- Żywiołowość, a nie złośliwość
- Od redakcji
- Jak wychowuje sport
- Zambia Wsparcie dla szkoły w Chingoli
- Peru. Schronienie, wyżywienie i edukacja
- Wenezuela. Nasi wolontariusze
- Papież Franciszek: młodość
- Jak uczyć chłopca szacunku dla kobiet?
- Okazywanie szacunku dla drugiej osoby jest równie ważne jak poczucie własnej wartości
- Relikwie dziedzictwo naszej wiary
- Belfer na Facebooku, czyli asystencja w internecie
- Sport u ks. Bosko
- Czas schyłkowy
Sport u ks. Bosko
Ks. Marek Chmielewski salezjanin
strona: 20
Czasem słyszę, że w jakimś miejscu nie można zorganizować oratorium. „Miejsca niewiele, no i boiska nie ma”. Najchętniej odesłałbym tak zniechęconych do raczkującego oratorium ks. Bosko.
Nie tego z wielkiego Valdocco, jakie znamy dzisiaj, ale tego z jego pokoju w konwikcie kościelnym, z łąki Filippich czy szopy Pinardiego. To prawda, że szukał odpowiedniego miejsca. Tyle tylko, że bardziej niż do rozgrywek sportowych potrzebował go do tego, aby w ogóle gdzieś podziać się z chłopcami. A sport? Czy nie było tam sportu? Na pewno nie było piłki nożnej, siatkowej ani koszykówki. Jeszcze się nie rozpowszechniły tak, jak dzisiaj. Było za to wiele innych zabaw. Chłopcy ks. Bosko bawili się w lippę (rodzaj prymitywnego palanta, gdzie zamiast piłki używano kawałka drewna), w znaną nam chorągiewkę, chowanego, w policjantów i złodziei, w kółko graniaste, urządzali zawody w biegach. Grali w kapsle, figurki, kule, klasy, w ciepło-zimno i parzyste-nieparzyste. Skakali przez linę i przeciągali ją, aby sprawdzić swe siły. Robili gwizdki, fujarki, trąby, latawce, proce i łuki. Było w tym wszystkim dużo radości, była rywalizacja, kibicowanie i drobne nagrody. Ks. Bosko to wystarczało. Dlaczego? Bo to wszystko wpisywało się w dobre spożytkowanie wolnego czasu. Tylko uwaga! Czy wiemy, jak wyglądał wolny czas wychowanków pierwszego oratorium? To nie było dobrze nam znane „nicnierobienie”, które powoduje poczucie nudy i zniechęcenia. W niedzielę rano chłopcy uczestniczyli w mszy św., potem była katecheza, a po południu nieszpory. W międzyczasie próby chóru, teatru, muzyki, z czasem orkiestry. No i do tego skromny posiłek. Chłopcy się nie nudzili, a czasu na zabawę mieli naprawdę niewiele. A jednak przychodzili tam tłumnie i przyprowadzali wciąż nowych kolegów. Dlaczego? Ks. Bosko nie chciał stworzyć parku zabaw albo centrum rozrywki. Jego oratorium miało być dla chłopców podwórkiem. Podwórko to nie to samo, co boisko czy stadion. Aby było podwórko, nie wystarczy rzucić piłki na trawę. Aby było podwórko, nie wystarczy też super nawierzchnia, linie i chorągiewki ani trybuny jak na stadionie. Nie wystarczy nawet ogrzewana sala gimnastyczna. Podwórko jest wtedy, gdy przebywa się razem. Sport zawodowców nie pozwala na to. Są profesjonaliści i ci, którzy nigdy nimi nie będą. Podwórko jest wtedy, gdy wszyscy uczestniczą w zabawie. Sport nastawiony tylko na zwycięstwo wyklucza tych, którzy nie wygrywają. Na podwórku każdy może pokazać to, co umie, jaki jest, jak gra. Na profesjonalnym stadionie trzeba pokazać wynik. Na podwórku spotyka się osoby, na zawodowym stadionie graczy, zawodników, rywali. Podwórko pozwala wzajemnie się poznawać, a nie tylko wymieniać koszulki. Na podwórku możesz przegrać, zatrzymać się w połowie biegu z powodu zadyszki, przewrócić się. Towarzysze zabawy pośmieją się z ciebie. A ty razem z nimi. Polubicie się i zaufacie sobie. Nie będzie dyskusji o końcu kariery, kryzysie, złym treningu, błędach trenera, straconych pieniądzach. Na podwórku widać, że ktoś jest smutny. Na stadionie powiedzą, że jest bez formy. Do smutnego z podwórka podejdzie przyjaciel. Smutnego ze stadionu telewizje przeniosą do domów całego świata. Ale czy przez to będzie mniej smutny? Na podwórku można młodym i dzieciom pokazać, że kochamy to, co dla nich ważne. Na stadionie to raczej niemożliwe. Tak. Oratorium nie może być miejscem rozgrywek. Ono musi być podwórkiem!
Sport nastawiony tylko na zwycięstwo wyklucza tych, którzy nie wygrywają.