"Zauważamy w nas mniejszą predyspozycję do bycia realistami". (KG 27)
***
Uczestniczyłem pod koniec listopada w warsztatach prowadzonych przez Radcę ds. Duszpasterstwa Młodzieży ks. Fabio Attarda. Krakowskie spotkanie zgromadziło ponad 50 osób z 13 krajów. W tej grupie ekip młodzieżowych znalazły się zarówno osoby świeckie, zakonne i duchowne. Prowadzona refleksja dotyczyła SALEZJAŃSKIEJ OBECNOŚCI DUSZPASTERSKO - WYCHOWAWCZEJ POŚRÓD MŁODZIEŻY, co zostało ujęte w tzw. Podstawę Programową. W kilku punktach chcę podzielić się pewnymi myślami po tym spotkaniu oraz po przeczytaniu kilku tekstów ks. Pasquala Chaveza i ks. Angela F. Artime.
1. Z kim tak naprawdę spędzamy czas "w pracy duszpasterskiej"? Ile czasu REALNIE przebywamy pośród młodzieży? Czy nie jest tak, że zdecydowaną większość czasu salezjanie (i szerzej: Rodzina Salezjańska) spędza wśród ludzi w tzw. duszpasterstwie ogólnym, które dotyczy przede wszystkim osób w średnim i starszym wieku?
Zgoda, możesz powiedzieć: "W Polsce prowadzimy kilkadziesiąt szkół na wszystkich poziomach. Codziennie spotykamy się z tysiącami dzieci i młodzieży. I co, to nic nie znaczy?"
Mógłbym złośliwie odpowiedzieć: "A jaki procent młodych ludzi to stanowi? I jak ta obecność się przekłada na formację chrześcijańską? Ilu salezjanów jest REALNIE OBECNYCH W TYCH SZKOŁACH?" lecz nie o złośliwość mi chodzi, ale o refleksję. Myślę, że warto zastanowić się nad słowami ks. Pasquala Chaveza: "(...) czuję się utwierdzony w przekonaniu, które wyrażam od pewnego czasu: jeżeli (...) zadowolimy się tysiącami młodych, którzy uczęszczają do naszych dzieł, z przekonaniem, że znamy młodzież i służymy jej, to bardzo się mylimy. (...) Będąc zamkniętymi w naszych dziełach, narażamy się na ryzyko myśląc, że jesteśmy żywi w duszpasterstwie, podczas gdy umieramy z uduszenia".
Zatem, to prawda, że wokół nas jest jeszcze dużo młodzieży, której pomagamy w rozwoju. Ale byłoby jej więcej, i Boża Łaska docierała by do większej liczby młodych, gdybyśmy NAPRAWDĘ POŚWIĘCILI SIĘ DUSZPASTERSTWU MŁODZIEŻY (sic!) i nie rozpraszali się aktywnością dotyczącą pogrzebów w parafiach, styczniowej kolędy, prowadzenia grup Odnowy czy Neokatechumenatu itp.
Naszym podstawowym miejscem w świecie jest to, w którym PRZEBYWA MŁODY CZŁOWIEK. W innych miejscach nie musi nas być, tam duszpasterstwem mogą zająć się inni. A tymczasem my salezjanie (i szerzej Rodzina Salezjańska) pracujemy ZA SZEROKO, obejmując swym działaniem ludzi niemal od okresu noworodka aż do śmierci. To, co widać, to rozproszenie sił, celów, finansów, pomysłów itd. Nie jesteśmy takimi supermenami, by temu podołać, ani nie jesteśmy do tego powołani w Kościele. Może faktycznie powinniśmy ZAWĘZIĆ SWOJĄ DZIAŁALNOŚĆ i wyspecjalizować się w wychowaniu młodzieży okresu gimnazjalnego i ponadgimnazjalnego? Może rację miał współbrat, który powiedział: "W świecie globalizacji (a w takim żyjemy czy nam się podoba, czy nie) mali i rozproszeni, bez wyraźniej marki, giną".?
C.d.n.
powrót