Moje misyjne przygody wśród pampy selwy i wody
ks. Jan - salezjanin
strona: 6
Od zawsze tkwiło we mnie polecenie Mistrza z Nazaretu: „Idźcie i nauczajcie wszystkie narody...” Ale te słowa były na dalekim miejscu w mojej świadomości; tak daleko, jak dalekim jest kontynent europejski od amerykańskiego. I pewnego dnia, ziemia argentyńska, w salezjańskim słowniku zwana „salezjańską Ziemią Obiecaną”, wtargnęła w centrum mojej świadomości.
Jak to się stało? Bóg działa poprzez ludzi, wydarzenia, natchnienia. Otóż, z Buenos Aires przyjechał do Warszawy salezjański biskup ksiądz Andrzej Sapelak i prosił o pomoc w pracy duszpasterskiej w jego diecezji. Prośba - w formie uprzejmej propozycji, przez pośrednictwo księdza inspektora, została skierowana do mnie. Wtedy, biorąc pod baczną rozwagę wszystkie za i przeciw, dałem pozytywną odpowiedź: skoro Pan prosi, to sługa powinien; oto jestem gotów, jestem do Twojej dyspozycji.
Zaproszony o godzinie trzeciej
I tak zaczęła się pierwsza przygoda, jeszcze na terenie kraju: zdobycie paszportu. Tzw. formalności paszportowe trwały długo. Pertraktacje ze specjalistą, który w mojej sprawie przyjeżdżał z Warszawy do lubelskiego biura paszportowego, zakończyły się po paru miesiącach. Otrzymałem paszport – rzecz zasadnicza, bez „zobowiązań...”.
Z wizą amerykańską.
Udałem się więc linią lotniczą „Aeroflot” na kontynent Ameryki Południowej, do Buenos Aires – przez Moskwę, Budapeszt, Dakar i Rio de Janeiro. W porcie lotniczym czekali na mnie ksiądz wikariusz generalny Gregorio i ksiądz proboszcz Livio. A był to rok, który w kalendarzu mojej biografii zapisał pięćdziesiątą i którąś jesień. Wyrażając tę myśl słowami przypowieści Chrystusa, zostałem zaproszony do winnicy misyjnej w salezjańskiej Ziemi Obiecanej – o „trzeciej godzinie”, a więc dość późno i przepracowałem w niej prawie dwadzieścia lat.
Nauczajcie wszystkie narody
W tym czasie w Rzymie odbyłem przygotowanie do pełnienia zadań pastoralnych w obrządku bizantyjskim, by móc pracować jako birytualista wśród wiernych obrządku wschodniego i zachodniego. Była to również wielka przygoda, ponieważ inicjowałem praktykę duszpasterską w soborze (kościele) świętej Zofii na via Boccea w Rzymie, mieszkając w seminarium papieskim dla obrządków wschodnich. Spotkanie z adeptami nauki misyjnej z różnych kręgów kulturowych, ras, długości geograficznych i o różnym kolorze skóry, unaoczniało prawdę o powszechności Kościoła i realizm wezwania Chrystusa: „...nauczajcie wszystkie narody...”.
Salezjańska Patagonia
Salezjanie i salezjanki wzięli entuzjazm i ducha misyjnego od księdza Bosko. Dzięki ofiarnej pracy dokonali wielkiego dzieła duchowego i cywilizacyjnego w Patagonii. Salezjańska przygoda ewangelizacyjna i wychowawcza może być porównywana z misjami jezuickimi w północnej Argentynie, w prowincji Misiones.
Patagonia, południowa część Argentyny, stała się po roku 1875 celem wypraw misyjnych obu zgromadzeń – salezjanów i salezjanek. Dzisiaj jest to kraj zdobyty dla Chrystusa i kultury chrześcijańskiej, co jest owocem ich ogromnego trudu i wyrzeczenia.
Na przestrzeni stu lat, od 1850 do 1950 roku do Argentyny płynęły ogromne fale imigrantów i wypełniły próżnię demograficzną, wytworzoną przez żądnych złota konkwistadorów. Przybyło wtedy około 6 milionów ludzi, przeważnie z Europy Zachodniej, ale także Słowianie.
Pierwsze rodziny polskie i ukraińskie wylądowały w Buenos Aires w roku 1897. Potem rocznie przybywało ich tysiące. Osiedlali się na północy Argentyny, zwłaszcza w prowincji Misiones, gdzie kiedyś owocnie pracowali jezuici. Zaistniała więc nagląca potrzeba duszpasterzy. Pierwsi dwaj misjonarze ukraińscy obrządku bizantyjskiego zjawili się dopiero w 1911 roku. Organizacji kościelnej dla wiernych tego obrządku nie było.
Pierwsze struktury kościelne tworzył salezjański biskup Andrzej Sapelak, mianowany pasterzem dla wiernych obrządku wschodniego. Z czasem, w wolnym kraju, posiadającym ogromny potencjał bogactw, Ukraińcy i rodziny innego pochodzenia rozpraszały się po różnych prowincjach. Dlatego do obsługi duszpasterskiej potrzeba było więcej misjonarzy.
***
I tak, w eparchii, czyli diecezji księdza Andrzeja Sapelaka, zaczęły się moje autentyczne misyjne przygody wśród pampy selwy i wody, wśród dzielnic biedy i bujnej przyrody.