Kłótnie między dziećmi. Niekoniecznie w rodzeństwie ale zazwyczaj koniecznie doprowadzają dorosłego do rozpaczy. Co zrobić, by nie dać się wepchnąć w rolę sędziego?
Ja tego nie wymyśliłam. To dwie miłe panie Faber i Mazlish. Ja to tylko praktykuję. I jeśli utrzymam nerwy na wodzy, wszystko dobrze się kończy. Bez rodzicielskiego arbitrażu.
A w praktyce wygląda to tak...
Krok 1. Gdy dzieci kłócą się na tyle, że nie możesz pozostać obojętnym (a trzeba pozostawać obojętnym tak długo, jak się da, bo to ICH kłótnia), przychodzisz na miejsce akcji.
We wspólnym pokoju 3,5- letnia Córka koniecznie chciała śpiewać przez zabawkowy mikrofon. Tymczasem Syn (lat 5) próbował słuchać bajki na magnetofonie. Wrzask, jazgot, pot i łzy.
Krok 2. Pytasz każdego z dzieci o problem. Każdy się wypowiada, nie komentujesz, nie zabierasz stanowiska.
Dzieciaki po kolei zdawały raport ze stanu swojego pokrzywdzenia, niesprawiedliwości dziejowej i konieczności wykonania własnego zamiaru "tu" a zwłaszcza "teraz". "Mamy więcej pokoi, niech ona pójdzie pośpiewać do jakiegoś pustego", myślę rozwiązując problem. Ale szczęśliwie gryzę się w język.
Krok 3. Doceń wagę problemu. Możesz podsumować stanowiska zwaśnionych stron. Zachęć do poszukiwania rozwiązań. I... wyjdź z pokoju. (WYJDŹ- to absolutnie konieczne. Dzieci zrobią wiele, żeby wciągnąć Cię w ten konflikt.)
Powiedziałam więc: "To rzeczywiście bardzo trudna sytuacja. Ty chciałbyś słuchać teraz bajki. Ty chciałabyś pośpiewać. Pokoi jest wiele... (ciężko jest się powstrzymać przed radami) ale to wy zdecydujecie, jak rozwiązać ten problem. Na pewno potraficie, bo dawaliście na to dowody w przeszłości". I wyszłam. A prawdę mówiąc schowałam się za winklem, żeby podsłuchiwać ustalenia.
Nie daj wciągnąć się w kłótnię. Jeśli trzeba, wyalienuj się na chwilę. Jeżeli dotychczas zabierałaś/-eś wszystkowiedzące stanowisko, dzieciaki nie od razu pogodzą się z nową metodą. Ale jeśli wytrwasz, nauczysz dzieci odpowiedzialności za ich konflikty. Okażesz im zaufanie i pomożesz zbudować wiarę we własne możliwości.
Moje dzieci jeszcze chwilę się kłóciły. Potem odezwał się Syn:
- To ja najpierw posłucham bajki, a potem ty będziesz śpiewać. Zgadzasz się?
Wstrzymałam oddech, propozycja wydawała mi się niesprawiedliwa. Wbiłam paznokcie we framugę, żeby nie ruszyć z interwencją. Córka jednak zgodziła się na rozwiązanie brata. Zapanowała zgoda i CISZA, w której słychać było tylko audiobooka.
Posypałam głowę popiołem. Skoro to ich konflikt, to także ich rozwiązanie. A jeśli obojgu to pasuje, to czyż nie tego chciałam dla swoich dzieci? No i dla siebie, rzecz jasna...
powrót