Króluj nam Chryste!
Wieczór. Lampa. Po gorącej herbacie i kąpieli ląduję w łóżku. Mimo, że czuję się jak nowo narodzony, ciepła woda z prysznica nie zmyła przemyśleń, które kłębią się gdzieś w zakamarkach mojego umysłu. Przez otoczkę nieistotnych zdarzeń przebija się jak taran pytanie o istotę człowieczeństwa. Born... Dead... Narodzony... Umarły...
Jaka jest recepta na to, by zmienić mentalność człowieka, poruszyć do głębi, wstrząsnąć sercem i duszą, które tkwią zakorzenione gdzieś w cieniu jakiegoś cierpienia, buntu? Z każdą chwilą tego krótkiego filmu, w każdym nowym obrazie kryły się skrawki wskazówek, które po złączeniu w jedną, składną całość, dały odpowiedź: żeby zmienić człowieka, trzeba dotknąć jego człowieczeństwa, rzucić światło prawdy na istotę miłości, która jest w tym przypadku swoistym do tego kluczem. Bezwarunkowa miłość wobec bliźniego, która tkwi w sercach, nawet jeśli głęboko skryta lub przytłumiona - istnieje. Ludzie, których spotkał Robert, taką właśnie miłością żyli na co dzień, nie potrafiąc skryć jej pod maskami ułudy, co tak często dotyka nas, ludzi niby tych normalnych, którzy nie potrzebują opieki czy pomocy.
Jedno "Kocham Cię" wydobyte z najszczerszej głębi serca, przekazane w najmniejszym choćby geście jest jak dotyk ciepłej dłoni w chłodny wieczór samotności. I ta właśnie miłość jest świadectwem, że każde życie, to najcenniejszy dar jaki można otrzymać. Życie drugiego, pielęgnowane tym bezwarunkowym wymiarem człowieczeństwa jest w stanie zmienić każdego.
To właśnie ci ludzie, którzy przez choroby, jakie doświadczają, są wyłączeni i wykluczeni społecznie, dają nam najpiękniejszą i najcenniejszą lekcję życia: lekcję o istocie prawdziwej i szczerej miłości wobec drugiego. Oni, ci chorzy ludzie żyją, by leczyć nas, tych niby zdrowych.
Panie, bądź Uwielbiony w ich kochanych sercach!
Przemyślenia napisane po obejrzeniu filmu pt. "Born Dead" w reż. Jacka Bławuta
Króluj nam Chryste!
powrót