- Maryja, mama na każdy dzień
- Nowy przełożony Zgromadzenia Salezjańskiego
- Od redakcji
- Teatr szkołą świętości
- Nigeria: Być do dyspozycji Boga
- Sudan Południowy Razem wspieramy dzieci ulicy!
- Uganda Trawa słoniowa
- Wszyscy możemy być święci
- Kardynał Trochta skazany jako szpieg Watykanu
- Wielki Tydzień w rodzinie
- Porozmawiajmy w domu o wierze
- Miłość jest domem
- Czy nauka to jedyne zadanie dziecka?
- Lekcja 4 Temat: Konsekwencja i cierpliwość gwarancj sukcesu pedagogicznego.
- Złe wychowanie
- Nie teatr, a „teatrzyk”
- Im bardziej kaczki nie ma, tym bardziej kaczka leczy
- Dziesięcioro rodziców? Nie ma sprawy!
Złe wychowanie
ks. Tadeusz Jania sdb
strona: 22
Warto przytoczyć wypowiedzi świętego Franciszka Salezego, „zgorszonego” postępowaniem ówczesnej młodzieży.
W jednym z kazań mówi: „Popatrzcie troszkę, co wypływa z nędzy ludzkiego umysłu, do jakich skrajności posuwa się młodzież i czym się radują grupy uczniów żyjących bez strachu i bez umiarkowania. Widzimy tych młodych szaleńców, jak nawet zimą gromadzą się i biegają po ulicach, wykonując tysięczne błazenady i hałasując; za najdzielniejszego z nich uznaje się tego, który jawi się jako najgłośniejszy najbardziej zwariowany…”.
W Traktacie o miłości Bożej pisze: „Kiedy w młodości przebywałem w Paryżu, dwaj studenci, z których jeden był heretykiem, spędzili noc na przedmieściu św. Jakuba, oddając się bezwstydnej rozpuście. Nagle usłyszeli, że dzwoniono na jutrznię u Kartuzów. Heretyk zapytał swego towarzysza, na co to dzwonią, a gdy dowiedział się, z jaką pobożnością odprawiano służbę Bożą w tym klasztorze, zawołał: o Boże, jak zajęcie tych zakonników różni się od naszego! Oni pełnią czynność aniołów, a my bydląt”. Nazajutrz naocznie zapragnął przekonać się, o czym dowiedział się z opowiadania swego towarzysza. Ujrzał tych ojców w stallach, podobnych do marmurowych posągów w niszach, zajętych wyłącznie śpiewaniem psalmów. A czynili to z taką uwagą i prawdziwie anielskim nabożeństwem, według zwyczaju tego świętego zakonu, że biedny młodzieniec pełen podziwu doznał wielkiej pociechy, widząc, że katolicy z taką czcią odnoszą się do Boga. Postanowił więc – czego później dopełnił – powrócić na łono Kościoła świętego, prawdziwej i jedynej oblubienicy Tego, od którego otrzymał natchnienie w chwili, gdy oddawał się takiemu paskudztwu. We Wprowadzeniu do życia pobożnego podaje:
„Młodzi ludzie bardzo często dają się uwieść mylnemu i niedorzecznemu wyobrażeniu, jakie mają o przyjemnościach ognia pożądliwości. Puściwszy wielokrotnie swą myśl na fale niebezpiecznej ciekawości, rzucają się w ten zgubny ogień i giną. Pod tym względem są głupsi od motyli, ponieważ one mają jakiś powód do mniemania, że płomień jest również przyjemny, jak i piękny, gdy tamci wiedzą, że to, za czym gonią, jest niezmiernie poniżające, a mimo to nie przestają przeceniać tej ogłupiającej i zwierzęcej rozkoszy”.
Nawet najbliżsi Franciszkowi koledzy studenci nie byli wzorami cnoty. Wdowa po Aleksandrze Vernazem będzie później opowiadać w swoim malowniczym języku, jak jej przyszły mąż, wraz z paru kolegami, urządził niesmaczną farsę, by wrzucić go w ramiona „nędznej rozpustnicy”. Potem nie wychodził z tymi swoimi koleżkami „poza swoje mieszkanie”. „Łagodny” Franciszek nawet splunął na tę „nędzną kobietę”.
Filoteę przestrzega: „Przede wszystkim strzeż się jednak, Filoteo, przywiązania do tego wszystkiego. Chociaż bowiem rozrywka byłaby zupełnie dozwolona, zawsze złem będzie przywiązanie się do niej sercem. […] Gdy byłaś na balu, czas się posunął, śmierć się zbliżyła… Widzisz, jak szydzi z ciebie? Jak cię wzywa do swego tańca, w którym jęki twoich bliskich towarzyszyć ci będą jakby skrzypce, a ty uczynisz tylko jeden krok z życia do śmierci. Mimo to można tańczyć pod pewnymi warunkami: Nie z zamiłowania, przez krótki czas, a nie aż do znużenia i zamącenia umysłu – i rzadko”.
Podczas studiów w Padwie napomina kolegów, że nie należy tracić czasu, że młodość trzeba wykorzystać pozytywnie. Na marginesie zeszytu z notatkami zapisał w formie wierszyka: „Uwaga, koledzy, czuwajcie: czasy biegną po cichu z roku na rok […]. Ktoś, kiedyś będący młodzieńcem, gdy przygniotła go starość, opłakiwał dni, wcześniej spędzone w lenistwie”. ■