- Maryja, mama na każdy dzień
- Nowy przełożony Zgromadzenia Salezjańskiego
- Od redakcji
- Teatr szkołą świętości
- Nigeria: Być do dyspozycji Boga
- Sudan Południowy Razem wspieramy dzieci ulicy!
- Uganda Trawa słoniowa
- Wszyscy możemy być święci
- Kardynał Trochta skazany jako szpieg Watykanu
- Wielki Tydzień w rodzinie
- Porozmawiajmy w domu o wierze
- Miłość jest domem
- Czy nauka to jedyne zadanie dziecka?
- Lekcja 4 Temat: Konsekwencja i cierpliwość gwarancj sukcesu pedagogicznego.
- Złe wychowanie
- Nie teatr, a „teatrzyk”
- Im bardziej kaczki nie ma, tym bardziej kaczka leczy
- Dziesięcioro rodziców? Nie ma sprawy!
Nie teatr, a „teatrzyk”
Ks. Marek Chmielewski salezjanin
strona: 23
To było ważne odkrycie. Doszło do niego podczas nawiedzenia wraz z uczestnikami 27. Kapituły Generalnej salezjanów miejsc związanych z życiem ks. Bosko. Podczas naszej pielgrzymki dotarliśmy do kościoła św. Jana Ewangelisty w Turynie.
Mieszkańcy miasta nazywają go pieszczotliwie „San Giovannino” (Świętym Jasiem), dla odróżnienia od miejscowej katedry, której patronuje św. Jan Chrzciciel. Kościół, zbudowany przez ks. Bosko w latach 1878-1872, znajduje się przy Corso Vittorio Emanuele II, w przestrzeni pomiędzy ulicami Madama Cristina i Ormea. To znaczy w miejscu, w którym działało założone przez niego w 1847 r. oratorium św. Alojzego. „San Giovannino” to budowla dwupoziomowa. Z ulicy wchodzi się do świątyni. To górna część konstrukcji. W podziemiach natomiast znajduje się sala teatralna. Jej scena opiera się na kilku kolumnach, które przebijają sufit i biegną dalej w górę, aby dać oparcie ścianom prezbiterium świątyni, znajdującej się powyżej. Kolumny, poza funkcją zadaną im przez architekta, mają też znaczenie symboliczne. Łączą w jednej konstrukcji oratoryjną tradycję miejsca z możliwościami, jakie wniósł w nie kościół. Oratorium św. Alojzego miało służyć wychowaniu chłopców do wiary, do spotkania z Bogiem, miało prowadzić ich do zbawienia. Nowy kościół także służył temu celowi. Kolumny z „San Giovannino” są więc łącznikiem pomiędzy typowym dla oratorium wychowawczym inwestowaniem w rozwój ludzki chłopców, w dobre zagospodarowanie czasu wolnego, w troskę o ich talenty i kulturę osobistą, a proponowaną w nowym kościele, powstałym ze względu na młodzież, modlitwą, liturgią, katechezą i sakramentami.
Wspomniałem, że w sali pod kościołem doskonałe miejsce do pracy znalazł teatr. Posiadanie odpowiedniej sali oraz sceny z profesjonalnymi kulisami nie zmieniło w żaden sposób charakteru tego teatru. Jedność celów wpisana we wspólne dla kościoła i teatru kolumny zobowiązywała. Tutaj teatr nie mógł być dla teatru. Musiał być dla wychowania. Pozostał oratoryjny. Tak jak oratorium był nastawiony na zdrową rozrywkę w czasie wolnym, umoralnienie i służbę zbawieniu młodych ludzi. To dlatego ks. Bosko oddał salę pod kościołem nie zawodowym aktorom czy zdolnej młodzieży, a swoim chłopcom. W jego teatrze, inaczej niż to było w szkołach prowadzonych przez np. jezuitów czy barnabitów, na scenę wychodziły nie dzieci arystokracji, a mali kominiarze, gazeciarze, mali murarze. Rzecz rewolucyjna w tamtych czasach. A jakże oczywista dla ks. Bosko: to takim chłopcom trzeba było zająć czas wolny i to oni mieli pójść do nieba. Oni mieli talenty i powinni się nimi dzielić, pokazać je. Sami chłopcy robili dekoracje, szyli stroje, przygotowywali oświetlenie, przeprowadzali próby recytacji, śpiewu, gry na instrumentach.
W te sprawy w naturalny sposób wpisywali się dorośli. Pomagali, podpowiadali, jak coś zrobić, jak podzielić role, pisali lub korygowali i uzupełniali młodociane teksty. Te zaś musiały być proste, łatwe do zrozumienia, odpowiednie do wieku młodocianych aktorów i niewyszukanego smaku widzów. Odbiorcy spektakli byli bowiem na miarę widowisk. Gros z nich stanowili oratorianie. Do nich dołączali znajomi, przyjaciele, krewni i dobrodzieje. Ks. Bosko dbał, aby byli związani z oratorium, aby rozumieli środowisko i potrafili odnieść się z uznaniem i zrozumieniem do inicjatywy chłopców. Taki teatr służył rodzeniu się przyjaźni, wspólnemu budowaniu, poznawaniu się, wzajemnemu akceptowaniu. Tworzył rodzinę. Pomimo niemal profesjonalnego zaplecza w „San Giovannino” ks. Bosko nie poszedł w stronę zawodowego teatru. Zadbał raczej, aby to, co robił na scenie i wokół niej pozostało na poziomie – jak mawiał – „teatrino dell’oratorio” (teatrzyku oratoryjnego).
To ważna podpowiedź na nasze czasy, w których tak bardzo liczy się efekt, kariera, skuteczność i opłacalność. ■