Uczę religii w liceum i gimnazjum dziesięć lat. Pewną prawidłowością podczas zajęć z uczniami, z którymi spotykam się po raz pierwszy, jest zarzucanie mnie pytaniami w stylu: "A co takiego złego jest w czytaniu Harrego Pottera?", "Czy brat też uważa, że czytanie horoskopów prowadzi do opętania?" lub "A jak brat się zapatruje na kupowanie dzieciom ubranek z Hello Kitty albo laleczek Monster High?"
Wprawdzie przyzwyczaiłem się do tego, że zanim zacznę z nimi rozmawiać o tym, co naprawdę mnie interesuje, i co uważam za ważne dla rozwoju życia duchowego, próbuje krótko odpowiadać na takie lub podobne pytania. Jakkolwiek przykro zabrzmi to, co teraz napiszę, uważam, że trzeba o tym mówić. Mamy poważny problem ze szkolną katechezą. I myślę w tym miejscu nie tylko o brakach w wychowaniu religijnym dzieci i młodzieży, lecz również o słabości katechetów. Nie jest moim zamiarem ani pastwienie się nad katechetami, w przeważającej większości kobietami, ani zachwalanie prowadzonych przeze mnie lekcji. Trzeba jednak wyraźnie powiedzieć, że duża część katechetów myli szkolną katechezę z fanatyczną walką z wytworami popkultury. Zamiast pokazywać piękno wiary chrześcijańskiej opromienionej niezwykłym wydarzeniem, jakim jest zmartwychwstanie Jezusa, zachowują się jak detektyw, który w detalach rozgryza demoniczne elementy w tekście Harrego Pottera lub udowadnia szatańskie pochodzenie Hello Kitty.
"Nie brat lepiej nie gada bzdur i posłucha tego, co mówią egzorcyści!" - usłyszałem, gdy napomnknąłem niegdyś o tym, że nie sądzę, aby zabawa lalkami Monster High musiała skończyć się poważnymi problemami natury duchowej. Rozumiem, że doświadczenie księży posługujących jako egzorcyści może im wskazywać, że taka czy inna osoba popadła w tarapaty duchowe po lekturze Harrego Pottera - jeśli dobrze pojmuję, to wnioskują oni tak w oparciu o "informacje" wykrzyczanane przez demona.
A jednak sądzę, że nie trzeba zajmować się na lekcjach religii ani Harry'm Potterem ani Hello Kitty czy Monster High. Można o nich w ogóle nie wspominać. Jeśli katecheta skoncetruje się na tym, aby atrakcyjnie i rzetelnie pokazać uczniom, że ewangeliczne opowiadania o spotkaniach Jezusa z ludźmi to w gruncie rzeczy WSPÓŁCZESNE SPOTKANIA JEZUSA Z LUDŹMI (że tak może dziś wyglądać spotkanie ucznia z Jezusem!), to najprawdopodobniej uczeń nie będzie szukał atrakcji w mrocznych opowiadaniach pani Rowling.
Młodzi szukają. Katecheta powinien towarzyszyć temu poszukiwaniu. Towarzyszyć to znaczy zachęcać do myślenia o Bogu, podpowiadać, gdzie można "namierzyć" Boga i rozbudzać intelekt. A zacietrzewione, wielokrotne grożenie opętaniem, prowadzi na manowce. Jak w ludowym powiedzeniu: Co za dużo, to niezdrowo". Szkolna katecheza sama nie rozwiąże współczesnych problemów z wiarą, niemniej jednak może uczynić wiele dobrego. Może niestety uczynić również wiele zła. Kto wie w ilu przypadkach prawdziwym jest stwierdzenie pod jednym z obrazków na demotywatorach: "Religia w szkole - tu rodzi się ateizm".
powrót