- Ksiądz Bosko, papież Franciszek i trzy miłości
- Od redakcji
- Nauczyciele i rodzice gospodarzami w szkole
- CZAD: Pomoc medyczna to luksus
- Zambia Wszystko poddaje woli Bożej
- Tanzania Najlepiej pod słońcem
- Nasz syn został prezydentem
- Rodzina w nauczaniu Kościoła: Rewolucji nie będzie
- Poznańska Piątka
- Przykazania w rodzinie
- Podobni do Boga
- Poradnik. Jak wychowywać dziewczęta. Same o sobie: dziewczęta o dobrym wychowaniu
- U podstaw systemu wychowania człowieka
- Szkoła potrzebuje rodziców – sojuszników
- Lekcja 19 Temat: Ogarnac calosc
- A dla dziewcząt?
- Wiatr, który zamyka szczeliny
- Każdy rodzaj wróżbiarstwa jest toksyczny duchowo
- Chrońmy lwy, zabijajmy dzieci
Podobni do Boga
Bruno Ferrero
strona: 19
Młodzieniec siedział sam w autobusie. Wzrok miał nieprzerwanie skierowany za okno. Wyglądał na niewiele ponad dwadzieścia lat; był piękny, z twarzą o delikatnych rysach. Pewna kobieta usiadła obok niego. Po zamienieniu kilku słów o pogodzie – ciepłej, wiosennej – młodzieniec niespodziewanie rzekł: – Byłem w więzieniu przez dwa lata. Wyszedłem dzisiejszego ranka i wracam do domu. Słowa wypływały z niego jak rwąca rzeka, kiedy opowiadał, jak dorastał w biednej, uczciwej rodzinie i jak jego przestępcza działalność przysporzyła rodzinie bólu i wstydu. Przez te dwa lata nie miał od nich wieści. Wiedział, że rodzice byli zbyt biedni, aby pozwolić sobie na podróż do więzienia, i zbyt prości, aby pisać listy. On sam przestał do nich pisywać, ponieważ nie odpowiadali. Trzy tygodnie przed zakończeniem kary uczynił ostatni, desperacki krok, który miał mu pozwolić na powrót do ojca i matki. Przeprosił ich za zawód, jaki im sprawił, i poprosił o wybaczenie. Po wyjściu na wolność wsiadł do autobusu, który miał go zawieźć do jego miasta i którego trasa wiodła obok ogrodu i domu, gdzie dorastał i gdzie nadal mieszkali jego rodzice. W liście napisał, że rozumie ich zachowanie. Dla ułatwienia sprawy poprosił, aby dali mu znak, który mógłby zobaczyć z przejeżdżającego autobusu. Jeśliby mu przebaczyli i chcieliby go przyjąć, mieli przyczepić białą wstęgę do starej jabłoni w ogrodzie. Gdyby znaku nie było, młodzieniec nie wysiadłby z autobusu i opuściłby miasto, odchodząc na zawsze z życia rodziny. W miarę, jak autobus przybliżał się do celu, młodzieniec stawał się coraz bardziej nerwowy, do tego stopnia, że bał się spoglądać przez okno, pewien, że nie zobaczy żadnej wstęgi. Po wysłuchaniu jego opowiadania kobieta ograniczyła się tylko do prośby: – Zamień się ze mną. Ja będę wyglądała przez okno. Autobus jechał dalej, mijając jeszcze kilka domów. I w pewnej chwili kobieta zobaczyła drzewo. Dotknęła delikatnie ramienia młodzieńca i, powstrzymując łzy, wyszeptała: – Spójrz! Spójrz! Obwiesili całe drzewo białymi wstążkami!
Jesteśmy bardzo podobni do bestii, gdy zabijamy.
Jesteśmy bardzo podobni do ludzi, gdy osądzamy.
Jesteśmy bardzo podobni do Boga, gdy przebaczamy.
Tłumaczenie: dr Zdzisław Brzęk, salezjanin