb życia
- WYZWANIA
- Spotkanie ze św. Dominikiem Savio
- ROZMOWA Z... Fascynujący radykalizm
- DUCHOWOŚĆ. Mistycyzm codzienności
- GDZIEŚ BLISKO. Pielgrzymka po Polsce
- WYCHOWANIE. Religia w wychowaniu
- WYCHOWANIE. Dojrzałość osobowa
- OKIEM RODZICA. Najlepszy Przyjaciel moich dzieci
- POD ROZWAGĘ. Mózg ubóstwiony czyli o supernauczaniu
- SALEZJAŃSKI RUCH MŁODZIEŻOWY. Dzień patrona
- MISJE. Historia Józefa
- RODZINA SALEZJAŃSKA. Zmiana warty w inspektorii warszawskiej
- PLACÓWKI SALEZJAŃSKIE. Poznań wspólnota Niepokalanego Serca Najświętszej Maryi Panny
Spotkanie ze św. Dominikiem Savio
ks. Marek Chmielewski SDB
strona: 4
Co jakiś czas doczesne szczątki pierwszego wyniesionego na ołtarze wychowanka księdza Bosko – św. Dominika Savio – w specjalnym sarkofagu opuszczają Turyn i wyruszają w świat. Tak było np. w 2004 r. z okazji 50. rocznicy kanonizacji świętego, kiedy jego relikwie pielgrzymowały po Włoszech, Hiszpanii i Libanie. W tym roku, czyli 150 lat od jego śmierci, pielgrzymują po Polsce.
Rankiem 19 października 1914 r. przedstawciele władz kościelnych i cywilnych spotkali się na cmentarzu w Mondonio. Przybyli tu, aby z kaplicy miejscowego cmentarza zabrać ciało Dominika Savio, zmarłego w 1857 r. w opinii świętości i przewieźć do bazyliki Maryi Wspomożycielki w Turynie. Oczekiwały na nich tłumy mieszkańców zebranych, aby za wszelką cenę nie dopuścić do przenosin „ich świętego”. W obliczu oporu urzędnicy poprzestali jedynie na rozpoznaniu zwłok złożonych w urnie wyciągniętej z sarkofagu i zrezygnowali z przenosin. W kilka dni później ks. Cesare Albisetti, salezjanin z pobliskiego Castelnuovo, udał się do Mondonio w porze obiadu. Zastał kaplicę otwartą. Niezauważony przez nikogo zabrał urnę i przewiózł ją do Turynu. Dzisiaj znajduje się ona w bazylice Wspomożycielki, w ołtarzu poświęconym św. Dominikowi, w artystycznej urnie. To jest centrum jego kultu. Stąd wyrusza w swoje pielgrzymki po świecie.
W domu rodzinnym
Z pewnością, wybierając się na spotkanie z Dominikiem, warto poznać bliżej niektóre szczegóły z jego życia. Urodził się 2 kwietnia 1842 r. w Riva di Chieri w pobliżu Turynu z rodziców Karola Savio i Róży Brygidy z domu Gaiato. Jego ojciec był kowalem i ślusarzem, a mama wiejską krawcową. Małżonkowie Savio mieli 10 dzieci. Sześcioro z nich zmarło w wieku niemowlęcym lub w dzieciństwie. Karol, po śmierci żony i wydaniu za mąż trzech córek, pozostawił żyjącemu synowi gospodarstwo i w 1878 r. przeniósł się do Oratorium księdza Bosko, gdzie zmarł w 1881 r. Rodzice Dominika bardzo się kochali i szanowali. Byli ludźmi prostymi, pobożnymi i dali swoim dzieciom prawdziwie chrześcijański dom.
W 1844 r. w poszukiwaniu pracy rodzina Savio przeniosła się do Morialdo, w pobliżu Castelnuovo, w okolicę, w której urodził się i wychował św. Jan Bosko. W obu tych miejscowościach Dominik uczęszczał do szkoły podstawowej. Jego nauczyciele zapamiętali go jako chłopca delikatnego, słabego zdrowia, bardzo pobożnego, gorliwego ucznia i lubianego przez wszystkich kolegę. Nic dziwnego, że już w Wielkanoc 8 kwietnia 1849 r. Dominik, mając zaledwie siedem lat, przyjął I komunię św. Było to wydarzenie niezwykłe, gdyż do pełnego udziału w eucharystii dopuszczano dzieci dopiero w wieku dwunastu lat. Przy tej okazji Dominik spisał swe postanowienia: „1. Będę się często spowiadał i przyjmował komunię św., tak często, jak tylko pozwoli mi na to mój spowiednik; 2. Będę święcił dni święte; 3. Moimi przyjaciółmi będą Jezus i Maryja; 4. Raczej umrzeć niż zgrzeszyć”. Jak wspomina ksiądz Bosko, późniejszy wychowawca chłopca, te postanowienia stały się dla niego programem życia, któremu pozostał wierny do końca.
