Nie ukrywam, lubię obserwować otaczający świat, lubię słuchać, ba podsłuchiwać co i jak mówią Polacy; ci mali i duzi. Zdarza mi się przy tej okazji zachwycić czyjąś urodą. No, patrzę na piękną dziewczynę – licealistkę, a może i gimnazjalistkę, i myślę z uznaniem o jej wyglądzie. W duchu przyznaję, że to prawda, iż taką piękną i dorodną mamy w Polsce młodzież…
Ale czasem, i nie są to sytuacje rzadkie, moje zauroczenie znika. A to za sprawą sposobu, stylu porozumiewania się obserwowanych. Wszystko jest dobrze, póki np. słuchają muzyki albo zajmują się światem wirtualnym na swoim smartfonie. Jednak zdarza się, że zaczynają rozmawiać. I wtedy czar pryska. Nie, nie będę cytować tych wypowiedzi, zwłaszcza dziewcząt, bo po pierwsze, nie chcę obrazić odbiorców, a po drugie – przy takich dialogach czuję skrępowanie.
Ten język - wulgarny, a przy tym taki ubogi. Pełen skrótów i zapożyczeń, zwłaszcza z angielskiego. Gdybym nie była nauczycielką języka polskiego, to zapewne powiedziałabym, że to wina szkoły, szczególnie polonistów, ale przecież mam świadomość ograniczeń w uczeniu piękna języka ojczystego.
Co zatem ma wpływ na to, jak mówią i prawdopodobnie mówić będą kolejne pokolenia Polaków? Ano od zawsze to elity wyznaczały trendy. Dziś dochodzą media, a z środowisk „elitarnych” ( świadomie używam cudzysłowu) zwłaszcza ci ich przedstawiciele, którzy często i aż nazbyt chętnie się tam promują. Przede wszystkim zaś ich styl wypowiedzi na portalach społecznościowych. Kto ma oczy, niech czyta i wyciąga wnioski!
21 lutego przypada dzień języka ojczystego. Może chociaż przy tej okazji nasze elity, ale też my, zwyczajni Polacy, zadbamy o język polski. I nie tylko sami nie będziemy używać wulgaryzmów, ale też nie zaakceptujemy ich w naszym świecie. Wszak naprawianie go należy zacząć od siebie. Powodzenia!
powrót