Włączam telewizję i natychmiast słyszę, jakie mam potrzeby. Niektórych nie byłam nawet świadoma! A przecież MUSZĘ zaspokoić je wszystkie, żeby być wystarczająco piękną, zrealizowaną, żeby żyć na poziomie, który należy mi się jak przysłowiowa miska dla psa. Bez tego ani rusz, życie jest jedno i nic nie może się zmarnować! Inaczej- przegrałam.
Zgodnie z piramidą potrzeb Maslowa, zanim będziemy gotowi realizować wzniosłe potrzeby samorealizacji, konieczne jest zaspokojenie potrzeb bardziej podstawowych. Bez tego ani rusz. W pierwszej kolejności- fizjologia. Następnie: poczucie bezpieczeństwa, przynależności i szacunku. To jest tak ważne, że intuicyjnie z całych sił dążymy do ich zaspokojenia. A teraz eksperyment: oglądając najbliższy blok reklamowy sprawdźcie ile produktów "mówi" Wam, że:
- zabezpieczyliście właśnie życie i zdrowie rodziny, ponieważ używacie X,
- od teraz należycie do tej szczególnej grupy, która zna się na rzeczy, bo ma Y,
- jesteście wyjątkowi, bo tylko takie osoby kupują Z.
Podsumowując, wszyscy dostajemy sygnał- bez tej golarki, tabletek lub samochodu nie mamy co myśleć o spełnieniu się jako wartościowi i godni szacunku ludzie. I tak golarka, tabletki i samochód awansowały z działu zachcianek na stanowisko potrzeb. Tych absolutnie niezbędnych.
Z DZIEĆMI NIE JEST ŁATWIEJ
Kolega mojego Męża stwierdził kiedyś, że jeśli chodzi o rodzicielstwo, to jego rodzicom było łatwiej niż jemu. Bo jak w PRL-u dziecko miało zachciankę to brak pieniędzy lub brak towaru załatwiał sprawę, nie było z czym dyskutować. Obecnie kolega dysponuje środkami a w hipermarketach jest osobny dział do zaspokajania dziecięcych chciejstw. I jak tu odmówić dziecku? Na co się powołać?
Tymczasem pewna mama z mojej pracy miała swego czasu poważny dylemat. Jej dziecko umiało samo się ubrać ale chciało, żeby robiła to mama. Czy powinna była wobec tego skłaniać je do samodzielności czy raczej zaspokajać ewentualną potrzebę bliskości, która być może kryła się pod tym wszystkim? Inna mama przyznała kiedyś, że nie zdecydują się z mężem na kolejne dziecko, gdyż nie mogliby wówczas poświęcać wciąż tyle samo uwagi swojej pierworodnej. A ta trzyletnia pierworodna to był kapitan ich okrętu, jej "potrzeby" nie tylko wyznaczały ich wspólny kurs. One władały wiatrami.
Czy trzeba pisać o tym, że potrzebę bliskości można zaspokoić np. przytulaniem, bez rezygnacji z nauki samodzielności? Albo o tym, że dzieciom może się mylić, ale dorośli powinni jednak rozróżniać zachcianki od potrzeb- swoich i dzieci? Lub że w życiu nie wszystkie chciejstwa mogą być zrealizowane, a rodzice mają obowiązek przygotować na to swoje dzieci, by ograniczyć ich rozpacz i frustrację przy zderzeniu z rzeczywistością? Może nie trzeba pisać. Przecież wszyscy to wiemy, prawda?
powrót