W Oratorium księdza Bosko
Nowy rozdział w historii wzrostu duchowego Dominika, chłopca z natury dobrego, wychowanego w dobrej rodzinie, miał miejsce w Oratorium w Turynie. W 1853 r. Savio przeprowadzili się do Mondonio. 2 października tegoż roku Dominik za namową swego nauczyciela, ks. Cugliero, udał się do Becchi na spotkanie z księdzem Bosko. Chłopiec zrobił na wielkim wychowawcy bardzo dobre wrażenie. Dostrzegł w nim, jak się wyraził, „dobry materiał”, na co Dominik odpowiedział: „Ja jestem dobrym materiałem, a ksiądz niech będzie krawcem. Proszę mnie zabrać ze sobą i uczynić ze mnie piękne ubranie dla Pana Jezusa”. Już 29 października został przyjęty do grona wychowanków Oratorium na Valdocco w Turynie. Razem z innymi uczęszczał na lekcje łaciny do prof. Bonzanino, potem do kl. Francesia i w końcu do ks. Pico. Jego zachowanie początkowo nie różniło się od sposobu bycia innych oratorianów. Zachowywał dokładnie regulamin domu, pilnie się uczył, osiągając świetne rezultaty, dobrze wypełniał swe obowiązki, z radością się modlił, uczestniczył w ceremoniach.
Batalia o świętość
Okres znacznego wzrostu duchowego Dominika rozpoczął się mniej więcej pod koniec 1854 r. Z okazji proklamacji dogmatu o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny (8 grudnia tegoż roku) Dominik odnowił swe przyrzeczenia komunijne i oddał się pod opiekę Maryi. Ksiądz Bosko w biografii Dominika zaznacza, że jego wzrost duchowy od tej chwili był widoczny dla wszystkich. Z tej racji święty wychowawca zdecydował się zapisywać jego słowa i dokumentować czyny.
W okresie Wielkiego Postu 1855 r. Dominik wysłuchał kazania księdza Bosko o tym, jak łatwo jest zostać świętym. Idea ta rozbudziła w nim wielki entuzjazm. Powtarzał wszystkim, że musi zostać świętym, i to szybko, gdyż ma już niewiele czasu do dyspozycji. Podejmował przy tym szereg umartwień niewłaściwych dla jego wieku i stanu zdrowia, popadł w melancholię, odizolował się od kolegów. Ksiądz Bosko, spostrzegłszy, co się dzieje, pohamował nieco jego nieuporządkowany zapał i zachęcił, aby nie tracił pokoju ducha. Zaproponował mu jednocześnie bardzo praktyczny i konkretny program świętości. Przede wszystkim miał zachowywać radość i pogodę ducha we wszystkich okolicznościach życia, z całą gorliwością wypełniać obowiązki, zrezygnować z surowych umartwień i długich godzin modlitwy oraz uczestniczyć z radością we wszystkich zabawach swoich kolegów.
To wystarczyło, aby nadać życiu Dominika zdecydowany kierunek. Wierny programowi księdza Bosko, stał się przykładem dla innych. Wszystkich uderzała jego głęboka pobożność, której towarzyszyła naturalna, chłopięca radość. Sam bardzo pilnie się uczył, ale także podejmował bardzo świadome wysiłki na rzecz kolegów mających trudności. Grał z tymi, którzy bywali odrzucani przez grupę, odrabiał lekcje z tymi, którzy nie radzili sobie z nauką, troszczył się o chorych kolegów. Co jakiś czas w jego życiu dawały o sobie znać specjalne dary charyzmatyczne, np. ekstazy podczas adoracji eucharystycznych, wizje przyszłości Anglii, widzenia osób chorych, opuszczonych i potrzebujących pomocy, do których prowadzał księdza Bosko ze spowiedzią i komunią św.
