Zapisaliście dzieci na jakieś zajęcia? Może oswajający klub malucha, albo coś dodatkowego po przedszkolu? A wiecie, jak ciężko może to wyglądać na początku?
Przyświecają nam bardzo szlachetne cele, np. za rok przedszkole, więc niech się dziecko oswoi z rówieśnikami, przyzwyczai do nowych okoliczności, nauczy słuchać kogoś jeszcze poza rodzicami. Albo: ona uwielbia tańczyć, zapiszmy ją na jakiś balet, będzie zachwycona! Lub: no nie można całe popołudnia ślizgać palcem po szybie tabletu! Niech się chłopak trochę porusza. Wszystko super! Ale...
Początki w klubie malucha
Są dzieci, które wchodzą w grupę jak w miękkie masło, pani je zachwyca, muzyka je zachwyca, bieganie je zachwyca. Idź mama, napij się kawy za ścianą. Są takie, które pierwsze zajęcia przesiedzą na maminych kolanach, czasem się ruszą, jednak zawsze upewniwszy się tysiąc razy, że nikt ich tu samych nie zostawi. Ale są też takie, które przełom mają na czwartych zajęciach. Tak, na czwartych. Nie wiem dlaczego, ale za mną 7 lat obserwacji tego zjawiska. Przed rodzicami, którzy przetrwali trudne początki chylę czoła.
Gdy minie czas wycofania, a potem obserwacji (dziecko wychyla się z ciekawością, ale ucieka, gdy tylko pani się do niego odezwie), rodzicielskie mięśnie z wolna zaczynają się rozluźniać. Potomek bawi się coraz chętniej i na 3 dni do przodu wypytuje, kiedy pójdziecie do klubiku.
Jak ułatwić dziecku start w klubie malucha?
- Nie siedźcie pod ścianą, jeśli dziecko ma nie siedzieć. Może głupio to wygląda (choć tylko w Waszych oczach) ale róbcie to, co ma robić dziecko. Skaczcie, biegajcie, łapcie się za ręce w kółku graniastym. I róbcie bęc.
- Gdy dziecko i tak nie chce brać udziału w zajęciach, Wy i tak róbcie to, co mają robić uczestnicy. Ono z czasem zauważy, że rodzic dobrze się bawi, krzywda się nie dzieje, a jego tutaj coś fajnego omija (bo w tym czasie nie ma zabawiania własnymi zabawkami albo konsumpcji soczku!) i w końcu coś drgnie. Może nie od razu, cierpliwości. Może być też płacz, bo mama albo tata nie chcą z nim tu siedzieć, tylko idą skakać. "Jeśli chcesz siedzieć, to siedź, kochanie. Ale ja chcę się pobawić" jest dobrym wyjaśnieniem, jak się sprawy mają.
- "Nerwy w konserwy". Wiem, ciężko, gdy po pracy wzięliście na siebie jeszcze ten obowiązek, a tu taka dziecięca niewdzięczność i problemy... Ale dziecko odbije Wasze emocje i nerwowe kółko się zamknie, to mogę obiecać.
- Nie uciekajcie z pola walki. Jeśli dziecko bardzo płacze, wyprowadźcie je z sali. Ono jest w zupełnie nowych okolicznościach, jego emocje też jakoś muszą się uwolnić. Ale po chwili zawsze wracajcie, nie ważne jak często. To lekcja radzenia sobie ze stresem. Chcecie nauczyć ucieczki czy uporu w radzeniu sobie z nowymi okolicznościami?
Uwierzcie mi, że warto. Między pierwszymi a ostatnimi zajęciami jest droga, jaka wprawi Was w osłupienie. Gdy maluch będzie samodzielnie zostawał na zajęciach, przynosił Wam prace plastyczne, integrował z grupą i panią, będziecie bardzo dumni. I machniecie ręką na trudne początki.
Początki na zajęciach dodatkowych
Po pierwsze- wszystko jak wyżej.
Ale jest coś jeszcze- wykańczające wielu rodziców niezdecydowanie dziecka. Bo ono wychodzi z sali, nie chce tam być, ale też nie chce iść do domu. Kilkanaście razy pada coraz bardziej zdenerwowane "no to czego w końcu chcesz?", "wchodzisz do środka, albo idziemy!", "Dlaczego ciągle wychodzisz?" itp. Widziałam to nie raz. Po pierwsze: dziecko może nie wiedzieć, czego chce. I pewnie tak właśnie jest. A zadając mu takie pytania, takim tonem, nie poprawicie sytuacji. Ono nie zna miejsca, nie zna ludzi, nie widzi Was (jeśli nie możecie być w sali) i jego serce przepełniają obawy. O wszystko.
Jak pomóc dziecku?
- Gdy wychodzi do Was z sali, dajcie buziaka, zapewnijcie, że jesteście tu cały czas i odeślijcie z powrotem. Za ósmym i szesnastym razem też. Bez przedłużania, wdawania się w dłuższą rozmowę (chyba, że jest jakiś problem), proponowania picia albo jedzenia.
- Szukajcie sposobności do pochwały. Za wszelką cenę! "Rety, teraz byłaś w sali znacznie dłużej niż poprzednio!", "Pokaż no te mięśnie, wojowniku... o już widać efekty!" itd. Doceńcie co się da, niech to się miło kojarzy.
- Określcie uczucia dziecka i bądźcie wyrozumiali. "Wygląda na to, że nie chcesz być tam, ale też nie masz ochoty wracać domu. Czasem ciężko jest się zdecydować." Albo: "To może być trudne tak poznawać wszystkich od początku, w nowym miejscu" itp. Taka empatia czasem wystarcza.
- Jeśli jest ciężko, pogadajcie w domu o tym, co mogłoby dziecku pomóc. Niech ono samo ma szansę coś Wam podpowiedzieć. Może na początek trzeba się umówić, że co 10 minut (umowne, nie trzeba budzika) będziecie zaglądać lub ono będzie się wychylać? Może potrzebny jest miś albo różowe baletki, które dodadzą odwagi?
A tak w ogóle...
Kiedy dziecko nie chce się od Was odkleić na zajęciach, zróbcie sobie rachunek sumienia. Możliwe, że ono walczy o swoich rodziców. Być może w tygodniu nie ma szansy pobyć tylko z Wami i teraz czuje, że znów Was traci, że je odtrącacie, oddajecie komuś innemu. To też już widziałam na żywo. Ale gdy podstawowe potrzeby dziecka będą zaspokojone, wtedy znajdzie się przestrzeń na dodatkowe atrakcje.
powrót