- Wielokolorowe oblicze współczesnego księdza Bosko
- Od redakcji
- Pedagogiczne przesłanie „Małego Księcia”
- Kryzys w Wenezueli
- SYRIA Pomoc ofiarom wojny
- UGANDA Wynagrodzenia dla nauczycieli
- Wśród patronów Światowych Dni Młodzieży w Panamie jest ŚW. JAN BOSKO, który otoczony jest szczególną czcią w tym kraju
- Przepis na miłość
- Ksiądz WIKTOR JACEWICZ SDB BADACZ MARTYROLOGIUM POLSKIEGO DUCHOWIEŃSTWA W CZASIE II WOJNY ŚWIATOWEJ
- Komunikacja równoległa TRUDNOŚCI W KOMUNIKACJI WYCHOWAWCZEJ cz. 6
- Granice dające poczucie bezpieczeństwa
- Odpowiedź Boga na cierpienie człowieka: Jezus
- Ostrożność w ocenie zadarzeń
- PROSZĘ KSIĘDZA, ja na nią czekałem, a ona czekała na mnie
- Miłość do kwadratu
- Stwórz Boże we mnie serce czyste
- Wolni z wolnymi
- O państwie wyznaniowym i laicyzacji
Wolni z wolnymi
Piotr Legutko
strona: 28
NIEWIELE NARODÓW może szczycić się włączeniem do wspólnoty wierzących innego narodu. Polska zrealizowała tę misję wobec Litwy. Mało tego, stworzyliśmy wspólnie Rzeczpospolitą Obojga Narodów, model państwa, z którego możemy i powinniśmy być dumni.
Jest ku temu specjalna okazja, bo to rok unii lubelskiej, ustanowiony w 450. rocznicę podpisania jednego z najważniejszych dokumentów w dziejach Europy.
Przyznajmy szczerze – w XX wieku wzajemne relacje Polski i Litwy były, delikatnie mówiąc, trudne. Do dziś łatwe nie są, wystarczy porozmawiać z naszymi rodakami, którzy mieszkają na Wileńszczyźnie. Wzajemne pretensje kładą się cieniem na wspólnym dziedzictwie, które wciąż powinno inspirować. Na pewno bardziej, niż wygrane wojny czy krwawe ofiary. Jak pisał prof. Feliks Koneczny: „Unia lubelska jest jednym z najjaśniejszych promieni w dziejach polskich, bo stwierdzała na nowo, że nie najazdami, nie zaborami, ale wzajemną przyjaźnią rozszerzało się i potężniało państwo polskie, łącząc równych z równymi, wolnych z wolnymi”. To był ewenement na owe czasy, polityczny i społeczny eksperyment, który przetrwał dwa stulecia. Nasza specjalność, patent, wzór do naśladowania. Ciekawe, czy takim stażem będzie się kiedyś mogła chlubić Unia Europejska? Nauk płynących z doświadczeń I Rzeczpospolitej jest wiele. Najważniejsza dotyczy sztuki osiągania kompromisu. Niełatwego w przypadku, gdy elita jednego narodu nawraca na chrześcijaństwo i kulturę łacińską elitę drugiego narodu. Rodzi to pokusę bycia mentorem. Znamy to zjawisko doskonale, obserwując, jak elity starej Europy odnoszą się dziś do szukających własnej drogi społeczeństw Europy Środkowo-Wschodniej. Unia lubelska deklarowała równość podmiotów, a polska szlachta potrafiła poskromić w sobie arogancję i poczucie wyższości. Doświadczenie budowania wspólnego państwa było zresztą o wiele dłuższe, wszak pierwszą unię z Litwą Polska zawarła w 1385 roku. Powinniśmy zatem mówić o czterech wspólnych stuleciach, a to już naprawdę kawał historii. Pięknej historii!
Wracając do trudnej sztuki kompromisu – szybko zapomnieliśmy, że była ona wówczas naszą bronią, fundamen¬tem kultury. A kompromisy braci szlacheckiej bynajmniej łatwe nie były. Zapamiętaliśmy gwałtowność sporów, warcholstwo i anarchię, niedoceniając tego, co zazwyczaj było na końcu – zgody. Trudne ucieranie racji, ustępowanie pola, negocjowanie warunków – w polskim wydaniu lepiej się sprawdzało niż wojny domowe czy religijne. Do czasu, rzecz jasna. Demokracja szlachecka nie dała rady absolutyzmom. Kpimy czasem, że moralne zwycięstwa, to nasza specjalność, ale prawdą jest i to, że właśnie ów duch wolności pozwolił nam po 123 latach niewoli wrócić do gry.
Obserwując nasze dzisiejsze potępieńcze swary można się naprawdę załamać. Lękamy się, do czego one do-prowadzą, martwimy o przyszły los wspólnoty, pytamy, czy istnieje jeszcze w Polsce jakieś dobro wspólne? Czy są granice walki politycznej?
Warto w takich chwilach zwątpienia (ku pokrzepieniu serc) sięgać do historii. Wszystko już było. Choćby sto lat temu, gdy emocje i wzajemne animozje sięgały zenitu. Zawsze jednak w stosownym momencie przychodziło opamiętanie. Być może to, że i dziś nie wydrapaliśmy sobie jeszcze nawzajem oczu, a harcownicy walczących w mediach społecznościowych obozów nie przeszli od słów do czynów, jest nie tyle rodzajem cudu, ale właśnie owocem tej naszej kultury kompromisu. Choć słowo kultura nie bardzo nam pewnie do tej sytuacji pasuje.