W święto Niepokalanej, 8 grudnia 1856 r., na 9 miesięcy przed śmiercią, dał początek Towarzystwu Niepokalanej, dla którego napisał regulamin. Jego członkowie mieli troszczyć się o swoje zbawienie, apostołując wśród swoich kolegów. „Z miłością traktować bliźniego i dobrze wypełniać swoje obowiązki” – zaznaczał regulamin. Świadkowie tamtych dni podkreślają, że Towarzystwo w kilka miesięcy doprowadziło do odnowy duchowej całego Oratorium. W 1859 r. z jego członków ksiądz Bosko wybrał pierwszych salezjanów.
W kierunku nieba
Na przełomie lat 1856 i 1957 Dominik bardzo osłabł. Prawdopodobnie przyczyną pogorszenia się jego stanu zdrowia była gruźlica, której ówczesna medycyna nie potrafiła rozpoznać, a tym bardziej leczyć. Lekarze podkreślali, że: „słaba odporność, wielka wrażliwość i ciągłe napięcie duchowe – pragnienie i tęsknota za niebem – wyczerpują jego siły duchowe”. 1 marca 1857 r. Dominik, na wyraźne życzenie księdza Bosko, opuścił Valdocco i udał się do domu w Mondonio, w celu podreperowania zdrowia. 4 marca choroba przykuła go na stałe do łóżka. Osłabiony organizm nie oparł się zapaleniu płuc. Lekarze, co było wtedy powszechnym zwyczajem, stosowali terapię wielokrotnego upuszczania krwi. To tylko pogorszyło stan zdrowia chłopca. Dominik sam poprosił o namaszczenie chorych i wiatyk. Zmarł 9 marca 1857 r., na krótko przed ukończeniem 15. roku życia. W 1933 r. Pius XI ogłosił go czcigodnym sługą Bożym, w 1950 r. Pius XII – błogosławionym, a cztery lata później – świętym. W 1956 r. ogłoszono Dominika patronem „Pueri Cantores”. Powszechnie uważany jest za patrona młodzieży. W Polsce, zwłaszcza w środowiskach salezjańskich, przywoływany jest jako patron ministrantów.
Patron matek w stanie błogosławionym
Niewiele osób Polsce wie jednak o tym, że Dominik Savio jest też patronem matek w stanie błogosławionym, par bezpłodnych i nowo narodzonych dzieci. We Włoszech często wzywa się jego pomocy jako „świętego od kołyski”. Ta piękna tradycja bierze swój początek od niezwykłego wydarzenia, które miało miejsce na sześć miesięcy przed śmiercią chłopca, 12 września 1856 r. O jego prawdziwości zaświadczyła pod przysięgą ostatnia z żyjących sióstr Dominika. Savio poprosił tego dnia księdza Bosko o pozwolenie odwiedzenia chorej mamy, która spodziewała się dziecka. Chłopiec dotarł do domu i znalazł mamę ciężko chorą, w łóżku. Rzucił się jej na szyję, czule objął i pocałował, po czym wyruszył w drogę powrotną do Turynu. Mama od razu poczuła się lepiej i urodziła zdrowe dziecko. Na szyi znalazła wstążkę, do której przyczepiony był kawałek jedwabiu w kształcie dziecięcego ubranka. Kiedy ksiadz Bosko zapytał Dominika, jak się czuje mama, ten odpowiedział: „Uzdrowiło ją dziecięce ubranko od Maryi, które umieściłem na jej szyi”.
Szkaplerz pozostał zachowany w rodzinie i pożyczany znajomym, które miały trudności z donoszeniem ciąży. Kiedy w latach 50. Dominik był wyniesiony na ołtarze i ogłoszony świętym, wiele kobiet ciężarnych we Włoszech starało się o szkaplerz. Później Dominik zaczął być czczony także jako patron kobiet i par bezpłodnych, które przez jego wstawiennictwo wypraszały potomstwo. W miejscu jego narodzin nad brzegami Chievi, na Colle Don Bosco, Valdocco i w Mondonio, gdzie umarł, istnieje zwyczaj wywieszania na drzwiach domu, w którym urodziło się dziecko, tasiemek. Jeśli ciąża była zagrożona, ale wszystko poszło dobrze, taką kokardę zanosi się do bazyliki św. Dominika Savio lub do domu, w którym umarł.
