- LIST PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO - Ewangelizować wychowując
- WYZWANIA
- WYCHOWANIE - SYSTEM ZAPOBIEGAWCZY
- WYCHOWANIE - UWAGI PSYCHOLOGA. Wygrać życie czyli o mentalności zwycięzcy
- WYCHOWANIE - OKIEM RODZICA. Zdrowie i nie tylko
- ROZMOWA Z... Jestem pasjonatem sportu
- GDZIEŚ BLISKO. Mecz u stóp Wspomożycielki
- SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. Wyczyn czy zabawa?
- Błyskawiczny kurs modlitwy
- DUCHOWOŚĆ. Ufać Tobie
- DUCHOWOŚĆ. Jakie modlitwy
- POD ROZWAGĘ. Astrologia
- SALEZJAŃSKI RUCH MŁODZIEŻOWY. MSG - co to takiego?
- MISJE. Uśmiech kosztuje mniej od elektryczności
- MISJE. Sprawiedliwy handel
- RODZINA SALEZJAŃSKA. Salos
- CHOWANIE. Ruiny autorytetów
- TAKA NASZA CODZIENNOŚĆ...
GDZIEŚ BLISKO. Mecz u stóp Wspomożycielki
Małgorzata Tadrzak-Mazurek
strona: 10
„Mama, nie mogę teraz rozmawiać. Nie, nie jestem głodny. Nie jest mi zimno. Czuję się dobrze. Naprawdę nie mogę już rozmawiać!” – chłopiec kończy pospiesznie rozmowę telefoniczną i biegnie do sali gimnastycznej rozgrywać wielobój, bo za chwilę ma wziąć udział w biegu na 100 m. Nic dziwnego jednak, że mama się niepokoi, bo pogoda niezbyt przychylna małym sportowcom, od rana siąpi deszcz, a i temperatura pozostawia wiele do życzenia. Ale tym się martwią tylko mamy, bo nie kilkuset ministrantów zgromadzonych po raz kolejny na Pielgrzymce Ministrantów (PiM) u stóp Matki Bożej z twardogórskiego sanktuarium. Oni bawią się świetnie.
Nazwa wydaje się nieco myląca, bo pielgrzymka kojarzy się raczej z nastrojem modlitewnym, i choć tego także w Twardogórze nie brak, to Pielgrzymka Ministrantów ma charakter zdecydowanie sportowy.
Na boisku
W pierwszych dniach maja, już od 28 lat, gromadzą się tutaj ministranci ze wszystkich placówek inspektorii wrocławskiej, żeby zmierzyć się w różnych konkurencjach sportowych. Konkurencje podzielone są na grupy wiekowe. Są i rozgrywki w siatkówkę, piłkę nożną halową, cross rowerowy, ale także zabawy dla młodszych – przeciąganie liny czy np. wyławianie monet z wiadra z wodą na czas z zawiązanymi oczami. Oj, śmiechu przy tej konkurencji było co nie miara. I oprócz deszczu nie raz i nie dwa zmoczyła oczekujących fontanna z rąk co szybszego zawodnika. Bliźniacy Kacper i Kuba, drugoklasiści z Chocianowa, mocno się natrudzili, zanim udało się im podwinąć rękawy swoich obszernych kurtek i w końcu zanurzyć ręce w wiadrze. Ale rezultat osiągnęli zupełnie niezły, więc było warto, choć przyznają, że woda była lodowata. Skrzętnie za to zapisują wyniki w książeczkach zawieszonych na szyjach (każdy z zawodników jest w taką wyposażony), potwierdza to animatorka asystująca przy tej konkurencji i przechodzą do następnego miejsca zmagań sportowych.
Na placu przed szkołą ktoś gra w kręgle, ktoś strzela kijem hokejowym gole do minibramki, a jeszcze inni grają w nogę… butelką po coli, czekając na swoją kolej. W dali rozstawiona scena, choć mokra w tej chwili od deszczu, to wieczorem ma się tu odbyć koncert. Nad całością czuwają animatorki z twardogórskiego oratorium, klerycy z krakowskiego seminarium i ks. Paweł Druszcz, duszpasterz powołaniowy inspektorii wrocławskiej – to on w tym roku jest odpowiedzialny za PiM. Współorganizatorem jest także ks. Mirosław Łobodziński. Sztab znajduje się w jednej z sal lekcyjnych – wszyscy wydają się tu pracować jak mrówki, więc trzeba im wierzyć, że potrafią ogarnąć całość – dać nocleg, nakarmić, a i jeszcze zabawić tylu młodych ludzi i ich opiekunów… Nie widać, żeby ktoś chodził z nosem na kwintę, więc pewnie im się to udaje.
