Zamień karę na konsekwencje, a nawet trudne sytuacje będą wychowawcze i... edukacyjne. Przestań wygrażać zakazami i pokaż dziecku logiczne związki funkcjonujące w świecie.
Dlaczego kara nie jest konsekwencją?
Niektórzy sądzą, że chodzi tylko o zmianę nazwy- z "kary" na "konsekwencję", a zatem to tylko kosmetyka, tani chwyt. Otóż NIE. Jak pisałam ostatnio, kara to działanie rodzica na ogół: pod wpływem emocji, nieprzewidywalne (czego tym razem zabronisz?), nieadekwatne do przewinienia, niekonsekwentne. Na szybko zaspokaja potrzebę posiadania wpływu na sytuację, zrobienia "porządku z tym wszystkim", ale chwilowe poczucie kontroli często zamienia się w dotkliwą porażkę.
Tymczasem konsekwencje naturalne to normalne następstwo zaistniałej sytuacji, wynikające wprost z tego, co zaszło. Banalnie to proste, a jednak tak często kompletnie na to nie wpadamy.
Jak to działa?
Mój syn, na oczach protestującego ojca, wszedł w błoto i wyciapał buty. Odrobina empatii wystarczy, by zrozumieć jak czuł się rodzic i na co mógł mieć ochotę w takiej chwili. Argumenty o doświadczaniu świata, eksperymentowaniu itd. odsuwamy na bok. Sześcioletni chłopiec powinien zrozumieć, kiedy rodzic prosi, żeby nie brudził butów w błocie. Co w takim razie? Zakaz oglądania bajek za zignorowanie polecenia? Nie. Buty są brudne. Trzeba je wyczyścić.
To proste.
Podstawą jest komunikat nieoskarżający, który po prostu mówi, jak jest. Jeśli atakujesz (kto rozlał mleko?! znowu nawylewałeś...) licz się z tym, że dziecko skupi się na obronie albo ucieczce. Nie na załatwieniu problemu. A przecież o to Ci chodzi.
Pod stołem jest pełno okruchów. Trzeba je zebrać, żeby nie rozniosły się po domu.
Czasem trzeba:
- podpowiedzieć, jak naprawić sytuację. Mleko jest wylane, trzeba pościerać. ( i podajesz dziecku ścierkę, żeby nie miało wątpliwości ;) )
- zaproponować wybór. Jest afera przy wychodzeniu z placu zabaw. "Zgodnie z umową, kończymy zabawę. Wychodzisz sam, czy wolisz żebym wzięła Cię na ręce (wsadziła do wózka)?"
Nie jesteś z kamienia. Możesz:
- wyrazić ostry sprzeciw, np. jestem bardzo niezadowolona, gdy muszę poświęcić czas na ponowne wyprasowanie ubrań. Czuję, że moja praca nie jest szanowana.
- wyrazić swoje oczekiwania, np. oczekuję, że brudne ubrania będą odkładane do kosza w łazience.
Czy to nie za mało?
Czy ono na pewno zrozumie, że stało się coś nie tak? Czy to nie jest za mało dotkliwe?
Chcesz wychować dziecko na mądrego człowieka, który rozumie logiczny związek między A i B, prawda? Konsekwencja naturalna to jego kwintesencja. Pokazujesz jak działa świat, np. pies musi być wyprowadzany. Jeśli nie, zleje się na podłogę. A skoro tak, to trzeba posprzątać. Afera z zakazywaniem czegoś w ramach niespełnionego obowiązku jest bez sensu. Jak będzie trzeba sprzątnąć po psie, szybko utrwali się dlaczego warto wyprowadzić zwierzę o czasie.
Czy ono nie jest za małe?
Dziecko powyżej roku nie jest za małe na ponoszenie konsekwencji swoich zachowań. Ono ma to robić na miarę swoich możliwości, czasem z Twoją pomocą. Nie ma takiego sprzątania po dziecku, w którym ono nie mogłoby jakoś uczestniczyć.
A co, jeśli na to, co zaszło, nie ma naturalnych konsekwencji?
Zazwyczaj są, tylko czasem trudno je znaleźć. Często taki dylemat jest przy biciu (nie notorycznym, to już następny punkt), np. gdy młode uderzyło inne dziecko. Konsekwencją jest zmierzenie się z tą sytuacją, zrozumienie co jest nie tak i przeprosiny. Uderzyło Ciebie? Smutek rodzica jest zazwyczaj bardzo przykrą konsekwencją, oczywiście wykluczam szantaż emocjonalny tudzież obrażanie się na dziecko.
Ale ono i tak w kółko robi to samo.
Tu wchodzimy na teren konsekwencji ustalonych, lub inaczej- regulaminowych. I o tym będzie w następnym poście. Zapraszam.
powrót