Młodych stać na wiele
Przyzwyczailiśmy się traktować świętych jako naszych orędowników, czasem jako niedościgłych herosów ducha. Tymczasem świeci są też po to, aby ich naśladować. To przecież ludzie tacy jak my, choć zdolni do rzeczy nadzwyczajnych, heroicznych. Spotkanie z Dominikiem w jego relikwiach jest dla młodych zaproszeniem do naśladowania go. To, co uderza w Dominiku, to przede wszystkim jego przekonanie, co do tego, że jest w stanie osiągać rzeczy wielkie. Warto o tym pamiętać, zwłaszcza dzisiaj, gdy media pełne są informacji o błędach, grzechach i wykroczeniach młodych ludzi. Warto o tym pamiętać w czasach, gdy powszechnie wydaje się, że młodych mogą zaspokoić jedynie przyjemności, pieniądze, sukcesy, udana kariera i skuteczność w działaniu. Młodzi ludzie byli zawsze i są obecnie zdolni do realizacji wielkich, szlachetnych ideałów. To dlatego Dominik zapragnął świętości. Nie zadowolił się najlepszymi ze wszystkich wynikami w nauce. Nie wystarczyło mu, że wszyscy go lubią, że jest w stanie zrobić coś dobrego dla potrzebujących, że wierzą w niego rodzice, przyjaciele, dorośli, od których zależeć będzie jego przyszłość. On chciał więcej. Chciał być święty. Bo świętość – to najwyższa miara zwyczajnego życia chrześcijańskiego.
Sakramenty i modlitwa
Krótkie życie Dominika uczy ponadto, że nasze życie chrześcijańskie może podlegać ciągłej odnowie i nieustannemu uzdrawianiu. Dominik wiedział, że w życiu duchowym wszystko można uzdrowić i odnowić, że takie cuda dokonują się w sakramencie pojednania i w eucharystii. Stąd jego dążenie do częstej spowiedzi – najpierw miesięcznej, potem co dwa tygodnie, a w ostatnim okresie życia co tydzień – i tak samo częstej komunii św. – miesięcznej, potem tygodniowej, a w końcu codziennej. Przyjaźń z Chrystusem, przyjaźń sakramentalna, a nie tylko uczuciowa, bazująca na chwilowym oczarowaniu, leczy i daje siły. W życiu Dominika znalazła ona przedłużenie
w modlitwie. Był w niej gorliwy. Chętnie nawiedzał Najświętszy Sakrament. Czynił to nawet w czasie przerw w rekreacji. Mama Małgorzata, która sama po obiedzie długo się modliła w kaplicy, mówiła do księdza Bosko: „Dużo się modli. Zostaje w kościele, kiedy inni już dawno sobie pójdą. Zachowuje się w jak anioł w raju”.
Maryja
Specjalne miejsce u Dominika na drodze realizacji ideałów, wzrostu duchowego znalazła Maryja, Matka Jezusa, a przy tym zwyczajna osoba. Jako Niepokalana pokazywała mu to, co jest dobre, piękne, czyste, sprawiedliwe, godne miłości. Jako Wspomożycielka wspierała go i broniła w trudnościach.
Służba
Dominik pokazuje, że nasze życie nie jest tylko dla nas, że ma sens i przynosi zadowolenie, jeśli jest dawaniem siebie innym i służbą. Nie chodzi jedynie o to, aby pomagać słabszym. Dominik gotów był iść dalej. On czuł się bojownikiem za sprawę dobra, heroldem dobra i nadziei, narzędziem miłości miłosiernej. Został apostołem swych rówieśników. Pragnął zostać kapłanem. Przepełniony takimi ideałami, nie tylko odrabiał lekcje ze słabymi w nauce i bawił się z opuszczonymi, ale na wszelkie sposoby sprzeciwiał się złu i służył sprawie pokonania go. Znana jest historia, jak to stanął z krzyżem pomiędzy dwoma zwaśnionymi kolegami, aby ich godzić albo jak nie bał się zwrócić uwagę przeklinającemu woźnicy czy wyprosić za drzwi gorszyciela przynoszącego obsceniczne broszury.
