Rozpoczęliśmy na dobre rok szkolny. Dla mnie oznaczało to przeniesienie do nowego miasta i podjęcie pracy w nowej szkole. W tym samym czasie toczą się kolejny raz dyskusje w mediach o potrzebie lekcji religii w szkole lub jej ewentualnemu usunięciu z listy zajęć szkolnych nawet o charakterze dowolnym. Dyskusja trafia na podatny grunt, bo to przecież czas przedwyborczy. A w naszej kochanej Ojczyźnie zawsze znajdą się politycy, którzy odgrzeją ten temat nawet wtedy, gdy są znacznie trudniejsze sprawy do rozwiązania niż kwestia lekcji religii w szkołach.
Podzielę się dwiema myślami, które pozostawiły ślad w mojej głowie, a związane są właśnie z lekcjami religii w szkole.
Pierwsza myśl. W świecie tak skomplikowanych relacji społecznych, coraz mocniejszego mieszania się kultur i religii oraz ogromu wiedzy na temat natury ludzkiej odgórne dekretowanie, że taki czy inny przedmiot jest niepotrzebny w szkole budzi przynajmniej zdziwienie. Pobrzmiewa tu: "My wiemy lepiej, co jest Ci potrzebne!". Dlaczego nie pozwolić obywatelom, płacącym podatki, z których utrzymywany jest system edukacji w Polsce, aby sami decydowali, czy lekcje religii pomagają im w integralnym rozwoju, czy nie? Poza tym, można powiedzieć, że działa tu pewien mechanizm wolnorynkowy: jest chętny na usługę, to przygotowuje się ofertę. I tak robi Kościół katolicki. Tak mogą robić inne wspólnoty wyznaniowe w Polsce. Jeśli w jakiejś szkole nie będzie chętnych, to nie będzie tam lekcji religii. I w takiej szkole nie będą wydawane pieniądze na takie zajęcia.
Druga myśl. W szkole, w której rozpocząłem pracę, zdeklarowało się do udziału w lekcjach religii 48% uczniów. Patrzę na tę liczbę i myślę sobie: "Co ona w zasadzie oznacza?" Codziennie spotykam na szkolnych korytarzach twarze uczniów, którzy utworzyli tę liczbę. Czy w tych procentach widać młodych ludzi, którzy stracili zaufanie do instytucji Kościoła choć nie stracili wiary w Boga? Czy widać tych, którzy dość pragmatycznie ocenili sytuację i wzięli pod uwagę lepszy dojazd do domu lub szkoły, a spotkanie z religią zarezerwowali na niektóre niedziele w ciągu roku w kościele parafialnym? Czy widać tych, którzy wpisują się w ogólną tendencję "jak najmniejszym kosztem" przejść przez szkołę, tzn. jeśli mogę mieć wolną godzinę, to dlaczego nie skorzystać?
Nie trzeba od razu narzekać, że większość zrezygnowała z tych zajęć. Ich intencje są różne. Poza tym, na dwóch lekcjach w tygodniu nie kończą się możliwości kontaktu z uczniami. I już zupełnie na koniec, warto zauważyć, że nie mniejsze zmartwienie mają dyrektorzy szkół, którzy muszą zorganizować tym uczniom dodatkową opiekę.
powrót