W sali gimnastycznej trwa wielobój, a za szkołą na boisku i na bieżni przygotowania do biegów i gier zespołowych. Ks. Mariusz Jeżewicz z Lubina nawołuje swoich ministrantów, próbując zgromadzić ich w jednym miejscu, jednemu każe skończyć wielobój, innemu rozgrzać się do biegu… Inny ksiądz ze swoją grupą robi rozgrzewkę. Pewnie zaraz wystartują w jakiejś konkurencji… Opiekun ministrantów z Poznania, trener Salezjańskiej Organizacji Sportowej Krzysztof Kłopocki opowiada, że przyjechał z 24-osobową grupą. Najmłodszy ma 7 a najstarszy 18 lat. Chłopcy zakwaterowani są w jednej z sal lekcyjnych. Warunki spartańskie, ale radzą sobie świetnie, jak na sportowców przystało. Nawet najmłodsi nie narzekają, no może na zbyt częste telefony od rodziców… Bo prawdę powiedziawszy czas mają zajęty i na rozmowy z domem trudno go znaleźć…
Po co to wszystko
Organizatorzy co roku, na długo przed imprezą, wkładają bardzo dużo wysiłku, zaangażowania, energii, żeby wszystko przebiegło sprawnie. Trzeba ustalić termin, porozumieć się ze szkołą, która użycza swoich sal i boisk, rozesłać i przyjąć zgłoszenia, rozdzielić pracę wśród animatorów, przygotować noclegi, jedzenie, oprawę liturgiczną, tematy formacyjne, no jest tego sporo… A, i przystroić bazylikę z cudowną figurą Matki Bożej Wspomożenia Wiernych (wierną kopią obrazu Matki Bożej z Turynu), gdzie chłopcy zbierają się na modlitwę. Spraw do załatwienia jest ogrom. Tym bardziej, że oprócz zawodów sportowych jest wiele imprez towarzyszących, m.in. koncerty i konkursy – w tym roku był konkurs biblijny (ze znajomości dziejów Apostolskich), liturgiczno-apostolski (na podstawie wybranych encyklik Jana Pawła II) i sportowy (o mistrzostwach świata w piłce nożnej).
Cztery dni zmagań, to aż nadto wrażeń. I dla ministrantów, i dla organizatorów. I jedni, i drudzy muszą teraz ochłonąć i… zająć się przygotowaniami do przyszłorocznego spotkania. Nie wszyscy uczestnicy wyjeżdżają z pucharami i nagrodami, ale na pewno wszyscy z masą wrażeń, wspomnień i postanowieniem, że wrócą tu za rok. Miejmy nadzieję, że także organizatorzy znajdą siły i zapał, żeby znowu zabrać się za organizację. Choć zmęczenie czasami każe sobie zadać pytanie: po co właściwie to wszystko? Odpowiedź jednak nasuwa się spontanicznie, jest właściwie oczywista – mając na uwadze salezjański charyzmat – żeby pomóc młodym w integralnym rozwoju, aby mogli się stawać „dobrymi chrześcijanami i uczciwymi obywatelami”. Ale także, żeby jednoczyć ministrantów i lektorów z różnych wspólnot Liturgicznej Służby Ołtarza u stóp Matki Bożej Wspomożenia Wiernych, umocnić ich w wierze. Żeby mogli zobaczyć ilu ich jest! Żeby doświadczyli świętowania, przyjaźni, radości, zabawy, nauczyli się godzenia z przegraną i celebrowania zwycięstwa. Po prostu, aby okazać im miłość. To taka nagroda za cały rok służby przy ołtarzu.
●●●
Święta ministrantów nie da się w Twardogórze nie zauważyć. I nie tylko dlatego, że plakaty i hasła są wszędzie porozwieszane. To niewielkie dolnośląskie miasteczko, położone malowniczo wśród wzgórz i lasów zdecydowanie ożywa w pierwszych dniach maja. To prawdziwe święto nie tylko młodości, ale także twardogórzan. I jedni, i drudzy przyzwyczaili się wzajemnie do swojej obecności i myślę, że trudno byłoby im się rozstać z tą majową tradycją.