To, co uderza najbardziej, to jednak przemyślana strategia, z jaką Dominik służył dobru wspólnemu. Pewnego majowego dnia podczas mszy św. nikt w Oratorium nie przystąpił do komunii św. Nawet Dominik ani klerycy. Przykrość, jaką widział na twarzy księdza Bosko, zmobilizowała go do działania. Osobiście docierał do kolegów, tłumaczył, zachęcał, prosił. Szybko znalazł zrozumienie. Z niektórymi, tak jak np. z Janem Massglią i Kamilem Galio (obaj, jak Dominik, zmarli w młodym wieku), podzielał najgłębsze ideały i serdecznie się zaprzyjaźnił. Z Ruą, Cagliero, Cerrutim, Bongioannim i dziesięciu innymi założył sekretne Towarzystwo Niepokalanej. Na Boże Narodzenie wszyscy, jak jeden mąż, poszli do Stołu Pańskiego. O istnieniu Towarzystwa nie wiedzieli nawet niektórzy z wychowawców.
Kierownik duchowy
Szybki postęp duchowy Dominika okazał się możliwy dzięki wsparciu księdza Bosko, kierownika duchowego, któremu zaufał. Przyszedł do Oratorium gotowy służyć, żyć uczciwie, zdobywać ideały. Ten potencjał i dobre chęci chłopca domagały się jednak ukierunkowania, podtrzymywania na duchu, wsparcia. Był przecież taki moment w życiu Dominika, że mimo najlepszych intencji dążenia do świętości, pobłądził. Dopiero ksiądz Bosko, szanując jego pragnienia, podtrzymując entuzjazm, wskazał mu prostą drogę salezjańskiej duchowości młodzieżowej. To dzięki jego wsparciu w chłopcu, w sposób harmonijny, znalazły miejsce: przyjaźń z Chrystusem i Jego Matką, szczere zaangażowanie w codzienne obowiązki jako odpowiedź na wolę Bożą, pełna poświęcenia służba rówieśnikom, prosta radość i umiejętność włączania innych w szerzenie dobra. Dominik uczy, że to wszystko jest możliwe dzięki zaufaniu wychowawcy, wierności wskazaniom spowiednika i kierownika duchowego. A był mu tak wierny, że nawet gdy gruźlicza gorączka bólem rozsadzała mu głowę, szedł do szkoły, siedział w ławce, uczył się i odpowiadał, bo tak rozumiał swój pierwszy obowiązek.
Dla wychowawców
Historia Dominika, zwłaszcza w wymiarze tego, co przeżył najpierw u boku swych rodziców, a potem wraz z księdzem Bosko, pozostaje niewyczerpaną inspiracją wychowawczą i duszpasterską. My, dorośli, często mówimy o kryzysie autorytetów i samego wychowania. Szukamy za wszelką cenę sukcesów wychowawczych. Czy nie warto przy tej okazji zatrzymać się jeszcze chwilę nad relacją ksiądz Bosko – Dominik? Święty wychowawca otoczył chłopca miłością, właściwą dla jego programu życiowego, wpisanego w słowa „Da mihi animas, caetera tolle”. Ofiarował mu całego siebie, energię, pomysły, miłość. Bez udawania, oszustwa, ograniczeń. Dominik odpowiedział mu nie tylko wzrastając jako dobry człowiek, świetny uczeń, gorliwy wychowanek, ale otworzył się na Boga, na sprawy ducha, na wartości, które były w stanie spolaryzować wszystkie jego wysiłki. Uczciwość i oddanie księdza Bosko obudziły w Dominiku wdzięczność i zaufanie i otworzyły go na poszukiwanie najwyższych ideałów ewangelicznych. Dominik i ksiądz Bosko, poprzez swoją relację, przypominają, że świętość jest zaraźliwa, a wychowanie, bardziej niż profesją, jest sprawą serca.
Świętość polega na radości
Dominik przybywa do nas w swoich relikwiach. Wielu z nas będzie go mogło spotkać „osobiście”. On zaś, jak to było w jego zwyczaju, zapewne nie pozostanie obojętny wobec tych, którzy do niego przyjdą i pewnie podzieli się prostą receptą na wielkie sprawy. Tak, jak kiedyś uczynił to z małym Kamilem Galio, który czuł się zagubiony w pierwszych dniach pobytu w Oratorium. „U nas w Oratorium – mówił Dominik – świętość polega na radości. Wystrzegamy się grzechu, który, pozbawiając łaski Bożej, zabiera nam spokój serca. Wykonujemy najprostsze obowiązki i modlimy się. To wszystko. Ale przypominam ci, co ci na początku powiedziałem, zapamiętaj to dobrze: Panu Bogu służy się z radością”. Nie przegapmy i nie lekceważmy tej prostej podpowiedzi.